Światła dookoła mnie migotały. Patrzyłam jak zaczarowana na moje ciało, które co chwilę miało inny kolor. Czułam krążący w moich żyłach alkohol. Potrzebowałam tego. Od dawna nigdzie nie wychodziłam ze swoimi przyjaciółmi i nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo było nam to potrzebne. Na co dzień byliśmy pochłonięci swoimi problemami i obowiązkami. Jednak nie dzisiaj. Dzisiaj chcieliśmy o tym zapomnieć i po prostu się bawić. Patrzyłam na swoich bliskich i czułam, że żyję. Byłam już mocno wstawiona, ale nie przeszkadzało mi udać się zaraz do baru po kolejną dawkę wódki. Muzyka dudniła nam w uszach. Było głośno i tłocznie. Czuliśmy wibracje basów pod stopami, co dawało nam ogrom energii i poczucia szczęścia. Tańczyliśmy obijając się o spocone ciała nieznajomych nam ludzi. Nieważne, czy znaliśmy tego kogoś, czy nie. Nie zależało nam. Liczyła się tylko dobra zabawa i niemyślenie o otaczającym nas świecie.
Po tamtym wydarzeniu nie byliśmy już tymi samymi roześmianymi ludźmi. Zamknęliśmy się w sobie i odtrąciliśmy siebie nawzajem. Było tak przez ostatnie cztery miesiące. Jednak po śmierci naszego przyjaciela, nikt nie potrafił normalnie funkcjonować. Byliśmy wszyscy, jak jeden organizm, a po jego stracie czuliśmy się, jakby ktoś wyrwał cząstkę nas.
W tamtym momencie, lepiej było nam żyć osobno, niż jako cała grupa. Tak było do zeszłego miesiąca. Gdy wracałam z uczelni wpadłam na Kindley, która zaproponowała spotkanie. Zawsze była dla nas jak starsza siostra, która nie chciała, aby ktokolwiek się źle czuł. Pomimo, że nie byliśmy pokłóceni, to tak się zachowywaliśmy. Całą trójką unikaliśmy się, aby tylko nie trzeba było ze sobą rozmawiać. Ten temat nie był zamknięty, ale nikt nie był w stanie go na nowo poruszyć. Każdy z nas przypominał sobie wtedy ból, który czuliśmy tamtego dnia i we wszystkie kolejne, które po nim nastąpiły.
Mimo to, jednak nadszedł etap, aby spędzić trochę czasu razem i wrócić do żywych. Na początku było nam trochę niezręcznie, ale postanowiliśmy cofnąć się do naszych wcześniejszych zwyczajów spędzania ze sobą czasu praktycznie dzień w dzień. Chcieliśmy odbudować, to co mieliśmy wcześniej. Przynajmniej się staraliśmy, bo od miesiąca na nowo jesteśmy nierozłączni. Ja, Kindley i Thomas.
-Idziemy się jeszcze napić!? - Przyjaciółka próbowała przekrzyczeć głośną muzykę.
-Dawaj! - Odkrzyknęłam i ruszyłyśmy w stronę baru, zostawiając Thomasa na parkiecie z jakąś rudowłosą nieznajomą dziewczyną. Tyle było po spędzeniu imprezy razem. Zaśmiałam się na tę myśl. Zawsze tak to się kończyło. Thomas musiał kogoś posunąć, inaczej nie byłby sobą.
Stanęłyśmy z Kindley przy barze, czekając na barmana, który obsługiwał jeszcze wcześniejszych imprezowiczów. Moja przyjaciółka przez ostatnie miesiące nie zmieniła się jakoś bardzo. Ubrana była w czarną sukienkę, która eksponowała jej krągłe kształty. Srebrzyste ramiączka idealnie współgrały z jej opaloną skórą. Na nogach miała wysokie szpilki, które tak jak twierdziła, dodawały jej dużo pewności siebie. Nigdy tego nie rozumiałam. Była ode mnie zaledwie parę centymetrów niższa. Ja przy swoim wzroście metr siedemdziesiąt sześć już czułam, że jestem za wysoka na dodatkowe centymetry, ale jej to nie przeszkadzało. Uwielbiała je zakładać na imprezy.
Wyglądała pięknie jak zawsze. Jedyne co się w niej zmieniło od tamtego czasu, to jej kasztanowe włosy, które teraz wydawały się dużo krótsze, niż te, które zapamiętałam. No i oczy. Oczy zawsze zdradzają człowieka. Piwne oczy, które zawsze były roześmiane, teraz były przygaszone. Pomimo, że bawiłyśmy się świetnie, to nadal z tyłu głowy miałyśmy wydarzenia sprzed paru miesięcy. Nie dziwiłam się, że jej oczy są smutne. Moje i Thoma zapewne też takie były. Mało rzeczy sprawiało nam ostatnio radość, ale postanowiliśmy we trójkę, że ta impreza ma to zmienić.
CZYTASZ
Play With Us
RomanceWiesz czym jest pech? Pechem można nazwać wyjście do klubu, w którym zyskujesz uwagę osoby, której zdecydowanie nie chciałabyś interesować. Pechem można nazwać upokorzenie przy wszystkich kogoś, kto później zapragnie zrobić z Twojego życia piekło...