XXXII: Złość

1.1K 74 284
                                    

- Gdyby Polen pojawił się w siedzibie, natychmiast mnie poinformuj.- Niemcy przez chwilę spoglądał przenikliwie na Belgijkę, która dodawała cukier do swojej kawy. Kobieca personifikacja zerknęła na niego, a na jej twarzy pojawił się cień zainteresowania i niepokoju. 

- Stało się coś...?- Zapytała, gdy Niemcy przekartkował dokumenty, z zimnym, napiętym wzrokiem na nie spoglądając. Pomimo umęczonego spojrzenia, jego sylwetka była wyprostowana, a pewne napięcie którym emanował, nie zwiastowało niczego dobrego. 

- Nie, skąd taki pomysł?- Ich spojrzenia się spotkały, na co Belgia odwróciła wzrok. 

- Nic, pytam... orientacyjnie.- Mruknęła chwytając kubek.- Dam ci oczywiście znać. Jak na razie nie zapowiadał się, żeby miał przyjeżdżać. Niedługo pierwszy września, pewnie ma inne rzeczy na głowie niż przyjazdy do SUPE.- Stwierdziła, a Niemcy mruknął na to potwierdzająco. Belgia wyszła z pomieszczenia i jeszcze przez krótki moment, mężczyzna słyszał stukanie jej obcasów. 

Westchnął krótko i czując w sobie wewnętrzną nienawiść do całej rzeczywistości oraz zmęczenie, ruszył w stronę swojego gabinetu. 

Jeśli był jakiś element jego życia, którym nie umiał zarządzać ani go kontrolować, były to emocje, które w jego przypadku często były skrajne. Z emocji, najlepiej znał złość, furię, które najczęściej towarzyszyły mu podczas jego żywota, kiedy to akurat uczucia domagały się skucia lodu. Lepka, dusząca od środka złość. Pełna zimna, analizy, precyzji i trucizny. Nie pamiętał kiedy ostatnim razem się tak czuł, tak, jakby chciał zrównać z ziemią wszystko, co tylko stanie mu na drodze. Była to złość dogłębna, taka, która sprawia, że nie chce się krzyczeć ani płakać. To była złość, domagająca się knucia i odreagowania, co w przypadku jego wypaczonego personifikacyjnego spojrzenia, równało się z dantejskimi scenami. 

Złością tłumił smutek, który jeszcze bardziej go przerażał, bo obezwładniał, pokazywał słabość, niekontrolowaną miękkość. Zmieniał je, bo złość była mu lepiej znana, bezpieczniejsza, motywująca, napędzająca siłę. Został jednak wypchnięty za jakąś granicę, która dyktowała jego ciału, jak ma się zachowywać zgodnie z logiką. Łzy zaczynały same lecieć, kiedy siedział na zimnej huśtawce, z księżycem na głową, a on tak blisko, a zarazem tak daleko miał swoje, jak miał nadzieję, panaceum. Łzy same leciały mu z oczu, kiedy Polak odjechał z piskiem opon z osiedla i kiedy tamtego dnia zasnął w samochodzie, gdy wracał na swoje tereny.

Mieliło się w nim wiele rzeczy, które tworząc niezrozumiały obraz, dyktowały jego odpychający humor i postawę. W głowie nadal miał wzrok Polaka i jego krzyki, oskarżenia. Zawód w błękitnych oczach i wręcz płaczliwy głos pełen palącej nienawiści.  Szczerze życzył Czeszce, aby nie stanęła mu na drodze w najbliższym czasie, bo nie ręczył za siebie. To przez kobietę stracił tak ważną osobę, część jego rzeczywistości, a on szczególnie nie lubił, gdy odbierano mu jego elementy. Szczególnie te cenne, jaśniące. 

Pomimo śmiesznie małego czasu, który spędził w taki sposób z Polakiem, brak swojego słońca odczuł dotkliwie, jakby ciemność ponownie coś w nim ścisnęła. Nagle znikły wieczorne rozmowy, znikł śmiech, a zamiast tego pojawiła się krzycząca cisza i to okrutne poczucie samotności. Już nikt nie czekał na jego telefon, już nie było osoby, która słuchała jego przemyśleń z takim oddaniem.  Czuł bolącą pustkę, pulsującą furię a przez głowę przechodziły mu gorzkie, może trochę krwawe myśli. A Polaka w jego życiu nie było przez ledwie tydzień. 

Wszystko potęgowane było także brakiem możliwości dobicia się do drugiej personifikacji. Nie odbierał, nie odpisywał. Warszawa odprawiła go z ognistą nienawiścią w oczach, mówiąc, że nawet jeśliby wiedziała, gdzie jest, to i tak nie powiedziałaby mu. Polski nie było go w brudnawym kościółku, osiedle i domek spowite były martwą ciszą, jakby nikt tam nie mieszkał. Samochodu nie było. Wszystko zdawało się być zostawione. Trochę przerośnięta trawa, nieoplewione kwiaty i owoce pod drzewami, miażdżyły coś w jego sercu, wprawiając w dziwny stan. Wydawało się, jakby minęło tyle czasu, odkąd spędzali tu razem wspólne chwile. Sceneria w jego głowie jawiła się jak leniwy sen, który w konfrontacji z zastanym widokiem pękał na kawałki. 

[Germany x Poland]  Countryhumans: Misja ZachódOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz