ROZDZIAŁ ÓSMY

1K 172 28
                                    

Pakuję swoją torbę do bagażnika cicho podśpiewując sobie pod nosem jedną ze swoich ulubionych zimowy piosenek, a mianowicie Mistletoe and Wine Cliffa Richarda. W przeciągu całego tygodnia nie czułam się tak dobrze i komfortowo. Poza tym czuję się wolna, ponieważ skończyła się moja rola, jako opiekunki dla Sophie. Z uśmiechem na ustach, wsiadam za kierownicę swojego Hyundaia, a następnie wyjeżdżam z podziemnego garażu na zaśnieżone ulice Aspen. Objeżdżam hotel dookoła, po czym parkuję za pick-upem Ethana.

- Czy ty naprawdę próbowałaś mi wmówić, że twój samochód nie jest w stanie wjechać pod górę do mojego pensjonatu? – pyta blondyn z zaskoczeniem wyczuwalnym w głosie. Wzruszam ramionami, ponieważ nie uważam, aby mój SUV doskonale radził sobie w utrudnionych warunkach drogowych. – Niesamowita z ciebie kłamczucha. – kręci z rozbawieniem głową.

- Nie jestem kłamczuchą. – oburzam się, ponieważ bardzo rzadko jakiekolwiek kłamstwa wychodzą z moich ust, a wyszukana wymówka nie zalicza się do nagięcia prawdy. Naprawdę sądzę, że mój samochód nie nadaje się na górskie trasy albo to ja jestem kiepskim kierowcą. Ewentualnie oba czynniki wpływają na mój osąd sytuacji.

- Niech ci będzie. Delikatnie naginasz prawdę. Jedziemy? – przytakuję, po czym z powrotem siadam na fotelu kierowcy, a po zapięciu pasów bezpieczeństwa sięgam po swoją komórkę, która bezpiecznie spoczywa w mojej torebce, aby podłączyć ją do ładowania. Jestem ciekawa, jak długo będę musiała czekać na telefon od Davida z pretensjami. Zakładam, zapewne trafnie, że po moim wyjściu, Sophie przeprowadziła rozmowę z moim przyrodnim bratem, a jej płaczliwy ton ześle na mnie gniew, którego nie da się opisać.

Kiedy Ethan włącza się do ruchu, wyjeżdżam z miejsca postojowego zaraz za nim. Mam nadzieję, że trasa przebiegnie bez żadnych komplikacji, a mój samochód da sobie radę w zimowych, górskich warunkach. Słońce powoli chowa się za górami, a z nieba spadają pojedyncze płatki śniegu. To miasto to idylla dla tych, którzy są pasjonatami zimowych pejzaży. Infrastruktura tego miasta nastawiona jest na turystów, dlatego wokół pełno knajpek z jedzeniem, sklepów z pamiątkami, stoków narciarskich oraz schronisk na szlakach.

Po kilku minutach podróży mój telefon rozdzwania się na całego. Nie muszę spoglądać na wyświetlacz, by wiedzieć, że wydzwania do mnie David. Wróżka nazwałaby to darem jasnowidzenia, aczkolwiek ja nazwę to Sophie radarem. Jeśli blondynce spada włos z głowy, David poruszy niebo i ziemię, aby zminimalizować straty. Odbieram połączenie za pomocą wbudowanego zestawu głośnomówiącego i od razu uderza we mnie męski wrzask.

- Czy ty zidiociałaś? Wracaj się do jebanego hotelu, przeproś Sophie za straty pieniężne na jakie ją naraziłaś i odwieź ją do domu! – prycham. Tak bez żadnego „hej, co tam?" albo „wszystko w porządku? Nic ci nie jest po ostatniej nocy?" Po Davidzie nie można się niczego innego spodziewać. Kiedy jestem potrzebna, by mieć oko na Sophie, staję się jego ukochaną siostrą. Natomiast, gdy buntuję się przeciwko niemu, najlepiej jest zgnoić moją osobę tak, abym poczuła się źle, by moje sumienie mogło zareagować. Jednakże koniec z tym. Muszę chwycić byka za rogi i wyruszyć na swoje własne rodeo, jakim jest moje własne życie.

- Chcesz mieć swoją kobietę w domu? – pytam ironicznie. – To musisz sam po nią ruszyć swoją dupę, która już dawno przyrosła do kanapy. Nie zamierzam niańczyć twojej ukochanej, więc się wypchaj swoją złością, bo szczerze mówiąc nie robi na mnie najmniejszego wrażenia.

- Przestań się zgrywać! Nie możesz zostawić Sophie samej!

- Nie? Przecież już to zrobiłam.

- India, nie jesteś sobą. – wypowiada spokojniej, co daje mi jasny sygnał, że nadszedł moment, w którym David zmienia taktykę. Doskonale mnie zna, więc wie, że wzbudzenie we mnie poczucia winy przynosi zamierzone przez niego efekty. O nie, India. Nie pozwól na to!

- Odpieprz się, dobra! – tym razem do ja unoszę swój głos. – Przestań mną manipulować. Doskonale wiem, co próbujesz zrobić i tym razem ci się nie uda. Powiedziałam, że nigdy więcej nie chcę mieć nic do czynienia z twoją głupią, jak but narzeczoną i nie zmienię zdania!

- Wypluj te słowa! Sophie nie jest głupia!

- Nie? Jaka inteligentna istota uznaje, że pozostawienie kogoś na mrozie jest świetną zabawą? Przypomnę ci jeszcze, że nie miałam na sobie nic, co ochroniłoby mnie przez niską temperaturą! Więc przestań w końcu ją bronić, dobra?

- Dziewczyny chciały zapewnić ci jedynie rozrywkę.

- Czy ty siebie słyszysz do kurwy nędzy? – ze zdenerwowania uderzam otwarta dłonią w kierownicę. Czy oni wszyscy pozamieniali się na rozumy? A może to ja wyolbrzymiam i wczorajsza sytuacja jest jak najbardziej normalna i bezpieczna dla mojego zdrowia i życia? Nie. Cholera jasna, nie! Jestem wściekła na tyle, by udusić mojego durnego brata gołymi rękoma. Gdyby był tuż obok, nie zawahałabym się go zamordować!

- Ty masz czelność się na mnie denerwować? Przecież to ty zmuszasz moją piękną Sophie do powrotu pociągiem!

- Zawsze możesz po nią przyjechać. – wypowiadam opryskliwie. – Poza tym, dlaczego nie mam prawa się denerwować? Pozostawiono mnie na cholernym mrozie, pośrodku niczego! Dociera to do ciebie, czy jest aż tak ograniczony intelektualnie, aby zrozumieć, że mogłam dostać hipotermii?

- Jesteś hipokrytką! W dodatku nieczułą!

Słucham? Chyba go pogięło! Ja nie mam w sobie uczuć? Nie chcę go znać. Ta rozmowa już dawno straciła sens, dlatego bez jakiegokolwiek pożegnania rozłączam połączenie. Mam ochotę się rozpłakać z bezsilności. India, tylko spokojnie. Nic tutaj nie jest twoją winą. Ta cała karuzela zdarzeń niesienie po prostu ze sobą konsekwencje. Biorę kilka uspokajającym oddechów, a kiedy moja komórka ponownie się rozdzwania i znowu dostrzegam imię mojego brata, odrzucam połączenie. Nie zamierzam prowadzić z nikim dyskusji. Skoro nikt nie potrafi zrozumieć, że zachowanie Sophie i jej przyjaciółek względem mnie było nie w porządku, nie zamierzam nikomu tego tłumaczyć. Wystarczy, że czuję samą sobą, że zostałam potraktowana jak gówno, które powinno zamarznąć na mrozie.

David dzwoni jeszcze dwa razy, a w międzyczasie przyszło kilka wiadomości na Whatsappie. Najprawdopodobniej usunę je zanim ciekawość weźmie górę i postanowię je odczytać. Na pewno David nie przebiera w słowach i napisał wszystko, to co mogłoby mnie doszczętniej zranić.

Nagle pick-up Ethana gwałtownie się zatrzymuje, więc od razu wciskam hamulec. Od razu włącza się ABS i system kontroli trakcji ze względu na śliską nawierzchnię, a Hyundai zatrzymuje się kilka milimetrów przed samochodem blondyna. Z mocno bijącym sercem dziękuję samej sobie za swój refleks. W przeciwnym wypadku mielibyśmy niezłą kraksę. Kiedy Ethan wysiada z samochodu i przechodzi przed swój zderzak, odpinam swój pas i podążam za nim.

- Wszystko w porządku? – pytam, a kiedy podchodzę bliżej moje serce roztrzaskuje się na kilka małych kawałków. Ethan dotyka drobnego ciała sarenki, która prawdopodobnie została potrącona przez samochód. – Uderzyłeś w to maleństwo? – pytam i przykucam.

- Nie. – zaprzecza. – To nie byłem ja.

Duże oczy zwierzęta obserwują nas z ostrożnością, choć wmawiam sobie, że woła nas o pomoc. Jest taka młoda, ma przed sobą lata pełne biegania po lasach. Nie może tutaj umrzeć.

- Pomożemy jej? – pytam z nadzieją, a kiedy Ethan przytakuje, obdarowują go najszczerszym uśmiechem na jaki mnie stać. Dziękuję. 

_____
Hej! Hej!
Możliwe, że dzisiaj pojawi się jeszcze jeden rozdział🤗

Serce nie sługa, zakochać się musiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz