Rozdział 32. Isabella

737 129 9
                                    

Wesele trwało w najlepsze. Wszyscy się bawili i nawet ja wyparłam z siebie świadomość, że tańczyłam źle i szalałam na parkiecie z Melanią. Było mi wszystko jedno, bo po zapodaniu słynnego bimbru dziadka Colina, który zresztą we mnie zmuszono – nie obchodziło mnie to, co pomyślą sobie o mnie inni. Mój mózg wyparł ze świadomości to, co działo się w salce obok. Przypominał mi o tym tylko fakt, że Ian cały czas mnie obserwował i nawet się z tym nie krył. Godzinę po tym wydarzeniu miałam w głowie mętlik. Nie wiedziałam co w niego wstąpiło. Nie widziałam, by dużo pił. Całkowicie nie wiedziałam co o tym myśleć. Nawet Melania pytała się gdzie zniknęłam na tak długo, ale udało mi się zmyślić jakąś bajeczkę, że dostałam okresu, i że włożenie tamponu w sukience to była istna katorga. W rzeczywistości byłam już po miesiące, ale nikt nie musiał o tym widzieć.

– Tak się cieszę twoim szczęściem Mel – bełkotałam do niej, gdy obie byłyśmy w łazience.

– Zobaczysz już za niedługo będziemy bawić się na twoim weselu – złapała mnie za twarz i przybliżyła nasze twarze. Cholernie cieszyłam się, że odzyskałam z nią kontakt.

– Może kiedyś – zaśmiałam się. – Dobra, chodź bo twój mąż zaraz zacznie cię szukać.

Melania uśmiechnęła się. Widziałam jak Colin na nią patrzył i byłam o nią spokojna. Ten facet zrobiłby dla niej wszystko. Dałabym dużo, by ktoś patrzyła na mnie, tak jak Colin patrzy na nią.

Wyszłyśmy z łazienki mijając ciotki Melanii, z którymi musiałyśmy porozmawiać.

– Jakoś mam wrażenie, że Ian bardzo cię pilnuje – zaczęła temat, a ja udawałam, że sobie coś zmyśliła.

– No coś ty. Po prostu szuka pretekstu, by mi dowalić – odparłam od niechcenia.

– No nie wiem – odpowiedziała zamyślona.

Powoli zbliżała się trzecia w nocy. A równo o tej godzinie mieli wyjechać w podróż poślubną. Ich celem było Rio de Janeiro, marzenie podróżnicze Melanii. Oprócz tego mieli zostać na wyspie IIhe Grande, oddalonej od Rio o sto pięćdziesiąt kilometrów. Rajskie niebo.

Gdy trzecia w nocy wybiła na zegarze wszyscy zgromadzili się przy wyjściu z hotelu, by oklaskami pożegnać parę młodą. Melania była ubrana z biały garniturowy zestaw, a na to narzuciła płaszcz, bo jednak wziąć byliśmy w górskim klimacie. Colin za to miał na sobie białą koszulę, czarne eleganckie spodnie i długi płaszcz.

Biłam im brawo popijając szampana i trzymając w ręku zimne ognie. Oprócz tego, że byłam pijana byłam też cholernie wzruszona. A gdy ich limuzyna odjechała na lotnisko poczułam głębokie szczęście. Niektórzy goście wrócili już do swoich pokoi, inni wrócili jeszcze na salę weselną. Ja musiałam wrócić po swoją torebkę i też miałam zamiar iść do pokoju, bo musiałam wstać wcześnie rano, ale zatrzymała mnie czyjaś ręka.

Zostałam dość agresywnie pociągnięta do składzika na miotły. Ledwo moje nogi nadążały za sobą. I chociaż pierwszy raz od liceum ktoś zamknął mnie w takim miejscu, to teraz wydawało mi się to cholernie śmieszne, bo doskonale wiedziałam kto za tym stał.

– Cruz, jesteś aż tak nieśmiały? Mogłeś do mnie zagadać – próbowałam powstrzymywać się od głośnego śmiania, ale nie mogłam się powstrzymać.

– Powiedzmy, że przebywanie z tobą sam na sam sprawia mi większą radość – odparł, a ja klepnęłam go w klatkę piersiową jeszcze bardziej zanosząc się śmiechem.

– Dobre – odparłam wycierając palcami łzy.

Ale nagle nie było mi do śmiechu, bo zrobiło mi się niedobrze. Jakbym ostatnia lampka szampana była niepotrzebna.

Army love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz