Po odebraniu Bambiego od weterynarza i przekazaniu go leśniczemu, wróciliśmy do pensjonatu po godzinie siedemnastej, kiedy słońce już dawno zaszło za horyzontem. Śnieg zaczął na nowo prószyć i mam nadzieję, że o poranku drogi będą przejezdne. Muszę wrócić do Green River zanim zostanę zwolniona na dobre, a przez mojej ostatnie spóźnienia szefowa spogląda na mnie spod byka, jakbym co najmniej potrąciła jej kota na pasach. Być może to właśnie ujrzenie wypowiedzenia z pracy dałoby mi motywację do zmian w swoich życiu, ale na ten moment czuję się bezpiecznie ze swoją gównianą pracą i życiem.
Po ciepłej kąpiel w otoczeniu truskawkowej pianki w wodzie układam swoje ciało na materacu łóżka i przykrywam się puchatym kocem, który został zapewne wykonany z wełny owiec. Jest mięciutki, ciężki i daje poczucie przyjemnego ciepła. Biorę w dłonie swoją komórkę, by zmierzyć się z wiadomościami, jaki zagościły na mojej skrzynce odbiorczej. Na pierwszy ogień otwieram wiadomości od Davida.
David: Możesz z łaski swojej nie odrzucać moich połączeń? Nie zachowuj się jak pieprzone dziecko, tylko weź na klatę wydarzenia z ostatnich dni i odwieź moją kobietę do domu!
Co proszę? Mam wziąć na klatę wydarzenia z ostatniej nocy? Dobre sobie. Uśmiałam się do łez. Pieprz się, David. Kolejna wiadomość wcale nie jest lepsza od pierwszej.
David: Moim zdaniem wyolbrzymiasz całą sytuację. Dziewczyny pewnie nie wiedziały, że wyszłaś na zewnątrz bez ciepłego okrycia. No proszę cię, siostrzyczko. Wybacz mojej Sophie i odwieź ją do domu. Zobaczysz, że przy świątecznym śniadaniu będziemy się wszyscy z tego śmiali.
Szczerze mówiąc, nie jestem już nawet zła. Po prostu bawią mnie te absurdalne wiadomości, w których wszystko kręci się wokół Sophie, która nie jest świętą osobą. Mogę zrozumieć fakt, że David jest w niej zakochany, ale brak jakiejkolwiek empatii z jego strony to dla mnie szczyt hipokryzji. W momencie, w którym krzywda zostaje wyrządzana Sophie, mój brat zabije każdego, kto chociażby krzywo na nią spojrzy. Jednakże, kiedy to Sophie wyrządza krzywdę innym ludziom, nic złego się nie dzieje, ponieważ on tylko lubi robić sobie psikusy.
David: Jeśli twoja duma nie pozwala ci racjonalnie myśleć, a moja Sophie zostanie zmuszona do powrotu do domu pociągiem, nie pokazuj się w naszym domu na święta!
Bez zastanowienia wystukuję odpowiedź na ostatnią wiadomość. David bezwiednie uszczęśliwił mnie w te święta, dając najlepszy niematerialny prezent pod choinkę.
India: Miód na moje uszy, braciszku. Święta bez ciebie i twojej „słodkiej" wiedźmy? Jestem na TAK!
Z szerokim uśmiechem na ustach zmieniam czat i wchodzę w wiadomość od Sophie, która jest zbyt długa, abym chciała ją czytać. Aczkolwiek jakbym mogła pozbawić się dzisiejszego wieczora przyjemność czytania o sobie wyzwisk?
Sophie: David mi powiedział, że nie odbierasz od niego telefonu. Dlaczego? Jesteś jakaś niedorozwinięta i nie potrafisz wcisnąć zielonej słuchawki, kiedy David do ciebie dzwoni? Poza tym musimy zapłacić tysiąc dolarów za cholerny minibar, kretynko! Skąd niby mamy wziąć takie pieniądze? Och, jeszcze musimy zapłacić za czyszczenie dywanów kolejne dwieście dolarów, bo cholerny alkohol narobił wiele szkód! Żeby tego jeszcze było mało, zmuszasz nas do podróży pociągiem, co również kosztuje! Nie mamy na to pieniędzy, więc musisz za to wszystko zapłacić i odwieźć nas do Green River, abym mogła wypłakać się w ramionach Davida.
Czy ja wyglądam na kogoś, kto w tym momencie przejmuje się ich drobnymi problemami finansowymi? Nie sądzę. Wykradły z mojego portfela aż sześćset dolarów i opłaciły nimi limuzynę, o której nawet nie miałam pojęcia. Karma jest przebiegłą szumowiną, choć w tym przypadku karma nosi moje imię.
India: Do waszych wydatków dodaj zwrot moich sześciuset dolarów, które bezwstydnie wyjęłyście z mojego portfela. Miłej nocy i podróży liniami kolejowymi :)
Ostatnią wiadomość na swojej skrzynce odbiorczej mam od taty i jest to jedyna miła wiadomość, jaką dziś otrzymałam.
Tata: David powiedział mi, co się stało. Nic ci nie jest? Jesteś cała? Może potrzebujesz, abym po ciebie przyjechał?
India: Jest w porządku. Jutro wrócę do domu.
Nagle zza okna rozbrzmiewa głośny huk, po którym następuje siarczyste przekleństwo. Zrywam się z łóżka, jakby właśnie uszczypnął mnie krab w pośladek i dobiegam do okna. Odsuwam zasłony i zauważam przewróconą drabinę, rynnę, z której zwisają zapalone lampki ozdobne, a obok drewnianej konstrukcji dostrzegam leżącego Ethana w śniegu. Nie muszę chyba dodawać, że dotrzymał danego mi słowa i wieszał lampki w samych jeansach?
Otwieram okno na oścież, a mroźne powietrze od razu uderza w moje rozgrzane ciało. Różnica temperatur jest zbyt spora, aby nie poczuć dreszczy na linii kręgosłupa.
- Nic ci się nie stało? – pytam, a kiedy Ethan mnie zauważa, podnosi się ze śniegu, a z jego ust wydobywa się cichy jęk.
- Pieprzona drabina. – burczy. – Zniszczyła mi całe show. – parskam radośnie śmiechem, po czym bezwstydnie świdruję klatkę piersiową Ethana. Już wcześniej stwierdziłam, że ma dobrze zbudowaną sylwetkę, aczkolwiek widząc ją z bliska nie potrafię wyjść z podziwu. Musiał włożyć wiele wysiłku, aby wyglądać w ten sposób. Jego mięśnie odznaczają się na linii barków, a bicepsy może nie są za duże, lecz proporcjonalnie wpasowują się w kształt sylwetki.
- Teraz przynajmniej je widzę. – przyznaję. – Wcześniej nawet nie wiedziałam, że jesteś pod moim oknem.
- Och, czyli jednak chciałaś mnie podglądać. – puszcza w moim kierunku oczko, po czym wyciąga ręce w taki sposób, jakby chciał mnie uścisnąć. – W takim razie jestem cały twój. Możesz mnie oglądać, ile tylko chcesz.
- Obawiam się, że wtedy zamarzniesz na tym mrozie.
- Nie jestem pewny, czy to troska o moją osobę, czy kolejna wymówka, aby mnie nie podziwiać? – drapie się jedną dłonią po brodzie. – W każdym razie, skoro ty nie chcesz przyglądać się mnie, ja z chęcią przyjrzę się tobie i twojej piżamie. – jego wzrok bezwstydnie porusza się po mojej twarzy, następnie po szyi i dekolcie. Po jego minie sądzę, że gdyby nie dzieliło nas okno, mogłabym być już przyciśnięta do jego klatki piersiowej, a jego usta zaatakowałyby moje wargi. Do diabła! Ta myśl jest podniecająca.
Może powinnam rzucić się w wir przygody? W końcu to moja ostatnia noc w tym miejscu. Nie zamierzam tutaj wracać, dlatego przygodni seks z tak przystojnym mężczyzną nie powinien być taki zły, prawda? India, zbyt szybko się angażujesz uczuciowo, żeby pozwolić sobie na tego typu zabawy.
To prawda. Nie potrafię oddzielić sfery emocjonalnej od zwyczajnego seksu, dlatego powinnam porzucić ten pomysł raz na zawsze. Ethan będzie moją nocną, niespełnioną fantazją, kiedy tylko wrócę do Green River.
- Przygotować lukier? – pyta Ethan.
- Słucham? – niemal krztuszę się własną śliną.
- Tym razem to ja mam ochotę zlizać go z twoich ponętnych warg. – wypowiada lubieżnie, a moje głupie serce wykonuje fikołka. Przez tak częste palpitacje serca dostanę zawału w wieku dwudziestu sześciu lat. Umrę jako niespełniona kobieta, wiecznie szukająca wymówek, aby nie robić czegoś, co budzi jej lęk. Na nagrobku wygrawerowany zostanie napis: „tu spoczywa sfrustrowane babsko".
Jebać wymówki!
- Zapraszam. – szepczę i odsuwam się od okna...
_____
Dobry wieczór!
Planowałam dodać rozdziały na święta, ale niestety za bardzo zabalowałam na tak zwanej "pasterce" 😅
Ale już wracam z pełną energią!
CZYTASZ
Serce nie sługa, zakochać się musi
Romance„Kochać kogoś, to przede wszystkim pozwalać mu na to, żeby był, jaki jest" ( William Wharton) Górskie miasto. Początek grudnia. India Mills ma dość swojej przyszłej bratowej i jej koleżanek z wieczoru panieńskiego. Marzy jedynie o tym, aby zakopać...