Rozdział 14

135 9 0
                                    

Wrażenie upadku nie trwało długo. Nagle kierunek grawitacji odwrócił się i teraz był podnoszony z powrotem z tą samą prędkością, z jaką był wciągany.

Jego zaciemniona wizja wróciła do pierwotnego stanu w mgnieniu oka.

Jin-Woo rozejrzał się wokół siebie zdezorientowany.

Ujrzał wokół siebie pustą ciemną ulicę.

Znalazł się w opustoszałej uliczce, obok której często musiał przechodzić, wracając do domu.

Widział koło siebie latarnię uliczną która co chwili mrugała, co oznaczało że żywotność żarówki jest już na wykończeniu.

Jin-Woo był w tej chwili głęboko oszołomiony, ale mimo to jakoś udało mu się zachować spokój, gdy sprawdzał cień pod swoimi stopami. Tak jak wtedy, gdy wezwał swoich żołnierzy, zupełnie ja oni, on również powstał z cienia. Ostrożnie szturchnął swój cień czubkiem stopy.

Jego obuwie natrafiło po prostu na twardy asfalt.

Kiedy aktywował umiejętność, cień zapadł się, jakby stąpał po powierzchni wody, ale teraz był to zwykły cień. Czując się pod wrażeniem, Jin-Woo ponownie sprawdził okno umiejętności.

[POZOSTAŁY 2 GODZINY 59 MINUT DO PONOWNEGO UŻYCIA UMIEJĘTNOŚCI.]

Ta umiejętność była jak dziesiątka w totolotku.

A przeniesienie trwało w mgnieniu oka. Przynajmniej z jego perspektywy.

Następnym razem może po prostu sprawdzi godzinę o której będzie chciał użyć umiejętności a potem sprawdzi ją jeszcze raz po przeniesieniu żeby przekonać się czy ta umiejętność działa faktycznie w mgnieniu oka tak jak mu się wydawało.

Jednak to nie był czas żeby cieszyć się nową umiejętnością.

W końcu udało mu się zdobyć lekarstwo, które mogłoby potencjalnie wyleczyć jego matkę, więc nie powinien marnować tutaj czasu w ten sposób.

Gdy uruchomił telefon żeby sprawdzić porę dnia zmarszczył brwi sfrustrowany.

Była godzina dziesiąta wieczorem. Bardzo późno.

Chociaż godziny odwiedzin już dawno minęły, Jin-Woo nie zamierzał czekać na kolejny dzień.

Czekał cztery lata, to w zupełności wystarczało.

— Kaisel.

Odpowiadając na wezwanie swojego właściciela, Kaisel krzyknął z radości i wysunął głowę z ziemi. I wkrótce pojawiło się ogromne stworzenie przypominające jaszczurkę wielkości ciężarówki, bez rąk, ale z ogromnymi skrzydłami.

Kiedy Kaisel rozłożył swoje ogromne skrzydła, i tak już wąska alejka wydawała się w jednej chwili wypełniona po brzegi. 

Cieszył się że w pobliżu nie było nikogo bo inaczej ktoś mógłby ten dziwny widok przypłacić zawałem.

Jin-Woo podszedł bliżej, a Kaisel obniżył ciało, aby ułatwić Jin-Woo wejście. 

Nieco niepewny tego pierwszego razu Jin-Woo nie stanął na grzbiecie wywerny tak jak zrobił to Baran, a siadł ostrożnie uznając że za pierwszym razem tak będzie bezpieczniej.

Co prawda nie miał nigdy lęku wysokości i wiedział że Kaisel celowo by go nie zrzucił, ale wolał zachować ostrożność.

Kaisel wzbił się w powietrze i szybko poleciał w kierunku wskazywanym przez Jin-Woo.

***

Prezes Stowarzyszenia Koreańskich Łowców, Go Gun-Hee wciąż siedział w swoim gabinecie omawiając sprawy związane z rajdem na wyspę Jeju.

Nie boje się ciemności, to ona boi się mnie. - SOLO LEVELINGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz