Weekend z Tae minął niemiło, ponieważ w sobotę zaprosił swoich znajomych, z którymi bardzo entuzjastycznie oglądał mecz. Starałem się rysować w naszej sypialni, aby im nie przeszkadzać, ale dźwięki pierwotnego testosteronu były zbyt denerwujące. Do tego późnym wieczorem potraktowali mnie jak chłopca na posyłki, przez co zrobiłem milion kroków do sklepu monopolowego i z powrotem do domu. Przechodnie dziwnie się na mnie patrzyli, kiedy szedłem z obijającym się o siebie szkłem, jakbym miał zaraz sam wszystko wypić, a potem umrzeć od zatrucia alkoholowego w pierwszym lepszym rowie. Jedyną satysfakcje tego dnia sprawiały mi nocne odgłosy z łazienki, kiedy Taehyung odczuwał skutki mieszania alkoholi. Wcale nie było mi go szkoda.
Niedziela za to minęła o wiele milej, przed przerwą świąteczną zdecydowałem się skończyć swoją rzeźbę na zaliczenie, więc z rana wyszedłem na kampus. Kupiłem sobie za znalezione w kieszeni drobne najtańszą kawę w małym sklepiku przy głównej drodze, jednak jej smak nie odbiegał niczym od aromatu kawy z ekspresu. Lekko pobudzony mijałem bałwany, kobiety owinięte po same oczy szalikami oraz grupki ludzi z walizkami, zbierającymi się zapewne na główny dworzec, aby wrócić do domu na przerwę zimową. Oddychając zimnym powietrzem wszedłem do sali na końcu korytarza, w której spędziłem większość dnia. Energia pochodząca z kofeiny sprawiła, że nieustannie robiłem coś przy swojej pracy- dokładałem gliny, potem ujmowałem, niszczyłem całą część, aby zrobić ją od nowa. Rolowałem precyzyjnie małe kawałki, żeby trzęsącymi się dłońmi przekleić je we właściwym miejscu. Pod koniec dnia byłem bardzo zmęczony, nie czułem opuszków palców, a kręgosłup wygiął się chyba w przeciwną stronę.
Mimo to skończyłem.
Moja rzeźba była gotowa na ocenę oraz małą wystawę dla naszego roku. Z zadowoloniem umieściłem ją wśród innych prac, po czym wziąłem marker, aby napisać na plakietce, jaką emocje ma przekazywać. Położyłem kawałek kartki obok mojej pracy, po czym zacząłem się sam do siebie nerwowo śmiać.
- On mnie za to zabije. - mówię do siebie, patrząc dłużej na swoje dzieło.
Ale na jej szczegóły przyjdzie jeszcze pora.
Następnego ranka czekam przed jedynym dworcem w Hongdae, chodząc przy tym cały czas w kółko, przez co robię wyraźny okrąg w śniegu. Nie wiem czy rozchodzę stres, czy nie mogę się doczekać widoku Jeona, chyba jedno i drugie. Tak bardzo mi go brakowało, chociaż minęły jedynie dwa dni, do tego nie mogę doczekać się aż opowie mi o meczu. Z napięciem spoglądam ciągle na przyjeżdżające oraz odjeżdżające pociągi, ale chłopaka ciągle nie ma. Mija sporo czasu, w którym moje dłonie zdążyły odmarznąć, tak samo jak nos, ale mimo to nadal dzielnie czekam.
W końcu widzę lekko wyższego od siebie chłopaka, mającego na głowie głupią czapkę z pomponem. Zauważam od razu srebrny medal, błyszczący się na jego szyi, na co ciężar spada mi z serca.
Od razu rzucam się mu na szyję, a on podnosi mnie do góry, aby obkręcić nas dokoła. Zaczynam krzyczeć, co również mu się udziela, w skutku czego drzemy się jak dwaj ostatni debile na peronie, a ludzie naokoło tylko krzywo się na nas patrzą. Mimo to cieszę się, jestem czysto dumny oraz podekscytowany.- Nie wiedziałem, że przyjdziesz na peron. - mówi w końcu, odstawiając mnie na ziemię. - Zajęliśmy drugie miejsce, tak żałuję, że cię nie było. To był bardzo dobry mecz, dałem z siebie wszystko.
- Jesteś wspaniały, Jeon. - uśmiecham się do niego szeroko.
Chłopak ściąga z szyi medal, aby mi go założyć, a następnie zmierzamy do wyjścia z dworca. Zaczyna opowiadać o rzeczach, o których absolutnie nie mam pojęcia, czyli setach, zasadach oraz niezrozumiałych strategiach. Mimo niezrozumienia słucham go uważnie, bo cały się aż trzęsie z podekscytowania, widzę w nim tyle radości, że serce wali mi jak szalone.
CZYTASZ
ALEXITHYMIA ;; jikook
FanfictionPark Jimin ma trudność z nazwaniem i określeniem swoich uczuć, nie dostrzega w sobie czystego smutku, szczęścia, irytacji czy znudzenia. Nieumiejętność zrozumienia swoich emocji sprawia mu problem w wykonaniu pracy zaliczeniowej na zajęcia artystycz...