5

625 36 32
                                    

track six; kate bush — running up that hill

Pomimo pory roku, Boże Narodzenie było ciepłym świętem. Świętem pełnym życzliwości, przyjaźni i wdzięczności. Kojarzyły się z szałem zakupowym, kolorowymi dekoracjami–świecidełkami, które można powiesić absolutnie wszędzie, wesołymi, świątecznymi piosenkami i czasem spędzonym z rodziną. Ulubione święto dzieciaków, które wypisywały listy do Świętego Mikołaja, prosząc o specjalne podarunki, a rano budziły się i zastawały widok sterty prezentów zapakowanych w typowo świateczny papier, leżące pod bożonarodzeniowym drzewkiem. Poza tym, niezależnie od kwoty przekazanej na prezenty, każdy wręczony podczas tego magicznego okresu, miał większe znaczenie.

To czas, w którym świat odżywa i czas, na który ludzie czekają cały rok. Może się wydawać, że okres bożonarodzeniowy to nic nowego; w końcu co dwanaście miesięcy na świecie ludzie obchodzą święta. Ale to właśnie ta magia sprawiała, że za każdym razem osoby wierzące, zwolennicy Bożego Narodzenia, czuli się równie szczęśliwi co rok temu, i dwa lata temu, i trzy, i cztery... To brzmiało tak banalnie, a jednocześnie tak pięknie.

I Lionel Messi należał do osób, które ekscytowały się nadchodzącym świątecznym okresem. Ale w pewnym momencie i święta Bożego Narodzenia straciły dla niego jakikolwiek blask.

Miał w zwyczaju przebierać się razem ze swoją rodziną w świąteczne ubrania i robić zdjęcia na tle ogromnej, pięknej choinki, ze szczerym uśmiechem na twarzy. Rodzina Messiego wyglądała tak uroczo, tak przyjaźnie i komfortowo. Święta były dla niego chwilą odpoczynku, w najlepsze wykorzystywał dni wolne od meczów i treningów. Wreszcie mógł spędzić czas z najbliższymi i odpocząć od natarczywych błysków kamer.

W tym roku jednak nie potrafił się cieszyć tym specjalnym czasem.

W tym roku Leo nie cieszył się praktycznie niczym.

Święta same w sobie przebiegały dobrze, bez żadnych konfliktów. Jak zwykle ich choinka wyglądała cudownie, żywe drzewko po raz kolejny zagościło w kącie salonu domu Messiego, a pod nim znalazła się sterta prezentów. Na kolację zjechała się jego rodzina, jak i Antonelli, więc teoretycznie piłkarz nie mógł powiedzieć, że czuł się podczas tego czasu samotnie.

A jednak.

Jego samotność nie wynikała z braku ludzi obok siebie, bo przecież wiecznie ktoś kręcił się wokół niego. Czy to na boisku, czy w domu, czy nawet na ulicy. Leo nigdy nie mógł powiedzieć, że nie ma przyjaciół, osób, które się o niego martwią, że jest sam. W kontekście fizycznym nigdy nie mógł tak powiedzieć. Ale to wszystko siedziało w jego psychice.

Pomimo tego, że miliony osób na całym świecie ubierało koszulki z jego nazwiskiem na plecach, Lionel Messi czuł się cholernie samotny. Czuł, że czegoś mu brakowało, a raczej kogoś.

Leo nawet w ten świąteczny czas, nawet w momencie, kiedy jego dom był wypełniony dziesiątkami ludzi, nadal myślał o spotkaniu z Cristiano. Od tamtej pory Portugalczyk nie dał o sobie znać, czego Messi w sumie nie powinien oczekiwać, ale jednak to robił. Serce podpowiadało mu, że to jednorazowa konfrontacja, że jeśli do takowej jeszcze kiedyś dojdzie, to najpewniej podczas jakiegoś kolejnego meczu z włoskim klubem. Jednak psychika Messiego zawsze wygrywała z jego sercem, a psychika mówiła mu, że Ronaldo wkrótce może dać o sobie znać. A Leo... a Leo skłamałby, gdyby powiedział, że tego nie chce.

W zasadzie to Leo nie wiedział, czego do końca chciał. Był roztargniony.

   Argentyńczyk nie miał humoru na robienie sobie tradycyjnych zdjęć przy choince ze swoją rodziną, ale nie chciał wzbudzać podejrzeń. Tak więc ułożył się ze swoją żoną i dzieciakami na podłodze przed drzewkiem, a serię zdjęć zrobiła im mama Antonelli.

worldly lie; messi x ronaldoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz