S03E01

443 22 0
                                    

-To pa!

-Do zobaczenia! - powiedziała Patricia, wysiadając z samochodu.

Pomachała jeszcze na odchodne odjeżdżającej Tinie i weszła do domu. Na bok rzuciła torbę z ręcznikiem i ruszyła się przebrać. Było bardzo gorąco, więc narzuciła na siebie białe szorty oraz granatową bluzkę na ramiączkach. Jeszcze wilgotne włosy związała frotką w kucyka. Poszła do kuchni po coś do picia. Przez okno mogła zauważyć podjeżdżający samochód.

-Punktualny jesteś. - zaśmiała się, otwierając drzwi.

-Tragedia. - powiedział chłopak. -To po prostu jakaś tragedia!

-Coś się stało? - zapytała już lekko poważniejszym tonem.

Harrington wyciągnął w jej stronę dłoń z papierową torbą. Dziewczyna wzięła ją od niego i razem przeszli do salonu. Pat usiadła na kanapie, gdzie zajrzała do torby. W środku znajdował się, jak domyśliła się nastolatka, uniform jej kolegi do pracy.

-Zostałeś marynarzem? - zaśmiała się.

-To nie jest zabawne. - odpowiedział jej dziewiętnastolatek.

-Nawet jest czapeczka. - dodała z uśmiechem na ustach, zakładając znalezioną czapkę.

Chłopak zerwał jej ją z głowy, a następnie cisnął ją z powrotem do torby. Sfrustrowany opadł na kanapę obok siedemnastolatki i westchnął.

-Nie ma opcji, że pokażę się tak ludziom. - zaczął panikować Steve. -Może jeszcze nie jest za późno, by zrezygnować.

-Och, daj spokój. - powiedziała szatynka. -Zawsze są jakieś plusy. Dostaniesz pensję, a do tego poznasz nowych ludzi. 

-Masz rację, Pat! Będę zarabiał trzy dolary na godzinę, pracując z jakąś frajerką z młodszej klasy, której nawet nie znam. Same plusy. - odpowiedział sarkastycznie.

-Chociaż nie będziesz tam siedział sam.

Patricia przewróciła oczami. Odkąd zaczęły się wakacje, zdarzało jej się spędzać dni samej. Jej brat od prawie miesiąca był na obozie naukowym, a matka całe dnie spędzała w pracy. Co prawda widywała się z koleżankami ze szkoły, czasami także z Max, ale nie było to to samo. Nie miała nawet Barry'ego, ponieważ ten wyjechał już na studia. Teraz, gdy Steve całe dnie będzie spędzał w pracy, została jej jedynie ich kotka, Tews.

-Właśnie, kiedy ten smark wraca do miasta? - zapytał chłopak.

-Za tydzień. - Henderson zaśmiała się na słowo, jakim Steve określił jej brata.

-Oh, okej. - odpowiedział, kładąc się na oparciu kanapy.

Dziewiętnastolatek szybko się jednak z niej poderwał, o mało nie przyprawiając Patricii o zawał serca.

-Mam świetny pomysł! - klasnął w ręce chłopak. -Pójdziesz tam jutro ze mną.

-Co? Po co? - powiedziała zdezorientowana dziewczyna.



Patricia, mimo początkowych zaprzeczeń, w końcu zdecydowała się odwiedzić chłopaka w pracy. W nowo otwartej galerii spotkała się z Carol na shake'a. Będąc już na miejscu, aż żal jej było nie wstąpić do Scoops Ahoy. Przekroczyła próg prawie pustej lodziarni. Był poniedziałek, więc weekendowe tłumy definitywnie się przerzedziły. Za ladą stała dwójka kłócących się nastolatków.

-Trish! - zawołał Steve, widząc koleżankę.

-O matko. - westchnęła krótkowłosa dziewczyna w marynarskim uniformie.

Henderson domyśliła się, że miała tego nie usłyszeć. Podniosła jedną brew, jednak puściła tą uwagę mimo uszu i przywitała się z dziewiętnastolatkiem.

-Kogo przyprowadziłeś, ofermo? - zapytała współpracowniczka Harringtona. 

Patricia była pewna, że już ją gdzieś widziała. Miała nadzieję, że pomimo początkowego zgrzytu, będą miały dobre relacje.

-Patricia Henderson. - powiedziała miło, podając jej dłoń.

-Szkolne słoneczko. - odpowiedziała nieprzekonana blondynka. -Robin Buckley. - przedstawiła się, ściskając jej rękę.

-Robin Buckley? - zapytała Pat. - Nie chodzimy przypadkiem razem na francuski?

-Kojarzysz mnie? - rozpromieniła się siedemnastolatka, zwracając się do swojej rozmówczyni już nieco milszym tonem. -Tak, jesteśmy w jednej klasie.

Patricia ucieszona, że znalazły jakiś temat do rozmów, przeszła z pracownikami lodziarni na zaplecze. Steve i Robin pokazali jej swoje miejsce pracy. Od instrukcji robienia deserów, przez wielką lodówkę z lodami, aż do przejścia na korytarz, dzięki któremu mogli dostać się do każdego miejsca w galerii. Dziewczyny wyrzuciły dziewiętnastolatka na kasę, a same zostały na zapleczu, by porozmawiać.

-Ale świetnie. - podsumowała Henderson, siadając na jednym z blatów na zapleczu.

-Jest całkiem nieźle. - zaśmiała się Robin. -Pokażę ci coś śmiesznego.

Nastolatka schyliła się, by zza jednej z szafek wyciągnąć białą tablicę. Czarnym mazakiem narysowana była na niej tabelka. Po jednej stronie napisane było 'RZĄDZISZ',  a po drugiej 'SSIESZ'. Patricia widząc kilka kresek pod tą drugą zaśmiała się.

-A teraz patrz na to. - powiedziała blondynka.

Podeszła do okienka za Pat i uchyliła je lekko. Obie wyjrzały przez nie, gdzie mogły zauważyć nieudolnie flirtującego Steve'a z dziewczynami z jego roku. Rozmawiali na temat college'u. Dziewczyny, w przeciwieństwie do niego, dostały się na studia. Robin jedynie przewróciła oczami i dorysowała kolejną kreskę pod 'SSIESZ'. Gdy klientki wyszły z lodziarni, Henderson rozsunęła okienko do końca.

-Anna Jacobi? Naprawdę? - zaśmiała się.

W rzeczywistości, wcale jej to nie bawiło. Dostający kosza chłopak w jakiś sposób dawał jej, może nie do końca etyczną, satysfakcję. Coś jej nie pasowało ze Steve'm flirtującym z innymi dziewczynami. Przez ostatnie miesiące doszła do wniosku, że najlepiej im będzie, jeśli ona sobie odpuści, a oni zostaną przyjaciółmi. Nie chciała znowu go stracić. Chłopak słysząc ją odskoczył jak poparzony, a następnie odwrócił się w jej stronę.

-Ej! - oburzył się, widząc śmiejące się z niego koleżanki. -Zamiana! - zażądał. Łyżkę do lodów przekazał Robin, a sam udał się na zaplecze.


GWIAZDA MOGŁA TYLKO SPAŚĆ |  Steve HarringtonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz