Rozdział 37. Isabella

592 107 6
                                    

W kolejnych dniach po śmierci Tracy czułam się jak robot. Zamknęłam się w mieszkaniu i jedyne kogo wpuszczałam to rodzina Tracy, Jamesa, rodziców i José, który przyleciał specjalnie z Meksyku. Nic nie chciało przejść mi przez gardło, więc od tego pechowego wieczoru nie zjadłam praktycznie nic. Dojadałam przez dwa dni ciepłą zupę, którą zrobiła moja mama i na siłę mi ją wpychała.

– Isa, kochanie. Musisz jeść – odparła kolejny raz tego dnia, gdy stanęła w progu mojej sypialni, w której zamknęłam się przed światem. W pracy wzięłam na kilka dni wolne, bo nawet praca zdalna, której miałam możliwość przychodziła mi z trudem.

– Mamo, nie chcę. Naprawdę nie jestem głodna – mama oparła się o framugę drzwi i zmarszczyła brwi. Po chwili bezczynnego  stania, podeszła do mnie i usiadła obok na łóżku. Po chwili wzięła mnie w ramiona, a ja kolejny raz tego dnia nie wytrzymałam i zaczęłam płakać.

To wszystko była moja wina. Ktoś z jakiegoś powodu chciał pozbyć się mnie, a zapolował specjalnie na moją przyjaciółkę, by niszczyć mnie od środka. Jeśli taki był jego plan to był cholernie udany.

– Wiem, że to co przeżywasz nie jest łatwe, ale nie możesz się głodzić. Jeśli nie chcesz zjeść dla siebie to zrób to dla mnie – starła palcem wskazującym moje łzy i pocałowała mnie w głowę, jakbym była malutką dziewczynką.

Nie powiedziałam rodzicom o liście, który był przy Tracy. Nie chciałam, żeby się martwili. Tata miał słabe serce i był po zawale.  To ostatnie czego było mu trzeba.

– Zbliżają się święta mamo, co muszą czuć w takim okresie jej rodzice? Co czuję jej chłopak?

Zadawałam pytania, ale mama nie chciała mi na nie odpowiedzieć, bo obie doskonale znałyśmy odpowiedź.

– Nie chce nawet myśleć o tym, co byśmy czuli z twoim tatą gdyby tobie lub twojemu rodzeństwu coś się stało – odparła szepcząc.

– Będzie mi jej brakować mamo. Oprócz Emmy nie mam w Nowym Jorku nikogo, a Tracy zawsze była ze mną. Skoczyłaby za mną w ogień, a ja za nią.

– Wiem kochanie. Przyniosę ci twoją ulubioną zupę, poczekaj chwileczkę – z powrotem nakryłam się kocem i spojrzałam na zdjęcie, które stało naprzeciwko na komodzie i niemal wypalało mi skórę.

Przedstawiało mnie i Tracy, stałyśmy przed słynną kamienicą, w której kręcono Przyjaciół. To była nasza pierwsza wycieczka po poznaniu się. Później z biegiem czasu odwiedzałyśmy całe Stany. Co roku niezmiennie wracałyśmy jednak do Nowego Orleanu. Kiedyś nawet myślałyśmy, by się tam przeprowadzić. Coś nas tam ciągnęło, tak samo jak do Malibu i plaż w Karolinie Południowej. Oprócz tego uwielbiałyśmy też Tybee Island i moment, w którym wykluwały się tam małe żółwie.

– Przepraszam – szepnęłam patrząc na zdjęcie, na którym obie byłyśmy szczerze zadowolone i roześmiane.

Po chwili przyszła mama z gorącą zupą meksykańską.

– Ogrzej się, a potem prześpij. Będę w salonie, jakbyś coś chciała to wołaj – pocałowała mnie w policzek i wyszła.

Z trudem zjadłam połowę nałożonej porcji, bo automatycznie wszystko mi się cofało. Jednak zmusiłam się, bo wiedziałam, że w tym momencie sama musiałam być silna. Najprawdopodobniej ktoś komu podpadłam wiedział, gdzie mieszkałam, więc musiałam dość szybko wymyślić coś, by na moment zniknąć. Nie mogłam pojechać do domu rodzinnego, nie chciałam narażać rodziców. Byli dla mnie wszystkim. Musiałam wykombinować coś innego.

Czekałam tylko do pogrzebu Tracy i musiałam na jakiś czas zmyć się z mieszkania, a najlepiej z miasta.

Gdy przyłożyłam głowę do poduszki odezwał się mój telefon. Na wyświetlaczu zauważyłam imię Ian'a. Nie mieliśmy kontaktu od jakiegoś czasu, wiec najprawdopodobniej musiał dowiedzieć się o tym co się stało od Melanii. Nie miałam siły z nim rozmawiać, więc jedyne co zrobiłam to wyciszyłam telefon i poszłam spać.

Następny dzień

Rano pożegnałam moją mamę, która musiała już wracać do domu. Nie byłam pewna czy cieszyłam się z tego powodu. Najzwyczajniej w świecie bałam się zostać sama, ale nie chciałam o tym nikomu mówić.

Kręciłam się po całym mieszkaniu i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Gdy usłyszałam dzwonek do drzwi raptownie chwyciłam gaz pieprzowy, który specjalnie wyciągnęłam z torebki. Pierwszy raz moje serca biło tak szybko. Starając się nie wydawać żadnego dźwięku podeszłam do drzwi i gdy zobaczyłam za nimi Melanie z Ianem i malutką dziewczynką na rękach, odetchnęłam. Natychmiast otworzyłam im drzwi.

– Isa, mogłaś wcześniej pisać. Przyjechałabym do ciebie od razu – powiedziała, gdy udało mi się przetrwać w jej uścisku.

Ian delikatnie mnie przytulił, a mała Adeline wpatrywała się we mnie zaspanym wzrokiem. Wyglądała uroczo mając na sobie zimowy kombinezon.

– Wiem, ale nie chciałam ciebie martwić. Siadajcie zaraz zrobię kawę – odparłam od razu kierując się w stronę kuchni. Byłam roztargniona, więc nawet nie zauważyłam kubka, który strąciłam i wylądował on na podłodze.

Melania widząc to od razu do mnie podeszła.

– Idź usiądź, ja zrobię kawę – odsunęła mnie od ekspresu, a ja nie zamierzałam się sprzeczać. W ostatnich dniach nie nadawałam się do niczego.

Usiadłam na fotelu, gdy Ian trzymał zasypiającą córeczkę w ramionach na sofie. Wyglądali razem słodko, a dziewczynka była bardzo do niego podobna.

– Czemu do mnie nie pisałaś? Wiesz, że to wszystko może być połączone z próbą włamanie, gdy byłaś w moim domu? To już nie chodzi tylko o ciebie Isa, tylko też o moją córkę.

Prychnęłam.

– Przyjechałeś tu tylko po to, by mnie opieprzyć jak jakąś gówniarę ? Przepraszam, szanownego pana, że w tych okolicznościach myślałam o sobie! Nie wiem czy wiesz, ale to mi ktoś zagroził, że mnie zabije jako następną, a nie twoją rodzinę. Jeśli przyjechałeś tu tylko i wyłącznie po to, to się wynoś!

W tym momencie wrócił stary Ian, który myślał tylko i wyłącznie o swojej dupie.

Mel wyjrzała z kuchni i spojrzała na każdego z osobna.

– Musisz wyjechać z miasta na jakiś czas – zaczął jakby moje wcześniejsze słowa spłynęły po nim jak po kaczce.

– Dzięki za radę, nie wiedziałam – prychnęłam.

Melania w idealnym momencie przyszła z kawą, gdy Ian już miał się odezwać.

– Przyjechaliśmy zabrać cię ze sobą – odparła cicho stawiając kawę na stoliku. Mój wzrok od razu przeniósł się na nią.

– Nie mogę, jestem tu potrzebna. Dziękuję, że o mnie pomyśleliście, ale dopóki będą tu rodzice Tracy mam być dla nich wsparciem.

– Zajebisty pomysł, szczególnie jak znajdą Cię poszatkowaną jak twoją przyjaciółkę. Wtedy szczególnie im się przydasz– użyłam wszystkich sił jakie miałam, by nie wstać i go nie uderzyć przy małym dziecku.

– Ian! – krzyknęła Mel, patrząc na niego znacząco.

– Czasem przed wypowiedzeniem słów, warto pomyśleć, wiesz o tym? – zapytałam, ale on nie zaszczycił mnie już żadnym spojrzeniem. Najwidoczniej jego wcześniejsze uczucia były tylko grą i chociaż spodziewałam się tego, to zabolało mnie to.

– Przestańcie się kłócić, proszę – Mel starała się załagodzić spór, ale marnie jej to wychodziło.

– Mel, to jest zły pomysł. Wynajmę jakiś pokój Filadelfii. Zostanę tam na jakiś czas – rzuciłam luźny pomysł, który najwyraźniej jej się nie spodobał.

– Isa, nie zostawimy cię teraz samej, zgłupiałaś? Pakuj się, poczekamy na ciebie tyle, ile będzie trzeba.

– Jak wy sobie to wyobrażacie? Co jak policja będzie mnie potrzebować?

–Nie martw się, są jeszcze pociągi.

Army love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz