Rozdział 19 : Chyba w końcu to zrozumiałam.

5.5K 278 16
                                    

Siedziałam na szpitalnej, zimnej podłodze opierając głowe o ściane. Ciężki ból przygniatał mi serce. Jev walczył o życie na sali operacyjnej, a Lily była w krytycznym stanie. Podkuliłam nogi pod brzuch, chowając zapłakaną twarz między kolana.

- Wszystko wporządku?

Zapytał lekarz, noszący okrągłe okularki na nosie. Położył mi rękę na plecach. Spojrzałam na niego i wybuchłam jeszcze większym płaczem.

- Bardzo przepraszam, ale ... ale nic nie jest ok! Mój chłopak ma teraz operacje i nie wiadomo czy przeżyje!

Burknęłam, próbując stłumić płacz. Czy ja powiedziałam "mój chłopak"?

- Chodzi zapewne o tego postrzelonego? Posłuchaj, operują go bardzo dobzi lekarze, jest bardzo małe ryzyko, że...

- ... że umrze!

Doktor zrobił mine, która mówiła " Chciałem ją tylko uspokoić". Pokazałam mężczyźnie, żeby już poszedł, zrobił to. Wpatrywałam się w sale naprzeciwko mnie. Ponieważ drzwi było otwarte mogłam dostrzec siedzącą na łóżku dziewczynke, miała z około siedem lat. Była bardzo szczupła, a na jej twarzy widoczne było duże zmęczenie. Koło niej siedziało dwoje dorosłych - najprawdopodobniej rodzice. Jej mama płakała a tata wpatrywał się w nią z żalem i przygnębieniem.

- Mamusiu, nie płacz.

Powiedziała, a w zasadzie poprosiła radosnym głosem dziewczynka.

- Dobrze, kochanie co tylko będziesz chciała.

Odpowiedziała kobieta, ocierając łzy a jednocześnie czule trzymając córke za ręke.

- Tato ty także nie bądź smutny, przecież odchodze do aniołków, będę w niebie, gdzie kiedyś się spotkamy. Ty, ja i mama.

Na te słowa, mężczyzna gwałtownie wstał i wybiegł roztrzęsiony z sali. Widać było że rodzice siedmiolatki nie mogli pogodzić się z jej śmiercią.

- Mamo, nie chce żebyście płakali!

- Obiecuje, że już nie będziemy Kate.

Odpowiedziała, poprawiając dziewczynce włosy. Z przysłuchiwania się rozmowie wyrwał mnie dzwonek mojej komórki. Dzwoniła mama, awanturowała się że nie ma mnie w domu o tak rannej porze. Poprosiłam tylko aby przyjechała do szpitala i się rozłączyłam.
Wstałam z podłogi, splotłam włosy w wysokiego koczka i postanowiłam wyjść przed szpital. Nie lubiłam przesiadywać za długo w takich miejscach. Za dużo było tu smutku i rozpaczy, a sądziłam, że rześkie powietrze mnie chociaż trochę ukoi. Kiedy wychodziłam na zewnątrz natychmiast przywędrował do mnie chłodny acz delikatny wiatr. Nie wiedziałam co robić, obserwowałam poprostu ludzi przechodzących obok mnie.
Po jakiś piętnastu minutach dostrzegłam parkującą mamę. Kiedy mnie ujrzała, poczułam jak rozładowywyje się jej namięcie. Pewnie myślała, że to ze mną coś się stało i leże w szpitalu. Wysiadła z samochodu, podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyje. Zaczęła całować mnie po czole.

- Boże, Boże, dziękuje, myślałam że coś ci się stało! Nigdy więcej tak nie rób.

- Dobra, uspokój się, wszystkie ze mną ok.

Oznajmiłam, wyrywając się spod jej uścisków. Kiedy się jej dobrze przyjrzałam, zaczęłam się lekko uśmiechać. Już dawno nie widziałam jej takiej nieograniętej. Nie była pomalowana, włosy wyglądały tak jakby od kilku dni nie były czesane.

- Ty się tak ze mnie nie śmiej, tylko powiedz co się stało, że tutaj jesteś?

- No więc, jechałam sobie z Jev'em wieczorem samochodem i byliśmy przy jakimś starym opuszczonym domu....

Dotyk niebezpieczeństwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz