Rozdział XVII

1.8K 43 8
                                    

Kiara

- O mój Boże! - Zapiszczałam z ekscytacji. - Nie no, nie wierzę!

Za sobą usłyszałam ciche chichoty.

Stałam na środku ulicy przyglądając się świecącym wszędzie światełkom. Zarówno latarnie, jak i drzewa owinięto kolorowymi lampkami, które rozjaśniały chodnik. W oddali mogłam usłyszeć świąteczną muzykę i tańczące osoby, przebrane za elfy. Gdzieniegdzie przechadzały się również śnieżynki i mikołaje.

Odwróciłam się w kierunku pozostałych.

- Zabraliście mnie na Jarmark Bożonarodzeniowy!? - wykrzyczałam zachwycona. Miałam szeroko otwarte oczy i usta. Było tak pięknie.

- Widzisz, Leon? Dla tego uśmiechu, było warto pokłócić się trochę z Casem - powiedział zadowolony z siebie Jose.

- Jest cudownie! Zawsze chciałam tu przyjechać, ale nigdy jakoś nie było mi po drodze - szłam przed siebie, podziwiając przygotowane do świąt miasto. Dookoła mnie krążyli ludzie jedzący ciepłe zupy, pijący grzane wino, a także delektujący się innymi smakołykami.

Tak, zdecydowanie tutaj mogło dać się poczuć klimat świąt. Każdy był tu roześmiany i pogodny.

- Mówiłem. Już cię trochę znamy - mruknął blondyn i zarzucił mi rękę na ramiona. - Idziemy cię trochę podpić. Musisz się wyluzować, mała szatyneczko.

Rynek był przepiękny. Na samym środku stała ogromna zielona choinka z czerwonymi i żółtymi wielkimi bombkami. Zaraz za nią znajdowało się zorganizowane małe miasteczko stworzone z różnych światełkowych ozdób. Znaleźliśmy tam dzwonki, aniołki, choinki, kwiaty i gwiazdy. Dookoła placu stały porozstawiane drewniane budki, które były otoczone gałązkami z drzewek i łańcuchów. Wszystko się świeciło i mieniło na różne kolory.

Szliśmy koło siebie, cały czas oglądając wszystko to, co mijaliśmy. Aby trochę się rozgrzać wzięliśmy grzańce i popijaliśmy je, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Już dawno nie czułam się tak spokojna, jak wtedy. Mogłam być wśród nich sobą. Może tylko przez chwilę, teraz, kiedy byliśmy poza posiadłością Woodów, ale zawsze lepsze to, niż nic.

- Dziękuję, że mnie tu zabraliście - powiedziałam lekko wzruszona. - Było mi to potrzebne.

- Czasem jak chcą, to potrafią - zaśmiała się głośno Scarlett, tak aby chłopcy ją usłyszeli.

- Wiem, jestem najlepszy - skwitował Jose, przewracając oczami i przeczesując pewnie swoje włosy. - Wiem, co potrzebne do szczęścia, temu gnojkowi. - Odpowiedział w stronę Scarlet, machając na mnie głową, na co ja pokręciłam swoją. Pewny siebie szczyl. Ale muszę przyznać, faktycznie niespodzianka się udała.

Chodziliśmy dookoła budek oglądając ozdoby na choinki. Dziewczyny wybrały kilka ładnych bombek i figurek do domu. Ja nie czułam, że chciałabym przyozdabiać coś w ich rezydencji, dlatego zdecydowałam się na cudowną świeczkę domowej roboty o zapachu goździków i pomarańczy. Przynajmniej to sprawi, że moja i Castiana sypialnia nie będzie taka zimna i przytłaczająca.

Po jakichś dwóch godzinach chodzenia z winem w ręku, czułam się rozluźniona. Alkohol przepływał sobie swobodnie w moich żyłach, ale był to ten najprzyjemniejszy stan. Nie weszło ani za lekko, ani za mocno.

- Ej, może coś zjemy, co? - zapytała z nadzieją Caroline.

Pochwaliliśmy jej pomysł i już po kilku minutach staliśmy dookoła wysokiego okrągłego stołu, jedząc i delektując się rozpływającym ciepłem. Scarlett, Caroline i Leo wzięli clam chowder. Ja i Jose jednogłośnie stwierdziliśmy, że nie lubimy takich smaków, więc wzięliśmy krem z pomidorów.

Play With UsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz