23

442 35 138
                                        

track twenty–four; nf — i just wanna know

Leo, chociaż żył już prawie trzydzieści cztery lata na tym świecie, nigdy nie czuł się gorzej niż tego wieczoru. Miał wrażenie, jakby jakaś jego część umarła. Nie mógł uwierzyć, nie chciał uwierzyć. Nie chciał uwierzyć w żadne słowo Cristiano, ponieważ ostatnie dni spędził na dokładnym analizowaniu ich relacji i nie mógł się mylić.

A jednak.

A jednak Cristiano go nie kochał. Nie odwzajemniał jego uczuć.

Wszystko, co budowali przez te wszystkie miesiące, runęło w przeciągu kilku minut, a wystarczyły tylko dwa słowa, podobno tak piękne.

Kocham Cię.

Kiedy Portugalczyk zostawił go samego, Leo przez pierwsze parę sekund nie miał pojęcia, co powinien ze sobą zrobić. Czy powinien usiąść i rozpłakać się jak małe dziecko? A może zacząć krzyczeć i wyrywać sobie włosy z głowy? Czuł się jak istny bałagan, jakby wszystko, co było dla niego ważne na tym świecie, przestało istnieć. A to było niemożliwe, ponieważ nadal miał rodzinę (co prawda był najgorszym ojcem i mężem na świecie, ale miał), miał przyjaciół, miał uznanie wśród milionów ludzi, grał dla swojego ukochanego klubu i z dumą reprezentował swój kraj. Ale z tym jednym wieczorem stracił coś, a raczej kogoś, dla kogo w ostatnich miesiącach mógłby poświęcić wszystko. Stracił Cristiano. Niby miał wszystko, ale nie miał najcenniejszej rzeczy w swoim życiu.

Miłości Ronaldo.

Zanim do Leo dotarło, że został zupełnie sam, skazany na swój los, minęło kilka minut, aż wreszcie usiadł na kanapie i schował twarz w rękach, dając upust swoim emocjom. Rozpłakał się. Zwyczajnie się rozpłakał. Płakał tak głośno, jak jeszcze chyba nigdy w życiu. Całe jego wyobrażenie o szczęśliwym życiu u boku Cristiano legło w gruzach. Wiedział dlaczego pomyślał, że starszy mężczyzna mógłby odwzajemnić jego uczucia, ale jednocześnie nie miał do końca pojęcia, dlaczego w ogóle taka myśl przeszła mu przez głowę. Podobnie jak on miał rodzinę i przepiękną partnerkę, i tak naprawdę mógł mieć każdego na świecie. I niestety Leo nie mógł być tym szczęśliwcem. Szlochając, uświadomił sobie, że był przecież przeciwieństwem Cristiano i nie było w nim nic, co mogłoby sprawić, żeby go pokochał.

Dlaczego był taki naiwny?

Messi wrócił do Argentyny następnego dnia. Tamtego wieczoru zasnął zmęczony płaczem na kanapie, a kiedy przebudził się rankiem, ledwo mógł otworzyć swoje opuchnięte oczy. Ale nie miał zamiaru dłużej siedzieć w tym przeklętym domku. Czym prędzej zadzwonił do swojego prywatnego kierowcy i wysłał mu lokalizację, aby jak najszybciej go stąd odebrał. Wziął tylko swoje rzeczy i nawet nie zwracając uwagi na to, czy zamknął za sobą drzwi na klucz czy nie, niemalże wybiegł z drewnianej chatki kiedy tylko usłyszał podjeżdżający samochód.

Na szczęście nikt nie wiedział, że wracał do swojego rodzinnego kraju, dlatego też lotnisko nie było oblegane przez natarczywych kibiców, którzy za każdym razem pchali się na niego, prosząc o autografy i zdjęcia. Leo zazwyczaj nie odmawiał, mimo że nie starczyłoby mu palców u obu rąk i stóp, żeby zliczyć, ile razy został staranowany, a ile razy prawie ktoś wybił mu zęby. Jednak tym razem był pewien, że nawet nie spojrzałby na tych wszystkich ludzi. I nie tylko dlatego, że jego oczy były zaczerwienione od nocnego maratonu płaczu.

Siedział na tylnych siedzeniach prywatnego samochodu i obserwował krajobraz pięknej, słonecznej Argentyny, kiedy jego kierowca pokonywał kilometry, by odstawić go pod adres jego domu. W zasadzie to nawet nie chciał tam wracać. Wyglądał jak wrak człowieka i tak też się czuł, a obecność Antonelli nie miała prawa mu pomóc w żaden sposób. Właśnie wyznał miłość mężczyźnie, z którym ją zdradził, a teraz tak po prostu do niej wracał. Leo miał ochotę zaśmiać się na tą myśl, ale był zbyt słaby na to.

worldly lie; messi x ronaldoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz