Rozdział 30. Isabella

721 122 6
                                    

Cieszyła się, gdy wróciliśmy do hotelu w górach, gdzie miało odbyć się wesele. Nie miałam ochoty dłużej męczyć się z Ianem. Wiedziałam, że cały jutrzejszy dzień to będą wielkie przygotowania. Mnóstwo stresu, nerwów, ale też i wzruszeń. Dlatego cały ten dzień nie robiłam nic aż tak ważnego. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Sala przystrojona, kościół też. Nasze sukienki gotowe, a jutrzejszy grafik miał parę wolnych minut jakby coś się opóźniło. Mel chodziła zdenerwowana, a ja byłam oazą spokoju. Prawie dwie godziny rozumiałam na FaceTime z Tracy wieczorem.

– Będziesz wysyłać mi zdjęcia i filmiki? – zapytała po raz setny, a ja parsknęłam.

– Oczywiście, przecież ci to obiecałam Tracy – brakowało mi jej tutaj.

– Nie mogę się doczekać, gdy już wrócisz i będziemy mogły pójść na koncert Jamesa – jej chłopak z gitarą zaczął wydawać własne piosenki, jedno z nowojorskich wytwórni wzięło go pod swoje skrzydła. W wakacje wydał swój pierwszy album i zaczęli puszczać jego piosenki w radiu. Zapowiadał się całkiem nieźle. Zyskiwał swoich fanów, a Tracy szlag trafiał, gdy na ulicy podchodziły do niego młode fanki.

– Ja też – odparłam z sapnięciem.

– Zmęczona podróżą? – zapytała, a ja widziałam jak właśnie wsadza frytkę do ust.

– Podróżą raczej nie, ale samym człowiekiem, z którym musiałam spędzić kilka tych dni już tak – Tracy zaśmiała się w niebogłosy. Ją bawiła cała ta sytuacja, a ja przez kilka dni myślałam jak przeżyć.

— Bella, ale pomyśl. Przez prawie tydzień byłaś z seksownym żołnierzem pod jednym dachem. Romantycznie uratował twoją dużą dupę przed w sumie nie wiadomo czym. Obił mordę jakimś zbirom na stacji. Pocałował cię jakby od tego zależało jego życie, a ty jeszcze narzekasz – westchnęłam z jęknięciem.

– I co z tego?

– Nie nasuwa ci to nic? Zero? Kompletnie? On na każdym kroku nieświadomie pokazuje, że w jakiś sposób mu na tobie zależy. Tylko, że on się boi temu poddać.

– Weź, tak nawet nie mów, bo jeszcze ktoś usłyszy – miałam naprawdę nadzieję, że nikt tego na korytarzu nie usłyszał.

– Ja wiem swoje, ty wiesz swoje.

– Proszę cię, Tracy. On mnie za bardzo wkurwia – próbowałam przemówić jej do rozsądku.

– Od nienawiści do miłości jeden krok. Wspomnisz moje słowa.

Następny dzień

Wstałam rano, w sam środek weselnych przygotowań. Od rana towarzyszył mi stres czy wszystko na pewno będzie w porządku. Zjadłam tylko coś lekkiego, by w kościele nie burczało mi w brzuchu, ale mój żołądek dalej niebezpiecznie się zaciskał. Za godzinę miałam mieć robioną fryzurę, a później makijaż. Mel siedziała właśnie w fotelu dyskutując o czymś zawzięcie z fryzjerką, dopinając ostatnie szlify upięcia weselnego.

– Isa, zajdziesz do chłopaków? Zapomniałam oddać im butonierki do garniturów – spojrzała na mnie z nadzieją. Skinęłam głową.

– Gdzie je masz? – zapytałam.

– Tutaj, na parapecie – odparła.

Chwyciłam bukieciki dla pana młodego i świadka.  Za cholerę nie chciałam tam iść, bo dobrze wiedziałam, że działałam na Ian'a jak płachta na byka. Ale wiedziałam, że pan młody przed pierwszym spotkaniem nie powinien widzieć panny młodej. Przynajmniej takie było ich przekonanie, więc tego się trzymałam. Zresztą od tego była świadkowa.

Apartament, w którym był Colin znajdował się na drugim końcu hotelu. Był tam on, Ian, jego kuzyni, ojciec i dziadek. Plus jeden z braci.

– To ja mogę pójść – zaoferowała mama Colina.

– Niech pani usiądzie i się odstresuje, ja pójdę – zaproponowałam i nie słuchając jej protestów, wyszłam.

Przemierzając korytarze hotelu mijałam panią fotograf i kamerzystę. Cała restauracja była już przyozdobiona granatowym kwiatami, które pięknie pasowały do zimowej scenerii. W tle grały świąteczne piosenki. A na choinkach wisiały granatowe i białe, szklane bombki. Wszystko wyglądało iście magicznie.

Gdy znalazłam się przed drzwiami do apartamentu mężczyzn zapukałam kilka razy zanim mi otworzyli. A w zasadzie otworzył mi tylko Ian, który miał na sobie tylko ręcznik zawiązany na biodrach. W środku nikogo nie było, przynajmniej nikogo nie widziałam.

– Przyniosłam bukieciki do waszych garniturów – przełknęłam głośno ślinę. Czułam się nieswojo, gdy paradował przede mną w samym ręczniku z mokrym, umięśnionym torsem.

– Dzięki – odparł krótko z kwaśną miną.

– To ja już pójdę – odparłam i odkręciłam się na pięcie, by jego widok szybciej zniknął mi z przed oczu.

– Zaczekaj – odparł, zatrzymując mnie.

Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.

– Twoja przyjaciółka, chyba ma na imię Tracy pisała do mnie wczoraj – w jednej chwili zrobiło mi się słabo i żegnałam się ze swoim życiem. Obiecując sobie przed śmiercią, że ją zabiję.

– Pisała coś ciekawego? – zapytałam słabym głosem i zapewne byłam blada jak ściana.

– Chyba była pijana i pisała coś o tym, że zachowuje się jak stwardniały fiut, i żebym wreszcie zamoczył, bo chyba jestem zbyt nerwowy. Pisała coś o tobie, że baba bez bolca dostaje pierdolca, i że najlepiej jakbym się za ciebie wziął w końcu, bo słabo się do tego zabieram – zrobiło mi się słabo. Miałam wrażenie, że grunt pod nogami mi się wali.

– Co jej odpisałeś?

– Nie odpisałem, nie zniżam się do tak niskiego poziomu – prychnęłam.

– Panie Inteligentny, przepraszam że musi pan odpisywać tak mało mądrym osobom – miałam ochotę zdzielić go z liścia, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Nie chciałam robić teatrzyku przed weselem.

On tylko się uśmiechnął, chwycił bukieciki i tak po prostu zamknął mi drzwi przed nosem.

– Jesteś zwykłym bucem! – krzyknęłam, celując palcem prosto w zamknięte drzwi.

Obróciłam się na pięcie natrafiając na wzrok Colina, który był już w białej koszuli.

– Coś się stało? – zapytał marszcząc brwi. Jak mógł przyjaźnić się z takim chujem? Zachowywał się jak zwykły cham i prostak.

– On się stał – wyplułam.

– Porozmawiam z nim – obiecał. Melania mówiła mi, że nawet Colina denerwowało jego zachowanie. Nawet jego przyjaciel nie wiedział czemu on się tak zachowuje.

– Nie, bo będzie na mnie, że cię na niego nasłałam. Po prostu niech nie odwala żadnych szopek na weselu, bo nie ręczę za siebie – odparłam szczerze i odeszłam, nie chcąc przebywać dłużej z myślą, że on mógł słyszeć moją krótką wymianę zdań z Colinem. On mógł wszystko przekabacić przeciwko mnie. Miał manię kontrolowania wszystkich jak leci. Oprócz tego manipulował. Miałam dość jego szczeniackich zagrywek.

Army love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz