ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DZIEWIĄTY

524 83 4
                                    

Ethan

Kiedy wybudzam się na dźwięk budzika ze zdziwieniem stwierdzam, że humor w dalszym ciągu mi dopisuje. Pomimo faktu, iż spędziłem noc w swojej części mieszkalnej bez Indii przy boku, czuję się świetnie. Prawdopodobnie dlatego, że ta boska istota coś knuje i prawdę mówiąc jestem tym zaintrygowany. W ciągu kilku dni przekonałem się, że ta kobieta jest zdolna do wielu dziwnych rzeczy, co mnie pociąga jak diabli. Lgnę do niej nawet wtedy, gdy o niej nie myślę. Tak są takie momenty! Wprawdzie jest ich mało, ale nikt nie musi o tym wiedzieć. To moja jedyna słodka tajemnica.

Kiedy wskakuję pod prysznic, zimna woda od razu studzi moje rozgrzane ciało. Szlag! Dlaczego ta woda jest lodowata? Zerkam na kran, aby upewnić się, czy na pewno ustawiłem ciepły strumień i ku mojemu zaskoczeniu wskazówka wskazuje na kolor czerwony, czyli woda powinna przyjemnie rozgrzewać. Zamiast tego zimne krople odbijają się od mojej skóry. W okamgnieniu wyskakuję spod prysznica, zakręcając kran. Muszę skontrolować co się stało zanim goście zorientują się, że nie mogą wziąć porannej kąpieli w gorącej wodzie. Ten poranek nie mógł zacząć się lepiej...

Narzucam na siebie szare dresy i białą koszulkę, po czym wychodzę z pokoju i szybkim krokiem idę w kierunku kotłowni. Kiedy mijam pokój Indii mam ochotę zmienić swój kurs, aby poszukać ciepła w jej ramionach. Niemniej jednak nie mogę myśleć tylko o sobie, kiedy mam na głowie dwudziestu trzech gości, którzy nie chcą marznąć. Swoją drogą temperatura otoczenia również pozostawia wiele do życzenia. Na szczęście pokoje w pensjonacie są zaopatrzone w kominki, więc nikt nie powinien zamarznąć.

- Nie ma ciepłej wody. – wypowiada kobiecy głos, kiedy przechodzę przez główny hol. W przejściu do części jadalnej stoi moja babcia z reprymendą wymalowaną na twarzy. Stawiam dziesięć dolarów na to, że stoi w tym miejscu od dwudziestu minut, czekając na kogoś, kto zbierze od niej kilka batów. Pech chce, że natrafiło na mnie.

- Właśnie idę to sprawdzić. – tłumaczę.

- Dlaczego dopiero teraz? Za godzinę wydajemy śniadanie.

- Dopiero wstałem.

- To ogromny błąd. Kiedy to ja zajmowałam się pensjonatem, wstawałam o czwartej rano, aby trzymać rękę na pulsie.

- Za to przesypiałaś popołudnia.

- Ty bezczelny urwisie! – wskazuje na mnie palcem, jakby chciała mnie nim skarcić. Wpatruję się w staruszkę z politowaniem, co po chwili wywołuje u niej uśmiech. – Napraw to zanim ktokolwiek się zorientuje, że się obijasz.

- Babciu, proszę...

- No co? Wiem od twojej matki, że mamy tutaj ważnego gościa, który pochłania twój czas.

- To źle?

- Ocenię to, gdy ją poznam.

- Nie sądzisz, że to zły pomysł?

- Nie, to genialny pomysł! Ja się nią zaopiekuję, kiedy ty będziesz zajęty naprawianiem usterki. Naopowiadam jej historii z twojego dzieciństwa. Zacznę od tej, kiedy jako dzieciak straszyłeś moich gości swoim gołym tyłkiem, bo nie chciałeś ubrać na siebie piżamy w renifery. Wpadłeś w choinkę, z której wyszedłeś przyozdobiony w zielony łańcuch.

- Co chcesz w zamian za milczenie?

- Och, chcesz się ze mną targować?

- Za każdym razem, gdy opowiadasz tą żenującą historię.

- Potrzebuję, aby ktoś mnie zawiózł do ciotki Amandy. – unoszę brew. – W tajemnicy przed twoją matką, jasne?

- Coś knujesz.

Serce nie sługa, zakochać się musiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz