Sylwester nie był dla mnie niczym nadzwyczajnym. W końcu przecież oprócz roku jaki wpisujemy nic się nie zmienia. Świat magicznie nie staje się lepszy a problemy od tak nie znikają. Ten dzień jednak kojarzy mi się bardzo dobrze. Nigdy nie zapomnę jak razem z Lily wymykaliśmy się w noc sylwestrową na Time Square, by razem z innymi odliczać ostatnie sekundy. Lubiłem wtedy patrzeń na jej uśmiech i to jak z radością wykrzykiwała ostatnie cyfry a potem piszczała gdy w końcu nastał Nowy Rok. Moja siostra zawsze cieszyła się z małych rzeczy. Choć była córką bossa mafii, swoistą nowojorską księżniczką, nie była rozpieszczona. Wręcz przeciwnie pieniądze wydawała bardzo ostrożnie i gdyby mogła pewnie szybko podjęła by się jakieś pracy by zarabiać na siebie. Lily mocno wierzyła w postanowienia noworoczne. Twierdziła, że mają sens bo ludzie przynajmniej udają próbę zmienienia czegoś w sobie. A skoro udają i odnajdują swoją wadę, jest to już pierwszy krok do sukcesu. W końcu alkoholik, który postanawia, że od Nowego Roku nie pije, zrobił choć jeden krok do wyjścia z choroby, bo podświadomie wie, że jest uzależniony i należało by to zmienić. To, że później nic z tego nie wychodzi i minutę po północy ten sam mężczyzna opija się szampanem to już inna sprawa. Wszystko to wywodziło się z tego jak mocno Liliana wierzyła w ludzi. Nie dzieliła ich na dobrych czy złych, tylko na tych zniszczonych przez życie i tych, którzy uciekli przed smutnym losem. Nie oceniała morderców czy złodziei. W końcu nigdy nie wiemy, czy bandyta nie obrabował banku by zdobyć pieniądze na operację chorej matki czy morderca nie popełnił zbrodni w samoobronie. Wiara w ludzi ją zabijała. Przez to jak była gotowa zaufać każdemu, inni bez mrugnięcia okiem to wykorzystywali. Ona jednak się nie zmieniła w końcu co z tego, że wielu osób ją oszukało, przecież w końcu może natrafić się osoba, która realnie zobaczy jej dobro. Była niepoprawną optymistką i za to ją kochałem. Tak samo jak kochałem za to Mayę, która właśnie pomagała Rose przygotowywać ostatnie przekąski. Nie planowaliśmy żadnej dużej imprezy, tylko nasza szóstka, psy, które razem szalały w ogrodzie i butelka dobrej whiskey.
Od rana męczyła mnie jednak jedna myśl. A raczej nie myśl, a moje swoiste postanowienie noworoczne – czas ustatkować swoje życie. Czas oświadczyć się Mayi. Choć doskonale miałem świadomość, że nasz związek nie należy do najdłuższych, wiedziałem, że chce spędzić z tą kobietą resztę życia. Byłem gotowy dla niej zabić i dla niej zginąć. Każdego dnia zastanawiałem się co zrobić by na pewno była bezpieczna. Kochałem ją tak mocno, że aż czasem odczuwałem fizyczny ból. Kochałem ją ponad życie.
Rose już po świętach pomogła mi wybrać pierścionek. Delikatne złoto z niebieskim brylantem, który idealnie pasuje do jej brązowych włosów. Upewniłem się, że pudełeczko z pierścionkiem jest w mojej kieszeni i wziąłem duży łyk alkoholu. Czym ja się do kurwy stresuje? Przecież to tylko formalność. Wszyscy wiedzą o moich planach, akceptują je i cieszą się moim szczęściem. Oczywiście wszyscy poza Mayą. Co jeśli mi odmówi? Stwierdzi, że nie chce takiego życia i odejdzie? Ale dlaczego miałaby powiedzieć nie, skoro spędziła ze mną ostatnie miesiące. Gdyby nie chciała ze mną być odeszła by już wcześniej prawda? Kurwa dlaczego ja rozważam jej odmowę, przecież mnie kocha. I dlaczego moje ręce się tak pocą? Ja pierdolę. Dźwięk tłuczonego szkła wyrwał mnie z natłoku myśli.
- Przepraszam – powiedziała Rose, starając się pozbierać większe kawałki szkła. Oczywiście od razu z pomocą przyszedł jej mąż.
- Wszystko dobrze kochanie?
- Tak, to tylko delikatny skurcz, nic mi nie jest – zapewniła z uśmiechem na ustach.
Minutę przed północą wyszliśmy do ogrodu, by od razu po północy móc podziwiać sztuczne ognie. Za minutę nastąpi moja wielka chwila. Wdech, wydech. Dziesięć, dziewięć – Rose odwraca moją ukochaną plecami do mnie, tak by ta nie wiedziała co robię. Osiem – szybko padam na jedno kolano. Siedem – drżącą dłonią, wyciągam z kieszeni czarne pudełeczko i otwieram po raz ostatni patrząc na pierścionek. Sześć – patrzę w oczy przyjaciół, którzy swoimi uśmiechami chyba próbują dodać mi otuchy. Pięć – Zeus i Hades zauważają nas na dworze i błyskawicznie do nas podbiegają by się z nami pobawić. Cztery – czy to na pewno dobry pomysł? Trzy – oczywiście kocham ją, jednak czy nie pomyśli, że za bardzo się śpieszę i zmuszam ją do czegokolwiek? Dwa – myślę o Lily i o tym jak bardzo bym chciał żeby teraz tu była. Jeden – nie mam już żadnych wątpliwości. Nowy Rok, Vincent otwiera szampana, nad naszymi pojawiają się pierwsze sztuczne ognie. Rose przytula Mayę, która po chwili odwraca się w moją stronę. Dopiero po chwili, otwiera oczy szerzej, zauważając co robię. Zasłania dłonią usta.
CZYTASZ
Zagubiony w przeszłości - "Nowe pokolenie #2"
AcciónChciał być bezdusznym potworem, jednak zawsze miał przy sobie siostrę, która nie pozwalała mu upaść na dno. Potem jednak ona sama upadła, a on nie zdążył jej uratować. Po latach od tragedii, która zmieniła jego życie, Luca znów odnajduje szczęście...