Kiara
Droga do Vermont to jakieś niecałe cztery godziny. Właśnie tyle jechaliśmy tam razem z Josem i Leo. Cieszyłam się, że będę mogła spędzić czas gdzieś indziej niż rezydencja, która z dnia na dzień stawała się dla mnie domem. Tak, domem. Jednak nie takim, w którym zawsze czujesz się bezpiecznie i do którego chcesz wrócić po ciężkim dniu w pracy. Mieszkałam tam, więc myśląc chcę już do domu, myślałam właśnie o posiadłości Woodów. Dom kojarzy mi się z czułością, miłością i opieką. I to te trzy rzeczy okazuje mi Jose za każdym razem. To właśnie dlatego nazywam to miejsce domem. Bo jest w nim on. Jest w nim Jose, któremu zależy i który codziennie o mnie dba. Tam, gdzie jest Jose, tam czuje swój dom.
Nie wiem, jakim cudem zbliżyłam się do niego tak bardzo, ale w tej chwili nie wyobrażałam już sobie, aby nie było go przy mnie. I nie chodzi tu o związek, czy miłość. Do tego mogłoby dojść, jednak na tę chwilę zależy mi po prostu na nim. Na jego obecności i bliskości. Bo jest niezastąpiony. I wiem, że psychicznie go potrzebuje.
– Jak tam wczoraj było z Castianem? – zapytał Leo, zajmujący miejsce kierowcy. – Jak wychodziliście, nie wyglądałaś na szczęśliwą.
– A czy kiedykolwiek przy nim tak wyglądałam?
– Słuszna uwaga.
Westchnęłam, opierając głowę o zagłówek.
– Chce, żebym dała mu piękne dzieci.
Leo posłał mi w tylnym lusterku spojrzenie spod zmrużonych brwi. Jose za to odwrócił swoją głowę, aby sprawdzić, czy nie żartuje. Cóż, chciałabym.
– Jesteś pewna, że o to mu chodziło?
– Leo, czy jest szansa, że źle zrozumiałam słowa urodzisz mi niedługo piękne dzieci? Jeśli tak, to, proszę, powiedz mi, o co innego chodziło. Wszystko byłoby lepsze od tego.
– Czy robił coś, czego sobie nie życzyłaś? – zapytał Jose.
– Oprócz dotykania i całowania to raczej nie. Nie próbował nic więcej.
Jose pokiwał głową, ale nawet na mnie nie spojrzał. Widziałam za to, jak mocno zaciska pięści, aż jego knykcie bieleją.
– Dziękuję, że wczoraj przyjechaliście. Nawet jeśli ostatecznie nie było takiej potrzeby, to dziękuję.
– Czułaś się przez to bezpieczniej? – zapytał tym razem Leo.
– Tak.
– Więc była potrzeba – stwierdził Jose.
Chłopcy podobno wprowadzili już Ethana w swój plan i przekazali mi, że od teraz każdy z nas musi mieć się na baczności. Wcześniej też musieliśmy, ale aktualnie wiedział o wszystkim jeszcze Ethan, więc im więcej osób wie, tym większe niebezpieczeństwo jakiegoś potknięcia.
Byłam wdzięczna za to, że byli przy mnie. Wiedziałam, że działają też dla swojej wolności, ale mimo to, czułam się częścią nich. Czułam, że mogę im ufać i na nich polegać. Wczoraj mi to udowodnili. Przyjechali wszyscy. Cała trójka tylko po to, aby mnie chronić.
– Wiedzieliście, że bierze narkotyki? – zapytałam po chwili, wtrącając się w ich rozmowę. Na chwilę się wyłączyłam, więc nawet nie wiem, o czym dyskutowali.
– Wiedzieliśmy, że bierze. Nawet w noc, gdy się poznaliśmy był pod wpływem. Jednak kiedyś to kontrolował i brał tylko czasem na jakichś imprezach. Nigdy nie wziął tak po prostu bez okazji. Niedawno zauważyliśmy u niego tą zmianę i wtedy zaczęliśmy się domyślać. Początkowo nie mieliśmy potwierdzenia, aż do momentu, gdy któregoś wieczoru nie weszliśmy do naszego wspólnego gabinetu pracy, a on akurat wciągał. Wtedy wiedzieliśmy, że nasze przypuszczenia się sprawdziły. – Odpowiedział Leo.
CZYTASZ
Play With Us
RomansWiesz czym jest pech? Pechem można nazwać wyjście do klubu, w którym zyskujesz uwagę osoby, której zdecydowanie nie chciałabyś interesować. Pechem można nazwać upokorzenie przy wszystkich kogoś, kto później zapragnie zrobić z Twojego życia piekło...