S02E03

468 20 0
                                    

Patricia nie była w stanie opisać słowami jaką ulgę przyniósł jej dźwięk dzwonka, który właśnie wybrzmiał. Dziewczyna miała dosyć spore problemy z matematyką, to też dosyć stresowały ją te lekcje. Przez całe 45 minut liczyła tylko na to, by nauczyciel nie poprosił jej do tablicy. Dziewczyna wraz z końcem lekcji zerwała się ze swojej ławki, czym rozbawiła siedzącego obok Jonathana.

-Och, daj spokój. - odgryzła się, wymijając go.

Dziewczyna, wychodząc z sali, zauważyła opartą o drzwi swoją przyjaciółkę. Tina od rana rozdawała innym uczniom przygotowane przez nie wcześniej ulotki informujące o jutrzejszym przyjęciu. Następnego dnia miała odbyć się jedna z większych imprez w tym semestrze. Halloween zdarza się tylko raz w roku, prawda? Oznaczało to, że młodzież musi się wyszaleć. Czarnowłosa wdała się w rozmowę z Henderson, wręczając jednocześnie wychodzącym z klasy ulotki. Jonathan minął je bez słowa. Patricia widząc swojego kolegę bez jednej w dłoni, zapytała Tinę:

-Hej, mogę jedną?

-Jasne. - odpowiedziała jej z uśmiechem przyjaciółka, podając jej ulotkę.

Pat mruknęła pod nosem ciche 'dzięki'. Wiedząc, że i tak zobaczą się za godzinę na lunchu, ruszyła wzdłuż korytarza. Zamierzała dogonić Byersa. Gdy wreszcie szli ramię w ramię, oznajmiła mu:

-Idziesz. - powiedziała głosem nie akceptującym sprzeciwu, po czym wręczyła chłopakowi ulotkę. Byers czytając napis, zmarszczył delikatnie brwi.

-"POTWORNIE SIĘ NAWALIMY"? - zaśmiał się. - Nie ma takiej opcji.

-Och, przestań. Nie będziesz siedział sam w domu w Halloween. Nie pozwolę ci na to. - upierała się Pat.

-Spokojnie, nie będę sam. Będę chodził po domach z Willem. - odpowiedział lekko, jakby nic to dla niego nie znaczyło.

-Całą noc?

-Tak.

-Czyżby? Rozmawiałam z Dustinem, i z tego co mówił, wracacie do domu o dwudziestej. - odpowiedziała Henderson, zakładając ręce na piersiach.

Wpatrywała się w chłopaka, czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Ich ciszę przerwał dzwonek, oznaczający kolejną lekcję.

-Po prostu przyjdź. - powiedziała w końcu, trochę ciszej. - Zapowiada się fajna impreza, może poznasz kogoś nowego.





We wtorek, 31 października Patricia Henderson prawie zaspała do szkoły. Do nocy siedziała nad swoją pracą z francuskiego chcąc mieć pewność, że wypadnie idealnie. Wiadomo, raczej nie uda jej się przebić dziewczyny mówiącej w kilku językach, której imienia nigdy nie umiała skojarzyć, ale była pewna, że jej prezentacja będzie jedną z lepszych. Jeszcze nie do końca rozbudzona, narzuciła na siebie plisowaną spódnicę i pierwszy golf, jaki wpadł jej pod rękę. Przeczesała szybko włosy i przejechała swoim ulubionym, malinowym błyszczykiem po ustach. Gotowa zbiegła szybko po schodach i była prawie pewna, że załapała się na jedno ze zdjęć swojego brata.

-Patty, chodź tutaj! - zawołała ciepło Claudia Henderson, widząc swoją córkę.

Pat stanęła u boku Dustina. Chłopak przebrany był za Stantza z Pogromców Duchów. Odkąd razem z Barrym zobaczyli ten film w czerwcu, wypożyczali go przynajmniej raz na parę tygodni. Bardzo im się spodobał.

-Do kogo zadzwonisz?! - zaśpiewała siedemnastolatka, nachylając się w stronę brata.

-Pogromców duchów! - zawołał wesoło Dustin, pokazując szereg ząbków.

Rodzeństwo zrobiło sobie jeszcze razem kilka zdjęć, po czym zaczęli kierować się do szkoły.

Dzień Patricii minął bardzo szybko. Wszyscy w szkole - a przynajmniej ci, z którymi dziewczyna dzisiaj rozmawiała - mówili o wieczornej imprezie. Henderson nie mogła się jej doczekać. Miała jedynie nadzieję, że nie spotka tam Steve'a Harringtona, którego dotychczas tak dobrze udawało się jej unikać.

Dziewczyna na przyjęcie postanowiła przebrać się za Sandy Olsson. Grease pierwszy raz zobaczyła w wieku 11 lat i od tego czasu był jednym z jej ulubionych musicali. Przejrzała się w lustrze jeszcze raz i poprawiła czerwoną szminkę. Spojrzała na zegarek i widząc, że dochodzi ósma zabrała leżącą na łóżku torebkę i wyszła z domu.

