Wesele trwało w najlepsze. Wszyscy się bawili i nawet ja wyparłam z siebie świadomość, że tańczyłam źle i szalałam na parkiecie z Melanią. Było mi wszystko jedno, bo po zapodaniu słynnego bimbru dziadka Colina, który zresztą we mnie zmuszono – nie obchodziło mnie to, co pomyślą sobie o mnie inni. Mój mózg wyparł ze świadomości to, co działo się w salce obok. Przypominał mi o tym tylko fakt, że Ian cały czas mnie obserwował i nawet się z tym nie krył. Godzinę po tym wydarzeniu miałam w głowie mętlik. Nie wiedziałam co w niego wstąpiło. Nie widziałam, by dużo pił. Całkowicie nie wiedziałam co o tym myśleć. Nawet Melania pytała się gdzie zniknęłam na tak długo, ale udało mi się zmyślić jakąś bajeczkę, że dostałam okresu, i że włożenie tamponu w sukience to była istna katorga. W rzeczywistości byłam już po miesiące, ale nikt nie musiał o tym widzieć.
– Tak się cieszę twoim szczęściem Mel – bełkotałam do niej, gdy obie byłyśmy w łazience.
– Zobaczysz już za niedługo będziemy bawić się na twoim weselu – złapała mnie za twarz i przybliżyła nasze twarze. Cholernie cieszyłam się, że odzyskałam z nią kontakt.
– Może kiedyś – zaśmiałam się. – Dobra, chodź bo twój mąż zaraz zacznie cię szukać.
Melania uśmiechnęła się. Widziałam jak Colin na nią patrzył i byłam o nią spokojna. Ten facet zrobiłby dla niej wszystko. Dałabym dużo, by ktoś patrzyła na mnie, tak jak Colin patrzy na nią.
Wyszłyśmy z łazienki mijając ciotki Melanii, z którymi musiałyśmy porozmawiać.
– Jakoś mam wrażenie, że Ian bardzo cię pilnuje – zaczęła temat, a ja udawałam, że sobie coś zmyśliła.
– No coś ty. Po prostu szuka pretekstu, by mi dowalić – odparłam od niechcenia.
– No nie wiem – odpowiedziała zamyślona.
Powoli zbliżała się trzecia w nocy. A równo o tej godzinie mieli wyjechać w podróż poślubną. Ich celem było Rio de Janeiro, marzenie podróżnicze Melanii. Oprócz tego mieli zostać na wyspie IIhe Grande, oddalonej od Rio o sto pięćdziesiąt kilometrów. Rajskie niebo.
Gdy trzecia w nocy wybiła na zegarze wszyscy zgromadzili się przy wyjściu z hotelu, by oklaskami pożegnać parę młodą. Melania była ubrana z biały garniturowy zestaw, a na to narzuciła płaszcz, bo jednak wziąć byliśmy w górskim klimacie. Colin za to miał na sobie białą koszulę, czarne eleganckie spodnie i długi płaszcz.
Biłam im brawo popijając szampana i trzymając w ręku zimne ognie. Oprócz tego, że byłam pijana byłam też cholernie wzruszona. A gdy ich limuzyna odjechała na lotnisko poczułam głębokie szczęście. Niektórzy goście wrócili już do swoich pokoi, inni wrócili jeszcze na salę weselną. Ja musiałam wrócić po swoją torebkę i też miałam zamiar iść do pokoju, bo musiałam wstać wcześnie rano, ale zatrzymała mnie czyjaś ręka.
Zostałam dość agresywnie pociągnięta do składzika na miotły. Ledwo moje nogi nadążały za sobą. I chociaż pierwszy raz od liceum ktoś zamknął mnie w takim miejscu, to teraz wydawało mi się to cholernie śmieszne, bo doskonale wiedziałam kto za tym stał.
– Cruz, jesteś aż tak nieśmiały? Mogłeś do mnie zagadać – próbowałam powstrzymywać się od głośnego śmiania, ale nie mogłam się powstrzymać.
– Powiedzmy, że przebywanie z tobą sam na sam sprawia mi większą radość – odparł, a ja klepnęłam go w klatkę piersiową jeszcze bardziej zanosząc się śmiechem.
– Dobre – odparłam wycierając palcami łzy.
Ale nagle nie było mi do śmiechu, bo zrobiło mi się niedobrze. Jakbym ostatnia lampka szampana była niepotrzebna.
CZYTASZ
Army love
RomansaIan stracił żonę, gdy wydawać, by się mogło, że to on na misji jest w większym niebezpieczeństwie. Cudem uratowali jego dziecko, a na dodatek nie chce przyjąć niczyjej pomocy. A Isabella to światło, które wparowuje do jego życia, którego on nie chce...