Rozdział XLI

1K 33 5
                                    

Kiara

– Nie jest ci za zimno? – Usłyszałam za plecami.

Wiosenna bryza znad oceanu przyjemnie chłodziła moje obolałe ciało. To był moment, gdy zaczynało do mnie docierać, że to już koniec. Nie wierzyłam w to, ale te małe, dla wielu, nic nie znaczące drobiazgi sprawiały, że było mi dobrze. Szum fal, mokry piasek pod stopami, chłodny wiatr i promienie portugalskiego słońca, które koiło moją twarz.

– Chciałam się przewietrzyć – odpowiedziałam i zerknęłam w bok, gdzie stanął Patrick. – Tęskniłam za tobą.

Chłopak spojrzał na mnie, a w oczach zagościła łagodność, którą tak dobrze w nim pamiętałam.

– Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak ja tęskniłem za swoją przyjaciółką.

– Nadal do mnie nie dociera, że ty, to ty i to, czym się zajmujesz.

Patrick westchnął.

– Nigdy nie zastanawiało cię to, jak wiele rzeczy potrafię załatwić?

– Masz gadane, Patrick. Myślałam, że załatwiasz to przez znajomości – mruknęłam, grzebiąc dużym palcem u stopy w piasku.

– Wiem, że Jose ci już większość opowiedział, ale tak. Wciągnąłem się w ten świat, jak miałem jakieś piętnaście lat. I nie żałowałem tego, aż do momentu, gdy mój asystent doniósł mi, że moja droga przyjaciółka wpadła w łapska Woodów. Serio, Kiara? Nie ma mnie kilka miesięcy, a ty podpadasz typowi, który rządzi połową Ameryki?

– Obraził mnie. Wylałam tylko na niego drinka, to nie moja wina, że się tak wkurzył.

– Uwierz takie osoby, jak Castian z jeszcze bardziej błahych spraw potrafią uprzykrzyć ci życie lub cię go pozbawić. Jak się dowiedziałem, że się tobą zainteresował, to myślałem, że zwariuje. Gdy sfingowałem swoją śmierć, obiecałem Morganowi, że się do was nie będę zbliżać. Nie chciałem was narażać, a wiedziałem, że szybciej coś wam się stanie, jak będę sprawdzał, co u was, niż jak całkowicie odpuszczę. Cóż, myliłem się. Gdybym wiedział, co się ma wydarzyć, nie czekałbym, tylko od razu cię porwał.

– Moje życie to jedna wielka ściema. Nic nie jest takie jak było. Ty żyjesz, a byłeś martwy. Jose jest troskliwy i o mnie dbał, podczas, gdy jak się poznaliśmy był pierwszy do dokuczania mi. Inaczej wyobrażałam sobie ten cały rok.

– Przykro mi, że musiałaś przez to wszystko przechodzić.

Machnęłam zirytowana ręką.

Nie chciałam o tym rozmawiać. Chciałam spokoju.

– Jakim cudem chłopcy nie znaleźli cię w żadnym swoim systemie. Skoro są w stanie namierzyć każdego, to dlaczego...?

– Teoretycznie nie nazywam się już Patrick Butterscot. Dlatego nie figurowałem w żadnym systemie.

Otworzyłam szerzej oczy.

– T-to jak?

– Aiden Warenn.

– Czy od teraz tak mamy się do ciebie zwracać?

– Tak by było najlepiej. Jednak, jeśli chcesz, to gdy jesteśmy sami możesz cały czas mówić do mnie Patrick. Tylko wśród nieznajomych musimy uważać.

Pokiwałam ze zrozumieniem głową.

– Powiedz, jak się czujesz? Wolę zapytać ciebie, niż tej lekarki. Ethan już zaczął ją wyrywać. – Zmarszczył skonsternowany brwi.

– To cały Ethan. Mógłbyś mu w jednej chwili przykładać pistolet do głowy, a za chwilę będzie się świetnie bawił i podrywał kobiety. Bywa dziwny...ale chyba lubię w nim właśnie to, że zawsze chce się dobrze czuć. Niezależnie od okoliczności.

Play With UsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz