Rozdział 3: Jego oddech

7.3K 318 9
                                    

Byłam już gotowa na nasze spotkanie, ubrana w czarną, krótką spódniczkę i granatową bluzeczke z falbankami. Usłyszałam czyjeś pukanie do drzwi, była dopiero 15 więc uznałam, że to nie Jev, ku mojemu zdziwieniu to właśnie on stał w progu moich drzwi.

- Nie jesteś trochę za wcześnie?

- Jestem, ale pomyślałem, że jesteś już gotowa.

Uśmiechnął się figlarnie.

- W sumie to tak.

Przkroczyłam próg domu i wsiedliśmy do jego samochodu.

- Niezłe auto.

Pochwaliłam.

- Dzięki, ale przecież nie pierwszy raz nim jedziesz.

" no tak" pomyślałam.

- To do jakiego baru jedziemy?

- Właściwie... to do żadnego.

Troszkę się przestraszyłam, bo tak w zasadzie to ja nic o nim nie wiedziałam.

- Spokojnie, nie masz się czego bać, mam poprostu niespodziankę.

Przestałam się odzywać i zaczęłam wyglądać przez okno. Przed oczami przelatywały mi najgorsze scenariusze tego spotkania. Wkońcu samochód zatrzymał się, a ja zobaczyłam, że jesteśmy w parku pełnym ludzi, od razu strach przeszeł, bo przecież jeśli chciałby mi coś to nie zawiózł by mnie do miejsca, gdzie są tłumy.

- Co będziemy robić?

Zapytałam zaciekawiona.

- Chciałbym pokazać ci co lubie robić w wolnym czasie.

Automatycznie skinełam głową, na znak że się zgadzam na takie spędzenie czasu. Z bagażnika wyjął deskorolkę.

- Jeździsz na desce?

- W wolnym czasie.

Nie kryłam zainteresowania. Kiedy miałam 15 lat chciałam nauczyć się jeździć, ale jakoś nic z tego nie wyszło. Powędrowaliśmy w stronę pustego, słonecznego placu. Jev zaczął pokazywać mi jak wywija na desce. Byłam wniebowzięta. Jeździł tak, jakby robił to przez większość swojego życia. Nie wiem czy o to mu chodziło, ale zaimponował mi.

- Chcesz spróbować?

Bardzo chciałam, ale jednocześnie nie chciałam zrobić z siebie kretynki, któr próbuje mu dorównać w jeździe.

- Za bardzo nie umiem.

- Spokojnie pomogę ci.

Uśmiechnął się uroczo. Zgodziłam się pod wpływem impulsu. Ustałam na deskorolce, przez chwile nie mogłam złapać równowagi.

- Ugnij trochę kolana i zacznij odpychać się nogą.

Zrobiłam tak jak podpowiedział, ale i tak to nic nie pomogło. Jev lekko złapał mnie w talii i ustawił odpowiednio moje ciało.

- Rozluźnij się trochę i spróbuj jeszcze raz.

Rozluźniłam się i zaczęłam powoli i ostrożnie jechać, tak dobrze mi szło, że po chwili przyśpieszyłam. Za moimi plecami słyszałam "dobrze ci idzie". Trochę za szybko zaczęłam jehać i straciłam równowagę. Przewróciłam się na kolana. Jev szybko do mnie podbiegł.

- Nic ci nie jest?

- Raczej nie.

Odpowiadając, zobaczyłam, że na moim kolanie pojawiła się rana, z której leciała kree.

Dotyk niebezpieczeństwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz