Rozdział 7. Isabella

947 121 9
                                    

Waszyngton powitał mnie deszczem. Ciemne chmury wzniosły się nad stolicą. Ludzie zatrzymywali się na lotnisku chcąc uniknąć zmoknięcia. Ciągnęłam swoją czarną, dużą walizkę w poszukiwaniu miejsca, w którym umówiłam się z Melanią i jej narzeczonym. Stresowałam się, że nie załapiemy kontaktu jak kiedyś.
Oprócz tego, że padał deszcz było całkiem przyjemnie. Na zewnątrz było już ciemno, bo lot wybrałam na wieczorne godziny, by pójść do pracy normalnie. Oprócz tego wzięłam laptop, by pracować zdalnie. Zobaczyłam główne wyjście, przy którym zobaczyłam Melanie z jakimś wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną. Domyśliłam się, że to Colin, jej narzeczony.

Dziewczyna radośnie mi pomachała i wyszła na spotkanie.
Choć w głębi serca cieszyłam się, że mogę odnowić z nią kontak to moje przerażenie zwyciężało.

Obie rzuciłyśmy się sobie w ramiona choć Melania z większym piskiem i zaangażowaniem.

- Tak się cieszę, że cię widzę! - trajkotała z entuzjazmem większym niż dziecko, gdy dostanie lizaka.

- Ja też, naprawdę - powiedziałam szczerze, bo choć się bałam to również się cieszyłam.

Melania spojrzała na swojego narzeczonego, a potem na mnie.

- Isa, poznaj mojego narzeczonego Colina. Colin, to moja przyjaciółka z liceum - nie wiedziałam zbytnio jak zareagować. Facet był postawny, szeroki w barkach, umięśniony i cholera, bałabym się go spotkać w ciemnej uliczce. Mój były był jego przeciwieństwem. Johnny skończył ekonomię, fasynował się liczbami, miał kalkulator w głowie, a przenoszenie szafki z jednego pokoju do drugiego było dla niego problemem. Od chwili zerwania pytam siebie co ja takiego w nim widziałam? Mój tata po pierwszym spotkaniu stwierdził, że z niego to dupa wołowa nie facet. Może rzeczywiście miał rację ? A ja byłam po prostu ślepo zakochana w jego inteligencji?

- Miło mi cię poznać, Melania dużo o tobie opowiadała - odparł miło. Może wcale nie będzie tak źle?

- To miło z jej strony - odparłam patrząc na Melanie.

- Dobra, zabieramy cię do domu! Czeka na nas wino, słodycze i albumy ze zdjęciami! - ona była tak mocno podekscytowana tym wszystkim, że i mi to zaczęło się udzielać.

Okazało się, że Melania wraz z Colinem mieszkają na osiedlu domków jednorodzinnych. Mężczyzna pomógł mi wnieść walizkę na korytarz.

- To ja was zostawię, jadę do Iana - odparł po chwili.

- Jasne, jedź. Pozdrów go ode mnie - Colin pocałował Melanie w policzek i wyszedł z domu.

Przeniosłyśmy się do drewnianej kuchni połączonej z jadalnią. Usiadłyśmy przy dużej, zapełnionej owocami wyspie. Wystrój był bardzo przytulny i z przyjemnością mogłabym tu mieszkać, choć kochałam swoje mieszkanie na Booklynie.

- Kawę, herbatę a może czekoladę? - zapytała.

- Wystarczy herbata - odparłam, patrząc w przyjemne płomyki skaczące w kominku. Czułam się trochę nieswojo, ale starałam się pozbyć się tego uczucia.

Melania zrobiła nam po herbacie i po kilku minutach usiadła obok mnie.

- To opowiadaj co tam u ciebie - zaczęła. Od czasów liceum nie zmieniło się jedno, dalej wolałam słuchać kogoś niż mówić o swoim życiu. Jednak nie chciałam sprawić jej przykrości i zaczęłam od swojej pierwszej pracy.

- W czasie studiów rozdawałam ulotki i pisałam dla jakiejś małej gazety. Po studiach zaczęłam pracować jako asystent prezesa w jednej z korporacji. CV wysłała moja mama i to był chyba traf szczęścia. Tam poznałam Tracy, czyli moją przyjaciółkę, a teraz od niedawna pracuje dla gazety. A ty?

Army love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz