Epilog

313 25 11
                                    

Opadam zmęczony na łóżko, czując się wykończony jak nigdy w życiu. Przypominają mi o tym bolące łydki oraz obtarte w każdym miejscu stopy, a to jedynie małe pamiątki po kilkugodzinnym marszu z akompaniamentem narzekań Yoongiego. Chodziliśmy po świątyniach oraz targu miejskim, po którym mam ochotę na miejscowe jedzenie, ponieważ wszystkie zapachy oraz żywe kolory poruszyły mój żołądek. Pierwszy raz jestem za granicą i każda najmniejsza rzecz wydaje mi się zupełnie inna, lepsza, bardziej kolorowa, wręcz zachwycająca. Z Yoongim nawet przypatrywaliśmy się kilka minut banknotom odmiennym niż zazwyczaj, nie mówiąc już nawet o czytaniu każdej tabliczki dla turystów, chociaż mało co rozumieliśmy. Mimo wszystko uważam naszą wyprawę za udaną, widziałem piękne widoki, zjadłem nowe, cholernie ostre dania, a także mam mnóstwo kolorowych zdjęć w jednorazowym aparacie. Jedynie żałuję nieobecności Jina, któremu najpewniej by się tu spodobało, ale rozumiem, że jest zajęty swoją rodziną. W końcu małe dziecko wymaga mnóstwa uwagi.

Słyszę dzwonek do drzwi, jednak nie mam siły wstać, więc nadal bezwładnie leżę aż do momentu agresywnego dobijania się po drugiej stronie. Wtedy ociężale wstaję i z bólem otwieram drzwi hotelowe. Opieram się o framugę, oglądając chłopaka przede mną od góry do dołu. Czapka z daszkiem na burzy włosów z blond pasmem, moja czerwona koszulka oraz nowe, sportowe buty.

- A Pan do kogo? - pytam.

- Do najpiękniejszego mężczyzny we wszechświecie. - odpowiada, uśmiechając się.

- Aish, ten mężczyzna liczył na to, że jego chłopak będzie już dawno w pokoju hotelowym z jedzeniem.

- Przyniosłem! - pokazuje na papierową torbę, z której unosi się smaczny zapach. - Jiminnie, trening się przedłużył, nie każ mi spać na podłodze w korytarzu. Poza tym słyszałem od Hobiego, że w tym czasie nieźle się bawiliście z Yoongim.

- Będę łaskawy, bo masz jutro zawody.

Wpuszczam go do środka, po czym wracam do łóżka, gdzie opatulam się kocem. Przecieram oczy, kiedy ten rzuca torbę treningową na podłogę, chodzi znerwicowany z pokoju do łazienki i z powrotem, szukając czegoś, a może właśnie gubiąc. Typowe zachowania Jeona przed ważnym meczem, czyli nieokiełznana siła w nogach, którą musi rozchodzić, do tego nerwowość, milion pytań o nieistotne szczegóły i zapominanie o tym, że musi jeść, a także spać. Nie dziwię się mu, bo już jutro jedne z największych jak dotąd zawodów w jego karierze sportowej, razem z drużyną zostali na nie specjalnie oddelegowani do Tajlandii, gdzie przylecieliśmy dzisiaj rano. Stwierdziliśmy z Yoongim, że nie chcemy zostawiać naszych drugich połówek, dlatego wykupiliśmy miejsca w samolocie i oto jesteśmy jako niezawodne wsparcie oraz najlepsi fani drużyny z Hongdae.

- Tak bardzo się stresuję, nie grałem nigdy na zawodach Azji, to nie byle co. - narzeka, kładąc się obok mnie.

Czuję jak oplata moje ciało wszystkimi kończynami, wtulając przy tym policzek w moją głowę, co najwyraźniej go uspokaja, bo zaczyna delikatnie spokojniej oddychać. Uroczy.

- Zawsze tak mówisz, a finalnie na boisku masz mord w oczach. Serio, czasem boję się o stan zdrowia zawodników z równoległej drużyny, bo widzę, że masz ochotę ich rozszarpać. - prycham, głaszcząc go po boku.

- To może za dużo powiedziane, ale bardzo chcę wygrać, słońce.

- Ja wiem. - kiwam głową.

Przez ostatni czas Jeon zbierał tytuł za tytułem, medale zasypały naszą domową komodę, a puchary stoją dumnie na szafce w przejściu, żeby każdy mógł je podziwiać. Jestem z niego tak cholernie dumny, widzę ile potu wylewa, jak wiele kosztuje go sukces, a mimo to wytrwale dąży do przodu. Mordercze treningi od rana do wieczora, diety, kontuzje oraz masa flustracji wypełniała nasze życie przez ostatnie miesiące, starałem się wytrzymywać jego grafiki, gdzie czasem nie widywaliśmy się prawie wcale, chociaż mieszkamy w jednym mieszkaniu, albo dłużące się, tygodniowe wyjazdy. Było nam ciężko, naprawdę ciężko, a kłótnie wynikały zazwyczaj z tęsknoty i potrzeby poleżenia razem w jednym łóżku, dokładnie jak teraz- blisko siebie, żeby bez skrępowania czuć wzajemne ciepło, bez zmartwienia kolejnym rozstaniem na jakiś czas.
Sam również miałem stresujący okres, w końcu broniłem swojej pracy, zdawałem ostatnie egzaminy, ale na szczęście wszystko się udało i krótko po skończeniu studiów zatrudniłem się jako ilustrator książek. Uwielbiam te pracę, przepełnia mnie poczucie spełnienia oraz szczęścia, gdy widzę swoje grafiki wydrukowane na okładkach lub w środku powieści fantastycznych, romantycznych, nawet naukowych. Jungkook również jest dumny, ma kilkanaście egzemplarzy każdej opowieści z moimi rysunkami, chociaż mówiłem mu, że nie musi wykupować całej księgarni, ten jednak za bardzo cieszył się moim sukcesem.
Wspieraliśmy się przez każde z tych wydarzeń i dzięki temu jesteśmy w tym punkcie naszego życia.

ALEXITHYMIA ;; jikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz