Rozdział 26. Isabella

761 119 14
                                    

Ian pojechał wieczorem do szpitala, do swojej córki. Miał tam spędzić noc i wrócić o poranku, by nakarmić konie. Ja zaś cały wieczór spędziłam na pisaniu artykułu do gazety, jednocześnie dbając o marketing. Chociaż, gdy byłam na urlopie to nie należało do moich obowiązków to i tak lubiłam mieć wszystko na oku. Ufałam swojej kadrze, ale sobie i tak ufałam najbardziej. Czasem podglądałam czy posty pojawiały się regularnie. Wiedziałam, że to co robię było złe, ale trudno było mi to wyprzeć.

Zamknęłam laptop, gdy zegar w salonie wybił dwudziestą pierwszą. Czułam się nieswojo w obcym miejscu. W dodatku strachu dodawał mi fakt, że dom znajdował się na uboczu osiedla. Nie było nikogo obok, gdyby coś się działo. W Nowym Jorku nie dało się nie zauważyć tego, gdy komuś działo się coś złego. Tutaj byłam sama. Może dla niektórych wydawało się to śmieszne, ale ja po prostu w takim miejscu zostałam wychowana. Kiedyś chciałam mieć dom w środku lasu, gdzie panuje spokój, słychać odgłosy ptaków i widywać dzikie zwierzęta przez lornetkę. Jednak, moje marzenia się zmieniły i las nie jest pełny zieleni, a betonowych wieżowców. Jednak, to było moje życie, takie wybrałam i nie chciałam go za nic zmieniać.

Gdy moje oczy zaczęły się powoli zamykać postanowiłam, że pójdę do swojej sypialni. Z zawahaniem cofnęłam się do drzwi wejściowych, by kolejny raz upewnić się, że je zamknęłam. Miałam wrażenie, że przez to, że dom był w cichym miejscu, przy lesie dostawałam bzika. Nawet w nowym domu moich rodziców tak się nie zachowywałam.

Po upewnieniu się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku zgasiłam światła i poszłam na górę. Wykąpałam się i przebrałam w piżamę, ale nagle usłyszałam ciągłe szczekanie psa i hałas z podwórka. Jakby Ian jednak wcześniej wrócił. Tylko, że Hera nie szczekałaby tak wściekle na swojego właściciela. Postanowiłam zejść w nadziei, że to jakieś zwierzę albo moja wyobraźnia płata mi figle. Jednak, gdy po zaświeceniu lampki w salonie zobaczyłam, że ktoś próbował włamać się do środka i majstrował coś przy klamce, zrobiło mi się gorąco. Moje nogi zrobiły się jak z waty i przywarły do chłodnej podłogi. Szybko pozapalałam wszędzie światła, zauważając że wszystkie okna były pozasłaniane. Nagle szmery przy drzwiach ustały, jakby włamywacz zorientował się, że ktoś jednak był w domu. Bez zastanowienia chwyciłam najostrzejszy nóż jaki znalazłam. Próbując powstrzymać trzęsienie rąk schowałam się za ścianą. Nie wiedziałam co robić. Krzyczeć, grozić policją czy biec na górę po telefon i wtedy dzwonić. Przełknęłam głośno ślinę, mając wrażenie, że słyszę głośne bicie swojego serca. Poczułam na swoim ciele zimne dreszcze i momentalnie zalał mnie chłód. Nagle telefon stacjonarny na szafce nocnej zaczął dzwonić. Chwyciłam go w nadziei, że to Ian lub ktoś, kto mógłby mi pomóc.

- Jeśli ja nie jestem szczęśliwy, on też nie będzie. Znajdę cię- usłyszałam po drugiej stronie słuchawki obcy, męski głos. Dobrze wiedziałam, że dobiegał on zza drzwi.

- Kim jesteś i czego chcesz? - zapytałam, zaciskając automatycznie dłoń na nożu.

- Kimś, kogo nie chciałabyś spotkać na ulicy, gwiazdeczko - od obrzydliwego tonu jego głosu dostawałam ciarek. Brzmiał jak koszmar.

- Przekaż mu, żeby pilnował bardziej swojej nowej suki - połącznie zakończyło się, a ja po drugiej stronie drzwi usłyszałam histeryczny, męski śmiech. Nogi zaczęły mi się uginać.

Postanowiłam dłużej nie czekać i pobiegłam na górę, wybrałam numer Ian'a, mając nadzieję, że jeszcze nie spał.

- Posłuchaj, ktoś tu jest. Chce się włamać, zadzwonił na telefon stacjonarny. Nie wiem co robić - zasypałam go gradem informacji i próbowałam powstrzymać płaczliwy głos, by brzmiał jak najwyraźniej. Pierwszy raz znalazłam się w takiej informacji i nie myślałam, że się w niej znajdę.

Army love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz