Ethan
Casanova w garniturze ocenia mnie spod przymrużonych powiek, jakbym był jego wrogiem. Vice versa, eleganciku. To ten typ facetów, który zawsze mnie drażni. Idealnie ułożona fryzura to zasługa spędzenia kilku godzin przed lustrem. Dobrze skrojony garnitur, pasujący do koloru płaszcza wyraźnie krzyczy: „hej, mam pieniądze, więc padnijcie do moich stóp". Najchętniej kopnąłbym go w sam środek jego dupy, ale obawiam się, że w ten sposób ukażę mu swoją słabą stronę, a zdecydowanie jest nią dama w opałach. Tam gdzie pojawia się India, tam zawędrował również pech, ale na swój sposób jest to urocze. Ta kobieta dość szybko zawładnęła moimi myślami, co z chęcią uznam za świąteczny cud. Codziennie odkąd wyjechała była w mojej głowie. W pewnym momencie zacząłem się martwić, że przez ciągłe myśli o niej, stworzyłem sobie nieprawdziwy obraz jej osoby. Jednakże dzisiejsza wiadomość po piątej rano sprawiła, że poczułem ulgę. Wcale nie wyobraziłem sobie nierealnej rzeczywistości. India to po prostu India.
- Znacie się? – pyta ciemnowłosy, a raczej jego słowa to jawne plucie jadem. W momencie, w którym zauważył, że India wsiada do mojego samochodu bez żadnych protestów, jego twarz zrobiła się czerwona ze złości, dlatego sądzę, że sam zaproponował jej coś podobnego. Znając tą kobietę jestem pewny, że miała co najmniej trzy wymówki, aby mu odmówić. Do pierwszej zaliczę strach przed zamordowaniem, do drugiej fakt, że jest jej ciepło pomimo mrozu, do trzeciej nadzieję, że się pojawię i ją wybronię z opresji. Co prawda to trzecia jest naciągana, ale dwie pierwsze jak najbardziej są prawdopodobne.
- Może. – wzruszam ramionami i idę do swojego samochodu, by wziąć ze sobą linę holowniczą. – Wiesz, że możesz już jechać? – sugeruję. – Nie potrzebuję pomocy kogoś takiego jak ty.
- Niby kogo? – pyta gniewnie.
- Typa, który miał ochotę wykorzystać swoją pomoc, by umówić się z kobietą na randkę. Na domiar złego w tym celu chciałeś zaliczyć kobietę, która nie jest tobą zainteresowana.
- Brzmisz jak zazdrosny fiut! – parskam śmiechem na to stwierdzenie. On myśli, że jestem zazdrosny o niego? Dobre sobie. Jestem na tyle pewny swego, żeby wiedzieć, że z naszej dwójki, India wybrałaby mnie. Nie sądzę, aby to z niego chciała zlizywać lukier i wgryzać się w jego ciało jak w pączka. Wybacz stary, ale to ja jestem jej smacznym kąskiem.
- Uwierz mi. Ostatnią osobą, o którą byłbym zazdrosny jest goguś w garniturze z ulizaną fryzurą, który nawet nie ma odpowiednich narzędzi, aby pomóc kobiecie zakopanej w zaspie. – wskazuję na jego terenówkę, która nie posiada ani linki holowniczej, ani haka. Nie wiem, w jaki sposób chciał pomóc, ale samymi chęciami mógłby co najwyżej dłońmi zbierać śnieg. Nie sądzę jednak, aby poświęcił swoją wypielęgnowaną skórę na kontakt z białym puchem, który powoduje pękania i suchość dłoni.
- Mam ze sobą odpowiedni sprzęt... - dlaczego on zaczyna mi się tłumaczyć? Frajer! – W bagażniku.
- A wiesz co ja mam w bagażniku? – pytam ironicznie i zerkam na swojego pick-upa, który w zasadzie nie ma bagażnika, tylko pojemną pakę. – Martwego świętego Mikołaja i wór prezentów dla dzieci.
- Bardzo zabawne. – kwituje ciemnowłosy. – Uśmiałem się do łez.
- Do usług. – prycham, po czym montuję linkę holowniczą do samochodu Indii, po czym kieruję się prosto do niej. – Możesz wsiąść do swojego samochodu? Odpal silnik, wbij wsteczny i zwolnij hamulec ręczny.
- No dobra. – wypowiada sceptycznie. – Zapewne coś pomylę, ale skoro mi ufasz. – wysiada z samochodu, a na widok jej stroju mam ochotę się roześmiać. Wygląda trochę jak Yeti, choć na pewno jest dużo ładniejsza. Nawet luźne dresy i kurtka gruba jak niedźwiedź polarny sprawiają, że pragnę tej kobiety. Może dlatego, że jest sobą i nie przejmuje się tym, co pomyślą o niej inni, dlatego nie zamierzam ukrywać, że jestem nią zainteresowany. Zarówno jej duszą, jak i ciałem.
- Może ja to zrobię? – sugeruje elegancik. Nie wiem, czy kiedykolwiek ktoś powiedział mu, że jest upierdliwy, ale ja nie zamierzam go w tym uświadamiać. Po prostu sam powinien wiedzieć, kiedy zejść ze sceny, a ciągła próba zwrócenia na siebie uwagi jest nadaremna. W końcu jestem tutaj też ja, więc to oczywiste, że uwaga tej pięknej kobiety skierowana jest na mnie. Rany, jaki ja jestem próżny. W sumie, co z tego? Jesteś świadom swojej wartości nawet w świetle swojej niezbyt ciekawej przeszłości.
- Sugerujesz mi, że sobie nie poradzę? – pyta India, a swoje dłonie zakłada na biodrach, więc wygląda trochę jak zezłoszczony kogut na sterydach.
- Sama powiedziałaś, że możesz sobie z tym nie poradzić. – tłumaczy się ciemnowłosy laluś.
- To, że nie wierzę w swoje możliwości nie oznacza, że inni też mają w nie wątpić. Jestem utalentowana... – wypowiada głośno, lecz dalszą część zdanie wypowiada cicho, abym usłyszał to tylko ja. – do wpadania w tarapaty. – szczerzy zęby w uśmiechu.
- To fakt. – odpowiadam z równie promiennym uśmiechem. – Ale dzięki temu mogę cię codziennie ratować.
- Będziesz miał pracowite święta. – kwituje. – Zamierzam być w opałach każdego dnia.
- Sama przyjemność. – stwierdzam zgodnie z prawdą. Choćbym miał wdrapywać się po nią na Castle Peak o piątej rano, wdrapię się. – No dobra, wyciągnijmy tego bydlaka ze śniegu. – wskazuję na zakopanego SUVA. Swoją drogą po co tak drobnej kobiecie siedmioosobowy samochód? Jako, że jest kobietą, nie sądzę że ma kompleks wielkości. Nie to co nasz nowy kolega, który obserwuje mnie z nienawiścią. Stary musisz pogodzić się z faktem, że samcem alfa jestem tutaj ja.
- Naprawdę mogę pomóc. – spiera się ciemnowłosy. Nie no, pierdolnę mu.
- Wciąż tu jesteś? – pyta India, wlewając w swoje słowa tyle zaskoczenia, ile się da.
- Nigdzie się nie wybieram dopóki nie będziesz bezpieczna.
- Ale ja jestem bezpieczna. – odpowiada.
- Ten facet wygląda mi na mordercę. – Że co, proszę? Jestem typem, który zawozi sarny do weterynarza do cholery!
- Ethan? Mordercą? – naigrywa się India. – Dobry żart. Ethan morderca. – chichocze. – Myślałeś o pracy w stand up? – dziewczyna nie czekając na odpowiedź pokonuje zaspę i wsiada do swojego samochodu, krzycząc za mną. – Nie obijaj się, pięknisiu! Chcę już stąd jechać i liczę na gorącą kąpiel.
- Ze mną? – droczę się.
- Chciałbyś. – fuka z rozbawieniem.
- Jasne, że tak. – odpowiadam na odchodnym, a kiedy siadam za kierownicą uruchamiam linę holowniczą i cofam samochodem na tyle, by lina była naprężona i mogła swobodnie wyprowadzić samochód z zaspy. Cały proces trwa może dwie minuty, a kiedy India może spokojnie odjechać, nie fatyguje się, aby wysiąść z samochodu, żeby pożegnać się z nowo poznanym kolegą. Po prostu odsuwa szybę, wyciąga swoją rękę i pokazuje w jego kierunku środkowy palec. Ta kobieta to cenny skarb.
Kiedy odjeżdża, trąbi na mnie, abym jechał zaraz za mną. Zanim jednak ruszam, odchylam szybę, by wypowiedzieć ostatnie zdanie do zdruzgotanego kretyna.
- Wesołych świat, dupku.
______
Dzień dobry!
Co mogę powiedzieć? Uwielbiam tą dwójkę!
CZYTASZ
Serce nie sługa, zakochać się musi
Romance„Kochać kogoś, to przede wszystkim pozwalać mu na to, żeby był, jaki jest" ( William Wharton) Górskie miasto. Początek grudnia. India Mills ma dość swojej przyszłej bratowej i jej koleżanek z wieczoru panieńskiego. Marzy jedynie o tym, aby zakopać...