Rozdział 6. Isabella

1K 118 11
                                    

Dawno nie byłam tak zestresowana, jak w momencie, gdy pchałam drzwi od biura gazety. Mieściło się w dość wysokim budynku z czerwonej cegły, w którym oprócz miejsca, do którego się kierowałam było sporo innych. Dwa wydawnictwa, inna gazeta i firma projektująca ubrania. U progu przywitała mnie miła blondynka w brzoskwiniowym swetrze.

– Szefowa już na panią czeka. Zapraszam za mną – od razu przy drzwiach była recepcja i trzy biurka, dwa z nich były zajęte. Oprócz tego przy jednej  ścianie stała czarna, skórzona sofa, stolik kawowy i fotel, obok którego stał stojak z gazetami. Dziewczyna poprowadziła mnie wąskim korytarzem, na którego końcu były drzwi z nazwiskiem Smith.

Życzę powodzenia, przydałaby się para rąk do pomocy – uśmiechnęłam się niepewnie i zapukałam w cienkie, drewniane drzwi. Usłyszałam ciche "proszę" i weszłam.

– Dzień dobry, ja na rozmowę kwalifikacyjną – powiedziałam, a kobieta w kruczoczarnych włosów do ucha wskazała na krzesło przed swoim biurkiem. Grzywka spływała jej delikatnie po czole, a kolor skóry był niemal biała. Jej uroda była nietuzinkowa, ale zdecydowanie przyciągała wzrok. Przypominała mi Alice ze Zmierzchu, ale to zsotawiłam dla siebie.

Usiadłam, gdy kobieta patrzyła w ekran komputera. Przed sobą miała moje CV.

– Pani Isabella Wilson?

– Tak.

Spojrzała mi w oczy, a później przesunęła oceniający wzrok na całą twarz. Była pewna siebie, czułam to.

– Co skusiło panią do złożenia CV do naszej gazety? – standardowe pytanie, jakie zadawano na rozmowach o pracę. Wtedy z człowieka wychodziła dusza artysty i bajkopisarz.

– Nie będę owijała w bawełnę zwolniłam się z poprzedniej pracy albo w sumie zostałam zwolniona, sama nie wiem. Praca w korporacji nie była chyba do końca spełnieniem moich marzeń. Skończyłam dziennikarstwo zawsze lubiłam rozmawiać z ludźmi, którzy mnie fascynują, zadawać im pytania, dociekać. Dlatego tu jestem.

Skinęła powoli głową.

– Załóżmy dostajesz jeden numer, możesz wybrać osobę i temat, kto to będzie, o czym i dlaczego?

– Myślę, że byłaby to kobieta, która czymś zasłynęła. Wyszła z życiowego dołka, dała radę. Chciałabym zmotywować innych, że można, gdy tylko się chce.

– Byłabyś wstanie przeprowadzić wywiad z politykiem, który ma inne spojrzenia na świat niż ty?

– Praca dziennikarza jest taka, że musi odsunąć swoje spojrzenie na świat w inny kąt w takich momentach – odparłam szczerze.

– Co z wyjazdami za granicę ?

– Nie mam z nimi problemu. Nie mam dzieci ani partnera w tym momencie, także z chęcią.

– Dobrze, dziękuję odezwiemy się do ciebie w przeciągu siedmiu dni. Jeśli masz jakieś pytania możesz je zadać.

– Nie, nie mam. Bardzo dziękuję, będę czekać – odparłam, wstałam i podałam rękę na pożegnanie. Następnie wyszłam i poczułam, że to naprawdę może się udać.

Wyszłam z budynku prosto do wolnej taksówki i wróciłam do mieszkania. Tracy była w moim mieszkaniu i wyjadała moje lody.

– Możemy świętować? – zapytała, gdy zdejmowałam buty w korytarzu.

– Jeszcze nie wiem, mają tydzień, by mnie powiadomić. Wydaje mi się, że poszło mi w miarę dobrze, ale kto wie.

– Zdobędziesz to, laska. Ta praca będzie twoja – zaśmiałam się i sięgnęłam do szafki po szklankę, do której nalałam wody z cytryną. Upiłam łyk obserwując poczynania swojej przyjaciółki.

– Mam dziś nockę, zabij mnie – jęczała z niezadowolenia. Prychnęłam, sama wybrała robotę w barze dla swojego grajka, więc niech teraz nie marudzi. Miała pracę od ósmej do szesnastej, ale tak zdecydowała.

– Chciałaś to masz – odparłam, usiadłam na kanapie i zajęłam się zdejmowaniem rajstop.

– Jesteś bardzo pocieszająca, naprawdę powinnaś dostać medal – dogryzła mi.

– Mogło być gorzej – odparłam szczerze.

– Chyba – powiedziała ziewając. Zwinęła się w kłębek pod moim ulubionym kocem, który dostałam na parapetówkę od jednej znajomej. Zdziwiłam się, gdy mój telefon zadzwonił, raczej niespodziewałam się nikogo.

– Kto to? – zapytała z czystej ciekawości Tracy.

– Mój tata – odparłam zdziwiona.

– Co tam, tatku? – zapytałam odbierając.

– Czemu się nie chwaliłaś, że Melania zaprosiła cię na swoje wesele? Ostatnio widziałem jej mamę w sklepie, pochwaliła się, że jej córka wychodzi za mąż i pamiętała o waszej obietnicy – wetchnęłam. Jeśli wiedzą o tym moi rodzice nikt nie odpuści mi wesela.

– Pamiętała – odpowiedziałam cicho.

– Musisz jechać, córeczko. Tak dobrze się przecież dogadywałyście.

– Tato, ale to były stare dzieje. Zmieniłyśmy się obie. Ja mam inne życie, ona inne. To bez sensu

– Czy ty zawsze musisz tak wszystko panować? Dziecko drogie.

– Tato, to moje życie i nie kierujcie mi nim.

– Dobrze, do niczego nie będziemy przecież cię zmuszać tylko zastanów się, proszę  – westchnął.

– Dobrze, pa – powiedziałam i zakończyłam rozmowę. Nie lubiłam, gdy naciskali lub wywierali na mnie presję, bym coś zrobiła, ale tacy już byli i chyba nawet się przyzwyczaiłam.

Tydzień później

W poniedziałek miałam zaczynać nową pracę. Naprawdę się cieszyłam, gdy zadzwonili do mnie z gratulacjami. Miałam dość siedzienia w domu, nawet jeśli moja praca może być zdalna albo w dużej części będzie. Trudno, zawsze mogłam się czymś zająć.

Gdy wsadzałam zapiekankę do piekarnika mój telefon zawibrował na wyspie. Natychmiast ściszyłam jeden z hitów Britney Spaers.

Nie znałam numeru, który do mnie dzwonił, ale i tak odebrałam.

– Dzień dobry? – zapytałam.

– Z tej strony Melania Brown czy dodzwoniłam się do....

– Tak, to ja Melania – odparłam, ściszając jeszcze bardziej telewizor. Usiadłam na kanapie słuchając ciszy.

– Przepraszam, że tak dzwonię. Nie wiem czy zdecydowałaś się przyjechać na mój ślub, ale bardzo zależy mi na odnowieniu kontaktu, naprawdę. Dzwonię z pewną propozycją. Co ty na to, byś przyjechała do mnie w któryś weekend? Spędzimy razem czas, poznasz mojego narzeczonego, byś nie stresowała się prześ ślubem? Jeśli tylko chcesz, jeśli nie to zrozumiem – sama nie wiedziałam co jej powiedzieć. Zszokowała mnie.

– Nie wiem co powiedzieć – odparłam szczerze.

– Zastanów się, dodam cię na FaceTimie. Zadzwoń jak będziesz miała czas, naprawdę będzie super.

– Dzięki, że zadzwoniłaś – uśmiechnęłam się lekko do telefonu. Przyjemnie było usłyszeć ją po takim czasie.

– A co tam u ciebie? Jak z Johnnym ?

– Nie jesteśmy już razem.

– Przepraszam, ja nie wiedziałam – słyszałam skruchę w jej głosie. Nie miałam jej tego za złe. Nasz kontakt urwał się nagle, ona poszła w swoją stronę, ja w swoją. Takie było życie.

– Nic się nie stało, naprawdę. Jak tam twój narzeczony, jak się poznaliście?

– W sumie w zabawny sposób. Złapałam kapcia niedaleko bazy wojskowej i Colin mi pomógł. Opowiem ci wszystko jak tylko przyjedziesz.

– Dobra, to dam ci znać, jak tylko się zastanowię.

– Będę czekać na telefon.

––––———————————————
Jechać czy nie jechać ? 🙈

Army love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz