Rozdział XXXVIII

891 33 16
                                    

Kiara

Lekki podmuch wiatru ponownie zawiał, gdy już miałam wyjść z pokoju. Cofnęłam się dlatego do okna i zamknęłam je. Jose widocznie musiał zostawić je w nocy uchylone, abym miała czym oddychać.

Rano, gdy się obudziłam byłam już sama. Po Josie nie było śladu. Miałam wrażenie, że nawet nie czułam już jego zapachu. Zebrałam się szybko i ruszyłam na dół. Nie śpieszyło mi się nigdzie, więc spoglądałam na obrazy wiszące na ścianach. Niektóre przedstawiały spokojne krajobrazy, inne bitwy wojenne, a pozostałe to zwykła martwa natura.

Było jeszcze wcześnie, ale dziwił mnie fakt, że nie słyszałam żadnego dźwięku dochodzącego z dołu. Chłopcy zazwyczaj wstawali naprawdę o nieludzkich porach i przeważnie to ja schodziłam na śniadanie ostatnia. Witali mnie wtedy swoimi uśmiechami i kładli gotowe jedzenie na stół.

Tym razem było cicho.

Jedyne co rejestrował mój słuch, to irytujący tykający zegar z salonu. Rozejrzałam się po nim, wyglądając na taras, bo może tam postanowili spędzić poranek. Jednak mój szlak był nietrafiony. Zmarszczyłam brwi i zagryzłam zestresowana wargę. Jest za cicho. Gdzie oni są?

Zamknęłam za sobą drzwi i niepewnym krokiem ruszyłam do kuchni, rozglądając się na każdą stronę.

I wtedy ukazał mi się Castian. Siedział zrelaksowany i elegancki. Rękawy błękitnej koszuli miał podwinięte nad nadgarstki. W prawym ręku trzymał czarną kawę, której zapach roznosił się po całym pomieszczeniu. Palcami lewej ręki stukał coś na klawiaturze laptopa. I może zadowoliłby mnie fakt, że dzisiaj ma trochę lepszy humor, gdyby nie to, że chłopców tutaj z nim nie było.

Gdy przekroczyłam próg, brunet przeniósł na mnie swój wzrok i pogodnie się uśmiechnął.

– Kiara, kochanie, nareszcie się obudziłaś.

– H-hej. – Powiedziałam zachrypniętym głosem.

Całe szczęście mój wczorajszy wybryk nie pozostawił po sobie za dużego śladu, bo nie miałam ochoty się mu z tego tłumaczyć. I tak dla bezpieczeństwa założyłam miękki golf.

– Usiądź – gestem ręki wskazał na krzesło stojące naprzeciwko niego. – Czekałem na ciebie ze śniadaniem.

– Nie trzeba było.

Przerażało mnie to, że zachowywaliśmy się trochę jak jedno z tych toksycznych małżeństw, które jednego dnia na siebie krzyczy, bije się i nie szanuje, a następnego udaje, że do niczego złego nie doszło i jest to całkowicie normalne.

Cóż, nie jest.

– Proszę. – Podał mi talerz z jeszcze ciepłymi pancake'ami. Do tego podsunął mi pod nos dżem malinowy, białą czekoladę i Nutellę. A gdy nadal zastanawiałam się, co się tutaj dzieje, przed moją twarzą wylądowała również gorąca herbata.

Śledziłam jego ruchy i to z jaką gracją, a także spokojem porusza się po całej kuchni. Na koniec usiadł po drugiej stronie stołu.

– Ty nie jesz?

– Kawa i croissant mi wystarczy – upił łyk i głową wskazał na mój posiłek. – Jedz, kochanie.

Wzięłam niechętnie widelec i nabiłam go na jednego placka. Łyżeczką nałożyłam na niego trochę białej czekolady i dżemu, jednak gdy mężczyzna dokładnie mi się przyglądał, nie umiałam powstrzymać drżenia rąk.

– Coś nie tak? – Zapytał mrużąc oczy i przechylając głowę.

Wzruszyłam ramionami i włożyłam całego pancake'a do buzi, aby zyskać czas na dobre rozegranie tego, co się tu działo. Przeżuwałam powoli, czując pod językiem dokładny smak śniadania.

Play With UsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz