Rozdział XXIV

1.2K 36 3
                                    

Kiara

- Moje słońce.

W uszach zadźwięczał mi znajomy lekko piskliwy głos przyjaciółki, która jak tylko podeszłam do zarezerwowanego dla nas stolika, od razu wstała, a w oczach zawitały jej łzy szczęścia i wzruszenia.

Przytuliłam ją mocno, a gdy przekręciłam głowę, przede mną wyrosła kolejna bliska mi osoba.

- Thomas!

Chłopak zaśmiał się i również porwał mnie w objęcia.

- Jednak udało ci się wyjść wcześniej z pracy.

- Wziąłem wolne. Bałem się, że się nie wyrobię, a jeśli już ten fiut puścił cię do miasta, to nie mogłem tego zaprzepaścić.

- Tak się cieszę, że was widzę. Nie uwierzycie, ile w ostatnim czasie się wydarzyło.

Urodzinowo dostałam również od nich zestaw ulubionych kosmetyków i wydruk na szkle naszego zdjęcia, z czasów szkoły, gdzie byliśmy jeszcze we czwórkę z Patrickiem. Chcieli, abym miała ich w nowym domu przynajmniej w taki sposób, jeśli nie mogliśmy się normalnie widywać. Liczyłam, że za jakiś czas, Castian mimo wszystko pozwoli mi wrócić na studia, do pracy i na zajęcia z tenisa. Z dnia na dzień musiałam to wszystko odpuścić, a przez to mniej czasu widziałam się z moimi przyjaciółmi. Dopiero teraz, w pełni odczułam, jak bardzo było mi ich brak.

Usiedliśmy, a kelner przyniósł nam karty dań. Gdy chwyciłam swoją, Kin złapała mnie za rękę i podniosła ją ostrożnie do góry.

- To ten nieszczęsny pierścionek zaręczynowy?

- Mhm...

- Gdyby był od kogoś innego, to bym się nim zachwycała, bo jest piękny, ale w twoim wypadku...wybacz. Nie zamierzam.

- Spokojnie, to tylko zwykła formalność. Nie można było tego nazwać zaręczynami. Zresztą wszystko wam pisałam.

- Mnie bardziej ciekawi, co ci się znowu stało w rękę - powiedział poważnie Thomas wskazując na moje nadal bolące palce.

- Ah to...? - Zaśmiałam się i pokręciłam głową. - To nic. Przekomarzałam się wczoraj z chłopakami i za mocno jednemu przywaliłam.

Ona otworzyła szeroko oczy, a on usta.

- Jak to go uderzyłaś? Nic ci za to nie zrobili? - Zachłysnęła się Kindley wodą.

- Jak to się przekomarzaliście? - Zapytał Thomas.

- Schowajcie, proszę, telefony gdzieś głęboko.

W między czasie, gdy oboje wykonywali moją prośbę rozejrzałam się po lokalu. Nie było wielkie, ale widać, że chętnie odwiedzane. Prawie wszystkie stoliki zostały zajęte przez przybyłych gości. Można też było usłyszeć rozmowy osób, które siedziały niedaleko. Ekskluzywnie, ale przytulnie. W tle leciała cicha relaksująca muzyka, która nie przeszkadzała w spędzaniu tu czasu. Musiałam się komuś wygadać, dlatego zabezpieczyłam swój telefon i zerknęłam, jak daleko są moi ochroniarze. Ci na szczęście znajdowali się po drugiej stronie lokalu. Nie mogli mnie słyszeć, ale cały czas na mnie patrzyli.

Gdy tylko kelner zebrał od nas zamówienie, upiłam łyk soku i odetchnęłam.

- No? Opowiadaj. Jak to się przekomarzaliście? Są dla ciebie w miarę dobrzy?

- W miarę, tak. - Odpowiedziałam przysuwając się bliżej Thomasa i wtulając się w niego. - Dostanę od was zaraz opieprz.

- Dlaczego?

Play With UsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz