3. Jesień

209 16 2
                                    

Wczorajszego wieczoru poszliśmy z Jeonem bardzo późno spać, chociaż i tak nie mogłem zasnąć przez dudniący o parapet deszcz, który przypomniał mi o tak samo oddziałującej muzyce z klubu. Zastanawiałem się co robi mój chłopak, czy wszystko z nim dobrze, odczuwałem okropne wyrzuty sumienia, bo może powinienem się nim zająć. Martwiłem się, ale z drugiej strony nie chciałem dać mu poczucia, że w naszym związku panuje hierarchia, w której znajduje się wyżej ode mnie. Nie widziało mi się szukać go w środku nocy po całym Hongdae.

Ciężkie kroki chłopaka słyszę dopiero późnym rankiem, kiedy siedzę z Jeonem w kuchni i szukam w lodówce czegoś na obiad. Patrzę oceniająco po trzeźwiejącym Tae, mającym uśmiech na twarzy i sweter na lewą stronę. Nie wiem czy w tym momencie czuję złość, żal czy zawód, najpewniej każdą z tych emocji jednocześnie, co drąży boleśnie dziurę w moim sercu.

- Gdzie byłeś w nocy? - pytam, odwracając od niego wzrok.

- U kolegi, Jiminnie.

Zadowolony pochodzi do mnie i przytula mnie mocno do siebie, jednak krzywię się na ostry zapach entalonu i papierosów, który osiadł już zapewne na stałe na jego ubraniach. Z każdym jego słowem i ruchem w moja stronę gotuje się we mnie coraz bardziej.

- Oj nie bądź zazdrosny. - zaznacza, głaszcząc mnie po plecach. - Nic się nie stało.

- Patrząc po tym, że nie masz żadnych hamulców po alkoholu, to chyba jest się o co martwić, Tae. - zwracam uwagę trochę zbyć oschle.

- Nie kłóćmy się od rana. - wzdycha, odsuwając się ode mnie. - Jadę z chłopakami na weekend na ryby, rodzice Nama mają dom nad jeziorem, więc szykuje się męski wypad. - stwierdza podekscytowany.

- Też mogę jechać?

Po tym pytaniu kuchnia wypełnia się niezręczną ciszą, będącą przy tym bardzo wymowną. Taehyung przejeżdża po mnie wzrokiem od góry do dołu, po czym drapie się z niezręczności po karku. Zaczynam zauważać, że w jego obecności czuję się gorszy, a jakaś hierarchia między nami jednak ma prawo bytu.

- Wiesz, nie spodobałoby ci się tam. - stwierdza pewnie. - Wrócę w poniedziałek rano i pójdziemy na randkę, co ty na to?

- Niech będzie. - odpowiadam obojętnie, idąc ubrać buty do wyjścia.

- A ty Jeon, chcesz jechać? - dopytuje.

- Mam zawody w niedzielę, odpadam. - stwierdza, ciągnąc za mną wzrokiem. - Ej, nie jadłeś śniadania. - krzyczy do mnie. - Poczekaj, zawiozę cie.

- Dzisiaj się przejdę.

Zabieram swoje ciężkie pracę zaliczeniowe, owijam się szalikiem, po czym wychodzę bez zbędnych pożegnań z ich mieszkania.
Wychodząc na miasto, przechodzę po ogromnych kałużach, nie zważając na to, czy moje trampki do końca się rozlecą, czy jednak pozostaną w całkowitej formie fizycznej. Identyfikuje się teraz z wszystkimi, smutnymi piosenkarkami, piszącymi teksty swoich utworów o zranionych, romantycznych uczuciach, które potem stają się hitami w radiu. Chętnie posłuchałbym najbardziej przygnębiającej playlisty, jaką mam zapisaną na Spotify, ale nie dam rady wyciągnąć słuchawek z kieszeni, ponieważ ledwo daje radę iść z sześcioma płótnami, które co chwila chcą wylecieć z moich rąk. Jednak ich spotkanie z błotem i brudnym chodnikiem spowodowałoby ich tragiczną śmierć oraz moją panikę, więc zostawiam pomysł z dołowaniem się depresyjną muzyką i idę w stronę uczelni, przez równie przykry krajobraz, odpowiadający mojemu humorowi.
Może ktoś niezaangażowany w moją relacje z Tae powiedziałby, że zachowuje się jak najbardziej rozwydrzone dziecko świata, jednak nie zasługuję na ten tytuł. Na początku naszej relacji chłopak traktował mnie kompletnie inaczej, podbudowywał mnie, przez co czułem się wyjątkowy. Codziennie się starał, zwracał na mnie uwagę, mam ususzone pierwsze kwiaty, jakie od niego dostałem, chociaż powtarzałem wtedy, że bukiety czerwonych róż są zbyt dziewczyńskie. Chłopak się tym nie przejmował i przerzucił się na poranną kawę z cynamonem oraz wiele wsparcia. Wszystko jednak z czasem zaczęło się psuć, między nami zaczęło robić się nieswojo i napięcie, przestał się starać, wiem, że już mu tak nie zależy. Czasem nawet mam wrażenie, że się mnie wstydzi przed kolegami, co skutecznie obniża moją samoocenę do poziomu błota, po którym teraz idę. Do tego często zdarzy mu się powiedzieć w złości słowa, które nigdy nie powinny wybrzmieć, tak jak wczorajszy tekst. Wiem, że już mnie nie kocha tak jak dawniej, ale możnaby było to naprawić. Próbuję z nim rozmawiać, ale ciągle wynikają z tego kłótnie, w których również czasem mnie ponosi.
Jestem po prostu zmęczony, a ten stan trwa już od lata, kiedy słońce bardziej grzało, drzewa miały na sobie zielone liście, a moje buty były w nienaruszonym stanie, w kolorze nieskazitelnej bieli. Wraz z zmieniającym się na gorsze światem otaczającym mnie, pogorszył się mój świat wewnętrzny.

ALEXITHYMIA ;; jikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz