Rozdział XI

2.1K 48 7
                                    

Kiara

Od zawsze zastanawiałam się, co bym chciała robić w życiu. Co bym chciała robić, kim być i co osiągnąć. Od dziecka miałam postawione cele i wyznaczone marzenia. To była nieodłączna część mnie samej.

Gdy byłam w szkole często myślałam o takich kwestiach, jednak wtedy było inaczej. Musiałam skupiać się głównie na szkole i obowiązkach z nią związanymi. Problem zaczął się, gdy miałam wybrać college i zdecydować się, w jakim kierunku chce podążać dalej. Chyba każdy tak ma, w tym czasie.

Ja byłam osobą, która do pewnego momentu również stale analizowała to, czego bym chciała.

Ale do czasu.

Teraz nie umiem patrzeć w przód. Nie zawracam sobie głowy tym, co będzie za tydzień, miesiąc czy rok.

Aktualnie staram się po prostu przeżyć dzień tak, aby nikomu nie podpaść, a tym samym nie ściągnąć na siebie nieszczęścia. 

Pomimo, że nie rozmyślam już o tym, co będzie, tak dokładnie rozważam to, co przeżywam na co dzień. Moja głowa pracuje na najwyższych obrotach. Bez wytchnienia. Jeszcze chwila i naprawdę wykorkuje.

Jedyny aspekt, który na daną chwilę dawał mi wytchnienie, to fakt, że od kilku dni po incydencie w lesie nie miałam kontaktu z żadnym z czterech mężczyzn. Spędziłam wtedy noc w ich kamiennicy, a rano Leo odwiózł mnie do domu. Od tamtego czasu nie widziałam, ani nie słyszałam zarówno Castiana, jak i pozostałych.

Nie wiedziałam, co spowodowało taki stan rzeczy, ale domyślałam się, że mogła mieć na to wpływ moja łazienkowa rozmowa z brunetem. Nie narzekałam jednak, bo im dłużej zwlekali z kontaktem, tym rosła we mnie większa nadzieja, że nareszcie się odczepili. Taka myśl utrzymywała mnie przy życiu aż przez prawie cały kolejny tydzień. Te długie i spokojne dni w pełni poświęciłam rodzinie i przyjaciołom. Czułam się tak, jakby czas się cofnął, a moim jedynym zmartwieniem było to, co zjeść następnego dnia w pracy lub jaki film obejrzeć z Kin na babskim wieczorze.

Ten tydzień mnie podbudował. Pomimo, że trochę dziwiło mnie to, że nie kontaktują się ze mną przez tak długi, jak na nich okres, to czułam, że przez ich nieobecność spojrzałam na tę sytuację z innej perspektywy, a co więcej, odnalazłam w sobie nową siłę do walki o życie i swoje wybory.

Musiałam to tylko dobrze rozegrać.

Wiedziałam, że ciężko będzie mi ich pokonać, ale nie chciałam tego. Zależało mi tylko, aby jakoś ich przechytrzyć. Nie wiedziałam tylko jeszcze jak.

Moje rozmyślania zagłuszył dzwonek do drzwi, który nie przestawał dzwonić. Zmarszczyłam brwi. Była sobota południe. Nie robiłam nic konkretnego, jak tylko sprzątanie. W pierwszej chwili pomyślałam o Kin, która zazwyczaj lubi wpaść bez zapowiedzi, ale gdy tylko zbliżyłam się do drzwi usłyszałam kilka męskich głosów rozmawiających ze sobą.

O, proszę. O wilku mowa. Jak rozkosznie.

Wzięłam głęboki oddech i niechętnie otworzyłam drzwi.

Po drugiej stronie stało czterech wygodnie ubranych mężczyzn, a w rękach trzymali jakieś torby z zakupami. Każdy z nich miał dresy, co mnie zdziwiło, bo może raz zdarzyło się tak, abym widziała, że którykolwiek z nich je ubrał. 

-Tak, słucham? - Powiedziałam patrząc na każdego po kolei.

-Cześć, maleństwo. - Przywitał się Jose, mrugając do mnie.

-Co tu robicie?

-Zobaczcie...nie widzieliśmy się tydzień, a ona udaje, że nie cieszy się na nasz widok. - Powiedział z przekąsem Ethan.

Play With UsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz