Rozdział 36. Ian, Isabella

669 117 14
                                    

Czułem się źle z tym, co robiłem. Jednak robiłem to w dobrej wierzę, nie po to, by jakkolwiek ją skrzywdzić.

Dlatego, gdy po raz kolejny dostałem groźbę leżącą na wycieraczce pod domem wysłałem moją córkę do dziadków, bo jedynie tam była bezpieczna. Teraz musiałem zrobić wszystko, by namówić Isabellę, by trzymała się blisko mnie. Nawet jeśli łączyło się to z nadmiernymi uczuciami. Czułem się winny i odpowiedzialny za to, co musiała przeżywać. Chociaż jeszcze nie wiedziałem czemu ktoś upatrzył sobie za cel mnie i moich bliskich. Poczułem potrzebę, by o nią zadbać.

Isabella

Tracy nie przyszła na umówione spotkanie ani nie odzywała się do mnie kilka następnych dni. Zaczynało mnie to niepokoić, bo nie wydawało mi się, żebyśmy się pokłóciły, gdy ostatni raz rozmawiałyśmy przez telefon. Zadzwoniłam nawet do Jamesa, jej chłopaka, który od jakiegoś czasu był w trasie koncertowej po całym Stanach. On też nie mógł się do niej dodzwonić ani się z nią skontaktować. Moja Tracy zachowywała się tak jakby zapadła w ziemię.

– Nie mówiła ci nic o jakiś spotkaniach? – zapytał James z nadzieją w głosie.

– Nie, mówiła, że nie wyjeżdża nigdzie. Jedynie do Bostonu, ale do dopiero po nowym roku.

– Może coś jej się stało? Zaszłabyś do naszego mieszkania i sprawdziła czy tam jest? Klucze zresztą masz.

– Jasne, oczywiście. Jakby się do ciebie odezwała to daj mi znać – odparłam cicho.

– Oczywiście – odparł i rozłączył się.

Przeczucie mówiło mi, że to co tam zastanę, wcale mi się nie spodoba. Od razu po pracy pojechałam jednak najpierw do domu, by przebrać się w coś wygodniejszego. Odkąd Ian wrócił do siebie w sobotę rano, nie odzywał się do mnie. Zrozumiał, że potrzebowałam czasu. Miałam wrażenie, że i on w tym wszystkim się zagubił.

Przebrałam się w dresy, chwyciłam w biegu zrobioną wcześniej kanapkę i wybiegłam z klatki. Tracy wcale nie mieszkała tak daleko ode mnie jak mogłoby się wydawać, więc stwierdziłam, że się przejdę. O tej porze powinna być już w domu. Była dziewiętnasta a na zewnątrz było już ciemno, pod tym względem nie lubiłam zimy. Dzień był po prostu za krótki.

Klatka, w której mieściło się mieszkanie Tracy była oświetlona świątecznymi lampkami, a w oknach niektórych mieszkań migotały przyozdobione choinki. Weszłam do środka wcześniej wystukując pin, który znałam na pamięć. Mieszkanie Tracy mieściło się na trzecim piętrze. Gdy znalazłam się przed drzwiami nie usłyszałam za nimi nic. Żadnego krzątania, muzyki czy dźwięku telewizji. Totalna zabijająca cisza, jakby nikogo nie było w środku. Nacisnęłam na klamkę, która po chwili ustąpiła. Było to dziwne, bo moja przyjaciółka zawsze zamykała drzwi nawet jak była w mieszkaniu i często robiła to, gdy przychodziła do mnie.

– Tracy! – zawołałam, ale nikt się nie odzywał. Za to było tu cholernie zimno, a temperatura była porównywalna do tej na zewnątrz.

W salonie nikogo nie było, gdy do niego weszłam zobaczyłam lekki bałagan. Jakby miała zaraz wrócić. Brudne kubki stały na stoliku. Talerze walały się w zlewie, bo kuchnia była otwarta.

Potarłam ramiona, bo poczułam gęsią skórkę. Czemu ona do cholery, nie zamknęła okien i mieszkania?

Coś jednak powstrzymywało mnie do wejścia do sypialni. Cały czas odkładałam to na następną chwilę, dlatego weszłam do łazienki, która była sterylnie czysta a na środku leżał jej szlafrok. Jednak w momencie, w którym uchyliłam drzwi sypialni i zapaliłam światło poczułam jakby wszystko co dzisiejszego dnia zjadłam chciało ze mnie wyjść.

– Tracy!

Leżała w łóżku, a jej oczy bez życia wpatrywały się w sufit. Klatka piersiowa była cała zakrwawiona i wyglądała jakby ktoś zrobił z niej sitko.

– Boże, nie – chwyciłam jej twarz, starając się wyłapać jakieś oznaki życia, ale klatka piersiowa nie unosiła się, a tętno też nie było wyczuwalne.

– Proszę, ocknij się, błagam – ryczałam, a twarz zalewała mi się łzami, bo rozumiałam, że to koniec. To nie był jej kolejny durny żart. Ktoś ją zamordował we własnym mieszkaniu.

Z całych sił chwyciłam jej ciało i przytuliłam do siebie, jakby coś miało to dać. Miałam gdzieś, że będę cała w jej krwi. Chciałam, żeby to okazał się koszmar, z którego zaraz się wybudzę.

– Błagam nie rób mi tego, nie zostawiaj mnie – tkwiłam tak w jednej pozycji, trzymając jej zimne ciało. Miałam wrażenie, że trwało to całą wieczność.

Jednak po jakimś czasie zrozumiałam, że w jakiś sposób muszę nad sobą zapanować. Odłożyłam ją, a gdy zerknęłam na materac obok zobaczyłam karteczkę. Nie ruszałam jej, bo wiedziałam, że nie powinnam i tak źle zrobiłam, że ją przytuliłam, ale to był odruch. Musiałam ją przytulił.

Nachyliłam się ku karteczce i przeczytałam.

Ty będziesz następna

Tylko trzy słowa, a sprawiły, że naprawdę zaczynałam się bać o swoje życie. Spojrzałam ostatni raz na Tracy i jej nieobecny wzrok.

Znajdę go, obiecuję. Zapłaci za to, co ci zrobił.

Trzęsącymi się rękoma wyjęłam telefon z kieszeni i zadzwoniłam po policję. Gdy dokładnie opisałam im co się stało, obiecali przyjechać jak najszybciej się da. W tym czasie miałam pozostać w mieszkaniu.

Tracy tylko mnie nie zostawiaj, proszę. Pamiętasz co sobie mówiłyśmy? Że zawsze będziemy obok, więc bądź proszę, nawet z góry. Miałaś tyle planów kochanie. Nie martw się już o nic. Zaopiekuje się twoją mamą i tatą. Nie zostawię ich. Opiekuj się nami, dobrze? Nie wiem jak bez ciebie dam sobie radę, ale nie przejmuj się. Kocham cię, siostro.

Później wszystko działo się błyskawicznie. Policja wpadła. Nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje. Zbierali ślady, przeszukiwali całe mieszkanie Tracy. Przesłuchiwali mnie kilka razy, jakbym miała za którymś zmienić zeznania.

Poinformuję pani najbliższych o śmierci denatki? – zapytał policjant, a ja próbowałam nie płakać.

Denatka

– Oczywiście – mówiłam jak z maszyny.

Wszyscy z kontaktów denatki zostaną wezwani na przesłuchanie jutro rano. Proszę nigdzie nie wyjeżdżać i być pod telefonem. Zalecamy, by pani na siebie uważała, patrząc na okoliczności. Jeśli byłaby możliwość mogłaby pani na jakiś czas zamieszkać u kogoś innego? Jakiejś rodziny, przyjaciół?

Nie wiem, popytam – odparłam, a wszystkie dłonią policjanta dolatywały do mnie jak zza zamkniętej kuli. Dalej byłam w szoku i nie mogłam uwierzyć w to, co się stało.

Może  być nawet hotel, ale niech przy pani ktoś będzie. Rano niech pani zgłosi się na komisariat. Porozmawiamy o przydzieleniu do pani ochrony i zostanie pani raz jeszcze przesłuchana – kiwnęłam głową.

Czy mogę już iść do domu? – zapytałam, wpatrując się w okno sypialni Tracy, gdzie zabierali jej ciało.

Tak.

Trafiłam do domu jak na autopilocie. Nie myślałam, nie mogłam, bo wciąż przed oczami miałam ją.

—————————————————————————

To się porobiło 🤔
Jakieś przemyślenia?

Army love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz