Pięć lat temu, Afganistan
Afganistan powitał nas suchym, unoszącym się wszędzie piachem. Gorące powietrze buchało w twarz, a mundur ciążył swoją wagą i grubością. Amerykańska flaga dumnie wszyta była w materiał na ramieniu. Poprawiłem kamizelkę kuloodporną i mocno zapiąłem ich kieszenie. Karabin M4 ciążył w mojej ręce, gdy obserwowałem resztę mojego plutonu, który wyskakiwał z helikopterów i samolotów wojskowych. Odwróciłem się w stronę jednego z oficerów, który jednocześnie był moim przyjacielem, poznanym w West Point, elitarnej uczelni wojskowej kształcącej oficerów na potrzeby wojsk lądowych.
- Nawet w snach nie pomyślałbym, że jest tu tak gorąco - zaczął obserwując swój pluton składający się z pięćdziesięciu żołnierzy.
- Będzie jeszcze gorzej - odparłem następnie wydając komendę. Przeleciał nad nami jeden z amerykańskich helikopterów bojowych. Z daleka słychać było ostrzały, w jednej chwili śmigłowce ruszyły do Kabulu, które mieściło się na północ od bazy. Nasze wojsko było w terenie. Dopiero teraz zaczynała się walka o życie. Wszędzie słychać było wycie syren.
– To nie jest zabawa! Jesteście w Afganistanie. To nie jest poligon, tylko prawdziwa wojna. Oczy dookoła głowy! – ryknąłem głośno, zatrzymując głos na jednym z szeregowych. Działał mi na nerwy, bo myślał, że jeśli jego ojciec zaciągnął się do woja i trochę porozkazywał to myślał, że wszystko wie. Tak naprawdę gówno wiedział.
– Szeregowy Brown, chcecie coś powiedzieć? – zapytałem stojąc na środku.
– Nie, Panie oficerze – skinąłem głową.
– W nocy czeka nas pierwszy patrol, radzę dobrze się nastawić – dodałem.
Kilka dni później
Noktowizor ułatwiał mi drogę, podczas nocnego patrolu. Szedłem spokojnie, z wyciągniętym karabinem między domami. Sytuacja była napięta, a talibowie zaczęli coraz bardziej naciskać. Kopnąłem drzwi domu, który dzisiaj był pod ostrzałem. Gdy usłyszałem huk, a jedna ze słabych ścian została rozwalona wiedziałem, że nie będzie kolorowo.
– Na dwunastej! – ryknąłem, pokazując, by żołnierze schowali za jedną ze ścian. Uniosłem broń i strzeliłem w dym. Kurwa.
Jeden z naboi przeleciał obok mojej głowy. Zaczął się ostrzał. Jeden z talibów wyszedł na przód i od razu wpakowałem w niego kulkę, ale było ich więcej.
– Ian, na lewej – usłyszałem i wpakowałem kolejnemu serie z karabinu. Ściany drżały, a ja słyszałem głośne bicie swojego serca. Adrenalina była zgubna, dla tego trzeba było wiedzieć jak się z nią obchodzić, a ja służąc nauczyłem się tego.
Ostrzał trwał parenaście minut, a dla każdego żołnierza wydawało się jakby trwało to godzinę. Po powrócie na bazę zmęczenie było tak wielkie, że nawet nie wygodne łóżko polowe zdawało się miękkim materacem. Później zapadł tylko długo wyczekiwany sen, w którym scena sprzed kilku godzin rozgrywała się na nowo.
Miesiąc później
Będąc oficerem miałem przywileje. Uśmiechnąłem się sam do siebie widząc na ekranie twarz Janet. Moja żona kwitła w ciąży. Nie mogłem się doczekać, gdy na świat przyjdzie nasza córeczka.
– Jak się czujesz? – zapytała. Jej głos był balsamem dla mojego ciała. Najlepszym lekiem.
– Daje radę, Janet – odparłem. Skrzywiłem się, gdy odkryłem, że zielona koszulka przylepiła się do mojej klatki piersiowej.
– Obiecaj, że wrócisz – nie lubiłem składać takich obietnic, bo wiedziałem, że nie byłem wstanie tego dotrzymać. Mogłem stracić życie jutro czy nawet za trzy miesiące.
– Wrócę – odparłem.
– Widziałam w wiadomościach, że jeden z żołnierzy z twojego plutonu stracił nogi – nie było mnie przy tym. Patrolował teren, który wydawał się być najmniej niebezpieczny. Jednak był zaminowany. Rozerwało go na pół, ale żyje.
– Przewieźli go do jednego z sojuszniczych krajów NATO. Przejdzie operację, a następnie przetransportują go do szpitala wojskowego – to był cud, że przeżył, ale tego nie chciałem dodawać. Moja żona była w ciąży, miała za dużo stresów.
– Musisz wrócić do nas, kochanie. Nasza córka musi mieć tatę – na myśl o tym, że zostawiłbym swoje dziewczyny przeszły mnie ciarki, ale taka była służba. To nie było bieganie z karabinem, jak było w filmach, to było prawdziwe życie.
– Wiem, będzie dobrze, obiecuję – odparłem.
Dwa miesiące później
Starszy mężczyzna wpatrywał się we mnie, był moim przełożonym. Wizyta u niego nie zwiastowała niczego dobrego.
– Oficerze Cruz, zostałem poinformowany, że pańska żona wczoraj wieczorem spadła ze schodów. Jej śmierć stwierdzono na miejscu, dziecko udało się uratować. Przykro mi – nagle wszystko przestało dla mnie istnieć. Krew szumiała mi w uszach.
– Dowodzenie nad pańskim plutonem przejmie oficer Clark. Wraz z oficerem Collinsem wrócicie do domu. Patrząc na sytuację, zajmie się pan dzieckiem. Powrót na misję nie jest obowiązkowy.
CZYTASZ
Army love
RomanceIan stracił żonę, gdy wydawać, by się mogło, że to on na misji jest w większym niebezpieczeństwie. Cudem uratowali jego dziecko, a na dodatek nie chce przyjąć niczyjej pomocy. A Isabella to światło, które wparowuje do jego życia, którego on nie chce...