Już z ulicy usłyszeć można było głośną muzykę i śpiew nastolatków. Patricia weszła do domu i ruszyła w stronę kuchni, gdzie znalazła poncz. Nad wielką szklaną misą pochylał się Henry z drużyny koszykarskiej, nalewając sobie czerwonej cieczy do kubeczka. Po jego postawie dziewczyna mogła poznać, że to już nie pierwszy raz tego wieczoru. Siedemnastolatek gdy tylko ją zauważył, zawołał:

-Trish! Musisz tego spróbować! To czyste paliwo! - zwrócił się w jej stronę z kubeczkiem gwałtownie, wylewając część napoju na podłogę.

Dziewczyna zaśmiała się, mile zaskoczona. Podziękowała i upijając łyk ruszyła w stronę tańczącego tłumu. Razem ze znajomymi bawiła się na parkiecie dobre parę godzin, gdy poczuła, jak jej nogi powoli wysiadają. Ubranie butów na obcasie nie było najlepszym pomysłem. Przeprosiła koleżanki i wyszła na taras. Siedziało tam wiele osób, które podobnie jak ona, chciało zrobić sobie chwilkę przerwy. Siedemnastolatka znalazła wolny leżak nad basenem. Usiadła i wyciągnęła ze stanika papierosa, którego zaraz odpaliła. Nie zdążyła nawet się wyciszyć, gdy usłyszała nad sobą głos.

-Mogę jednego? - zapytał Billy.

-Danny Zuko? - zaśmiała się Pat. Była już dosyć podpita, to też przystojny chłopak w białej koszulce skojarzył jej się z filmowym bohaterem.

-Bardzo śmieszne. - odparł chłopak, siadając obok niej. Dziewczyna podała mu papierosa i zaczęli rozmawiać. - Tak w ogóle, co taka dziewczyna jak ty Henderson, robi tutaj sama?

-Dobre pytanie. - odpowiedziała, wzruszając ramionami. Rozglądając się dookoła, nie widziała nikogo ze swojej paczki.

-Może zatańczymy? - zapytał zalotnie blondyn, wystawiając rękę w jej stronę.

Patricia jedynie uśmiechnęła się szeroko, łapiąc go za dłoń. Niewiele myśląc, ruszyła za nim w stronę domu. Przecisnęli się w głąb tłumu tańczących nastolatków. Dziewczyna bawiła się wyjątkowo dobrze. Kolejne kubeczki ponczu lądowały w dłoniach szatynki. Grubo po północy, dziewczyna była już całkowicie pijana. Nigdy nie miała mocnej głowy, a mieszanie alkoholi kompletnie zmiatało ją z planszy. Nie przeszkadzało jej to jednak w kontynuowaniu picia. 

Kręciła się po salonie, zdzierając gardło do przeboju Love Shack, gdy poczuła, jak na kogoś wpada. Chwiejąca się dziewczyna straciła równowagę. Była zbyt upita by zauważyć, że osobą, na którą wpadła był Steve Harrington. Chłopak nie wydawał się być w dobrym humorze, więc na pewno nie był zadowolony z konieczności ratowania nastolatki przed upadkiem. Patricia mruknęła coś pod nosem niewyraźnie, odpychając od siebie szatyna i chwiejnym krokiem odeszła w stronę misy z ponczem. Steve westchnął jedynie, po czym ruszył za nią.

-Hej! To moje. - oburzyła się Pat i założyła ręce na piersi, gdy chłopak zabrał jej z rąk czerwony kubeczek.

-Tobie już chyba wystarczy. - mruknął w odpowiedzi Steve.

Nastolatkowie przepychali się dobrą chwilę. Harrington, pomimo upadku ich relacji, nie potrafił patrzeć na dziewczynę w takim stanie. Patricia jednak odnalazła komfort w uciekaniu od swoich emocji i nie zamierzała tak łatwo z niego rezygnować. Tak na prawdę, była to chyba najdłuższa z ich interakcji od minionych wydarzeń z laboratorium, drugą stroną i Nastką.

-Bzdury! - wyrzuciła z siebie nastolatka. Gdy próbowała wyminąć w chłopaka, w celu dostania się do drugiej wyspy kuchennej z poustawianym na niej alkoholem poczuła jak wszystko, co zjadła przez wieczór podchodzi jej do gardła. Zwymiotowała do zlewu. Przetarła usta dłonią, po czym oparła się o blat.

-Odwiozę cię do domu. - powiedział bez wyrazu osiemnastolatek.

Patricia nie protestowała, czuła się okropnie. Prowadzona pod ramię przez chłopaka, dotarła do auta. Jak przez mgłę pamiętała drogę do domu, podczas której zasnęła.

GWIAZDA MOGŁA TYLKO SPAŚĆ |  Steve HarringtonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz