W dalszym ciągu moje ciało jest wychłodzone, lecz to normalne po tak ekstremalnym wyziębieniu. Co prawda, nie trzęsę się już jak owocowa galaretka, a ciepła herbata daje przyjemne uczucie ciepła, lecz mimo to moje stopy i dłonie to jeden sopel lodu. Po dwudziestu minutach oczekiwania pod stacją benzynową zaparkował zielonkawy pick-up. Na jego widok Beatrice zrywa się ze swojego stołka, uśmiechając się od ucha to ucha.
- Uwielbiam tego chłopca! – świergocze, po czym wybiega na zewnątrz, aby przywitać się z synem. Przez przeszkloną ścianę dostrzegam posturę mężczyzny. Jest wysoki i szeroki w barkach. Blond włosy ma krótko ścięte. Nie dostrzegam jego twarzy, ponieważ jest odwrócony do mnie tyłem. Nachyla się nad swoją mamą, która energicznie coś mu tłumaczy. Zapewne wyjaśnia okoliczności mojego pojawienia się na stacji benzynowej. Po chwili oboje wchodzą do środka. Niemal krztuszę się herbatą i z szeroko otwartymi oczami chłonę widok jaki mam przed sobą. Do diabła. Mam przed sobą wyborne ciacho. Blondyn jest ucieleśnieniem nocnych fantazji. Ma mocno zarysowaną szczękę, lekko zadarty nos, piwne oczy, a jego rzęsy są długie i gęste.
- Oto nasza dama w opałach. – wypowiada przyjaźnie Beatrice, wskazując na mnie. Blondyn uśmiecha się w moim kierunku, jakby naprawdę był zadowolony z mojej obecności. Zazwyczaj obca osoba w potrzebie bywa utrapieniem dla ludzi wokół, lecz przy tej dwójce czuję się naprawdę dobrze. Jakby niesienie pomocy było ich życiową misją.
- Ethan. – przedstawia się, podchodząc bliżej.
- India. – wyduszam z siebie, wciąż pochłaniając wzrokiem urodę Ethana.
- Zabiorę cię do mojego pensjonatu. – wyciąga w moją stronę dłoń. Bez zastanowienia ją przyjmuję. Z tym mężczyzną mogę wsiąść nawet w rakietę kosmiczną, by wspólnie wylecieć w kosmos, pomimo mojego lęku przed transportem lotniczym. Wstaję posłusznie z kanapy i okrywam się szczelnie kocem.
- Dziękuję za pomoc. – kieruję swoje słowa do starszej kobiety. – To naprawdę miłe i będę za to wdzięczna do końca życia.
- Och, kochanie. – Beatrice układa swoje dłonie na moich ramionach, a jej twarz rozjaśnia szczery uśmiech. – To dla mnie przyjemność. – ściska mnie na pożegnanie, co jest niespodziewane, ale miłe. Bez zastanowienia wtulam się w kobietę i przez chwilę tkwię w tej pozycji. Zaciągam się jej zapachem, który kojarzy mi się z perfumami mojej mamy. Przymykam na chwilę powieki. Tęsknię, mamo. Nie wiem dlaczego Beatrice przywołuje mi wspomnienia o zmarłej przed laty mamy, lecz nie mogę jej za to winić. Odsuwam się od starszej kobiety, a wtedy natykam się na jej zmartwione, matczyne spojrzenie, jakby doskonale dostrzegała mój żal w oczach i trwożącą tęsknotę za kobietą, którą zabrała choroba.
- Jeszcze raz dziękuję. – wypowiadam szczerze, wlewając w swoje słowa dużą dozę wdzięczności i czułości.
- Odwiedzę cię jutro. – poklepuje mnie delikatnie po policzku. – Idź z moim synem. Zajmie się tobą.
- Najlepiej jak tylko potrafię. – dopowiada Ethan i wyciąga w moim kierunku swoją dłoń. Mam wrażenie, że śnię. Być może straciłam przytomność u podnóża góry i teraz przeżywam ostatnie chwile życia marząc o tak dobrych ludziach. To nie jest realne, aby jednego człowieka spotkało tyle życzliwości ze strony dwójki zupełnie obcych osób. Nawet moja własna rodzina nie dała mi tyle czułości, co Beatrice w ciągu godziny. Kiwając jej na pożegnanie, ujmuję dłoń blondyna i pozwalam prowadzić się do samochodu. Zajmuję miejsce na fotelu pasażera, po czym mocniej otulam się kocem.
- Wybacz, ale silnik nie zdołał się nagrzać, dlatego jest tutaj tak zimno. – Ethan posyła mi uśmiech, który ukazuje dwa głębokie dołeczki w policzkach.
CZYTASZ
Serce nie sługa, zakochać się musi
Romantik„Kochać kogoś, to przede wszystkim pozwalać mu na to, żeby był, jaki jest" ( William Wharton) Górskie miasto. Początek grudnia. India Mills ma dość swojej przyszłej bratowej i jej koleżanek z wieczoru panieńskiego. Marzy jedynie o tym, aby zakopać...