Rozdział 23. Isabella

771 118 12
                                    

Jeśli ten burak myśli, że może rozstawiać mnie po kątach na prawo i lewo to się grubo myli. Starałam się też nie posłać Mel zawiedzionego spojrzenia w momencie, w którym wyszłam z ich pokoju. Zabolał mnie fakt, że zasugerowała taki obrót spraw, dobrze wiedząc, że nasze połączenie było jak mieszanka wybuchowa. Doskonale wiedziała, że działał mi na nerwy samym swoim oddychaniem. Dlatego, gdy weszłam do swojego pokoju nie śpieszyłam się z pakowaniem. Na pewno już dawno minęło dziesięć minut, które łaskawie mi podarował. Tylko, że to on się śpieszył, nie ja. Jeśli nie zmieni swojego chujowego charakteru, by być trochę milszym nie zamierzam współpracować.

Pakowałam się całkowicie się nie śpiesząc, a w momencie, w którym usłyszałam donośne pukanie do drzwi uśmiechnęłam się z satysfakcją. Mój cel został osiągnięty.

– Głośniej, wcale cię nie słychać – burknęłam i wpuściłam go do środka.

– Czekam na ciebie od dwudziestu minut – spojrzał na mnie tak ciężkim spojrzeniem, że gdyby nie fakt, że działał mi na nerwy to pewnie chciałabym uciekać.

– Na ciebie rano też wszyscy czekali i jakoś nie fatygowałeś się, by dać wszystkim wcześniej znać, o tym co się stało – odparłam spokojnie, zamykając walizkę. Nie brałam wszystkiego, w końcu miałam tu jeszcze wrócić.

– Nie miałem czasu, by dzwonić do jaśnie panienki i ją poinformować. Musiałem dowiedzieć się co z moim dzieckiem – nachylił się nade mną i spojrzał na mnie jak na brud na swoim bucie. Gardził mną, tak samo jak ja nim. Dlatego ta podróż skończy się katastrofą.

– Jeśli nie ruszysz swojego tyłka w przeciągu pięciu sekund to wyniosę cię stąd – zagroził, a ja roześmiałam się mu prosto w twarz. Działał mi na nerwy jeszcze bardziej niż rok temu.

– Wiesz gdzie mam twoje rozkazy? Daleko w dupie. Rozkazywać, to ty sobie możesz swoim szeregowym w pracy. Zacznij ją odróżniać, facet. Nie jesteśmy na polu minowym, koleś — rzuciłam i chwyciłam swoją torbę. Pojadę z nim i sprawę, że pożałuje chwili, w której zarządził, że łaskawie mnie ze sobą weźmie.

Nie rzuciłam w jego stronę żadnego spojrzenia. Wraz ze swoją torbą zeszłam po schodach, wychodząc prosto na parking. Na tylne siedzenie Range Rover'a rzuciłam swoją torbę podróżną, która była mniejsza od walizki. Wraz z kocem, poduszką i książką przeniosłam się na siedzenie pasażera.

Próbowałam ukryć irytację w momencie, w którym usiadł obok mnie. W tej chwili nie miałam zamiaru się do niego odzywać. Musiałam ochłonąć i wszystko przetrawić. Rano jeszcze żyłam myślą, że wieczór spędzę w saunie, a tymczasem miałam przejechać przez kilka Stanów samochodem z pieprzonym Cruzem.

Wyjechaliśmy z parkingu pensjonatu z akompaniamentem padającego śniegu, który odbijał się o przednią szybę. Oprócz tego Ian puścił piosenki country, od których podnosiło mi się ciśnienie.

– Jak chcesz country to Teksas w drugą stronę– odparłam rozdrażniona. Nawet nie zapytał się czy lubię ten rodzaj muzyki. I cholernie działała mi na nerwy.

Nie skomentował moich słów jakby conajmniej nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Westchnęłam i wyjęłam telefon z torebki. Oprócz tego wyciągnęłam słuchawki i włączyłam audiobook książki, którą zaczęłam podczas lotu. Postanowiłam, że nie będę zwracać na niego uwagi i jakoś wytrzymam całą jazdę samochodem z tym gburem. Nawet nie zarejestrowałam momentu, w którym zasnęłam. Spojrzałam instynktownie w lewą stronę, Ian wydawał się pogrążony swoich myślach i ani razu nie spojrzał w moją stronę, chociaż na pewno czuł na sobie moje spojrzenie. Przetarłam dłonią twarz, by jakoś się rozbudzić. Otaczała nas autostrada, lasy i mijające samochody. Spojrzałam w wyświetlacz telefonu - wskazywał godzinę piętnastą. Także spałam jakieś dwie godziny.

Army love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz