Rozdział VIII

2K 58 15
                                    

Kiara

Kiedy wracaliśmy zaczęło kropić. Szłam z paręnaście metrów przed nimi. Byłam zła i ostatnie, na co miałam ochotę, to rozmowa z nimi i spędzanie z nimi czasu. To było takie niesprawiedliwe. Tyle dziewczyn wylewa drinki w barze na obcych mężczyzn, i co? Nic się nie dzieje. Każdy idzie w swoją stronę i zapominają, ale nie. Oczywiście. Ja musiałam trafić na pieprzonych psychopatów.

-Kiara, zatrzymaj się.

Nie przejmowało mnie zbytnio to, co do mnie mówili. Jak tylko o coś pytali, to ich ignorowałam, dlatego i w tym przypadku nie zamierzałam stawać.

-Słyszysz, co mówię? - Powiedział głośniej i dobitnie. - Hej!

Krzyczący Castian, to dość rzadko spotykane zjawisko, dlatego na ten dźwięk przystanęłam i odwróciłam się w ich kierunku.

-Co!?

-Masz poczekać. Skałki są śliskie, zanim się obejrzysz, a poślizgniesz się i polecisz.

-I znowu będzie pła-acz. - Zanucił wesoło Jose.

-Dam sobie radę. - Powiedziałam i już chciałam zacząć schodzić, gdy usłyszałam jego zimny ton.

-Spróbuj zrobić choćby jeden krok. - Zagroził brunet. - Pamiętasz naszą umowę? Miałaś być grzeczna i zawsze się słuchać. Niestety przez ostatnie dni kiepsko ci to idzie.

Przymknęłam oczy i głośno westchnęłam. Tak bardzo chciałabym, aby spadli z tej góry i zrobili sobie krzywdę. Jednak wiedziałam do czego są zdolni, więc uznałam, że nie postawię tym razem na swoim. Poczekałam, aż zejdą do mnie bliżej i wtedy już nie czekając na nic ruszyłam przed siebie. Niestety udało mi się zrobić tylko dwa kroki, a poczułam czyjąś rękę na prawym łokciu.

-Powiedziałem poczekaj. Gdzie ty się tak spieszysz, huh? - Powiedział zirytowany Castian.

-Spieszę się, aby być jak najdalej od was. - Burknęłam obrażona.

-Ona serio jest jak takie małe dziecko. - Zaśmiał się Ethan, na co Castian posłał mu zirytowane spojrzenie.

-Muszę cię zmartwić Kiaro, bo cały dzisiejszy wieczór spędzisz właśnie z nami.

Brunet przeniósł spojrzenie ze mnie na czarnowłosego i kiwnął głową w kierunku zejścia.

-Ethan idź przed młodą, żeby ją asekurować. Daj jej rękę, żeby nie spadła. Ja będę szedł za nią i w razie co, ją złapię.

I tym oto sposobem musiałam iść koło nich krok w krok. Cały czas byłam obrażona i nie zamierzałam tego zmieniać. Szłam tak, jak mi kazali, ale dopiero gdy w oddali zobaczyłam bramę do ich domu poczułam ponowny strach. Gwałtownie się zatrzymałam i wyrwałam rękę z uścisku Castiana, której i tak nie chciałam trzymać. Ten spojrzał na mnie zdziwiony, ale gdy zobaczył mój paniczny wyraz twarzy, zrozumiał czym było spowodowane moje zachowanie.

-Kiara. Zapraszam. - Mówił miękko, lekko wzdychając i pokazując ręką w kierunku domu.

Patrzyłam na niego uważnie, oddalając się kawałek.

-Wiem, że się boisz, ale nic teraz nie zmienisz. No, dalej...idziemy.

Nadal nic. Przetwarzałam w głowie wszystkie możliwości na ucieczkę, jednak przy każdej opcji kończyło się tym, że prawdopodobnie by mnie złapali. Castian lekko się zaśmiał i pokręcił głową, po czym ruszył w moim kierunku. Był szybki i zwinny, dlatego jednym ruchem przerzucił mnie sobie przez ramię. Moje nogi zwisały przy jego brzuchu, a głowa przy plecach. Czułam się naprawdę niekomfortowo z myślą, że ma przy swojej twarzy moje pośladki.

Play With UsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz