ROZDZIAŁ SZÓSTY

1.1K 166 15
                                    

Nie wiem, jak długo stoję w bezruchu z mocno bijącym sercem, ale kiedy dociera do mnie dźwięk miażdżącego śniegu pod butami, momentalnie się spinam. Szlag! Cholera! Niech mnie piorun trzaśnie! Nie zdążę już uciec, więc moim jedynym wyjściem jest rozegranie tej sytuacji z pokerową miną. W gruncie rzeczy będzie to dość trudne zważając na fakt, iż moje policzki płoną żywym ogniem, a moje umiejętności aktorskie są katastrofalne. Być może mam kilka sekund na to, aby wziąć kilka uspokajających oddechów zanim uderzy we mnie gorąca góra lodowa, co jest paradoksalne, ponieważ góra lodowa powinna być zimna.

No dobra. Raz...Dwa... Trzy... Wychodzę zza ściany, wpadając wprost w Ethana. Nasze ciała zderzają się ze sobą z impetem, a siła uderzenia sprawia, że tracę równowagę się na śliskiej nawierzchni. Silne ramiona chwytają mnie, chroniąc przed stłuczeniem sobie tyłka. Spoglądam na blondyna z zażenowaniem, za to jego wyraz twarzy jest niezwykle radosny. Nic dziwnego, jeśli podbiłam jego męskie ego podczas ślinienia się na jego widok, kiedy ten rąbał drzewo, a teraz w dodatku ma okazję, by naigrywać się z mojej niezdarności. Co więcej, Ethan ma pretekst by mnie dotykać.

- Jest tak jak myślałem. – wypowiada z pewnością siebie. – Podobam ci się.

Czy można jeszcze bardziej się zarumienić? Zdecydowanie tak! Niemal słyszę, jak do moich policzków dopływa krew. Psia dupa! Muszę stąd wiać! Jestem pewna, że w tym momencie wyglądam jak pomidor, który idealnie dojrzał w ogrodzie.

- Możesz mnie puścić? – blondyn niemal od razu spełnia moją prośbę, choć po wyrazie jego twarzy sądzę, że robi to dość niechętnie. Niemniej jednak jestem mu wdzięczna, że szanuje moje granice i prośby. – Dziękuję. – poprawiam swój szalik i kurtkę, dzięki czemu mogę unikać kontaktu wzrokowego. Czuję się niepewnie z dwóch powodów. Po pierwsze, moje obserwacje zostały zauważone, a po drugie nie chcę przyznawać przed nikim innym, nawet przed sobą, że przede mną stoi mężczyzna ze snów. Nie mogę zaprzeczyć, że mi się nie podoba, aczkolwiek jeśli nie wyznam tego głośno mogę chociaż udawać, że nie jestem nim zainteresowana.

- Dokąd się wybierałaś zanim na mnie wpadłaś? – szczerzy zęby w uśmiechu, jakby był całkowicie dumny ze swojego maleńkiego show. Nic dziwnego, skoro jego cel przyniósł satysfakcjonujące dla niego skutki. Mnie z kolei wpędza w zakłopotanie, choć nocami będę miała, co wspominać. To będzie moja mała tajemnica.

- Nie wiem. – wzruszam ramionami. – Chciałam się rozejrzeć po okolicy zanim wrócę do swojego hotelu.

- Kiedy zamierzasz do niego wrócić? – pyta, marszcząc czoło.

- Dzisiaj. Muszę się spakować przed jutrzejszą podróżą. Poza tym tam znajduje się mój samochód.

W zasadzie, czy którakolwiek z dziewczyn wpadła na pomysł, aby zabrać z limuzyny moją kurtkę i torebkę? Jeśli nie, straciłam portfel i telefon, a z nimi swoje karty kredytowe i prawa jazdy. Awantura wisi w powietrzu. Gwarantuję, że rozszarpię każdą z dziewczyn z osobna na drobne kawałeczki. David będzie musiał sklejać Sophie klejem szybkoschnącym.

- Do której macie dobę hotelową?

- Do jedenastej.

- W takim razie podwiozę cię tam jutro o dziewiątej.

Nie ukrywam, że wizja spędzenia tutaj jeszcze jednej nocy jest kusząca. To miejsce zapewnia mi spokój i odpoczynek, a to z kolei pozwoli mi wrócić do pracy we wtorek w pełni sił. Jednakże nie mam tutaj swoich rzeczy, a chodzenie bez bielizny nie jest komfortowe. Jestem zwolenniczką codziennego funkcjonowania z biustonoszem i figami, a ich brak nie pozwala mi się poczuć w pełni sobą. Poza tym nie ubiorę tej bielizny, którą miałam na sobie wczoraj. W pewnych kwestiach jestem nieugięta, a higiena osobista jest dla mnie bardzo ważna.

- Nie będziesz zajęty rąbaniem drzewa? – wypalam, lecz dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, co tak naprawdę powiedziałam. Kto jest mistrzem strzelania sobie w kolano? India.

- A co? Chcesz popatrzeć? – porusza sugestywnie brwiami, obserwując moją reakcję z intensywnym spojrzeniem. Raz kozi śmierć, kobieto! Odważ się!

- Tak. – przyznaję, a moje słowa wywołują u mnie dreszcze podenerwowania. – To był zdecydowanie przyjemny widok. Lepszy niż zimowy pejzaż rozpościerający się dookoła.

- W takim razie mogę być jutro bardzo zajęty trzymaniem siekiery w ręce.

- Och, więc jestem pewna, że jakaś starsza pani zatrzyma się jutro, aby popatrzeć, bo mnie tutaj nie będzie.

- Będziesz. – odpowiada pewnie.

- Nieprawda. Wracam dziś do siebie.

- Owszem, wracasz. – pstryka mnie w nos. – Podwiozę cię, abyś mogła zabrać swoje rzeczy, a potem wrócisz tutaj na noc.

- Wątpię, aby mój samochód był w stanie podjechać pod tak stromą górkę. - stwierdzam, na co Ethan reaguje parsknięciem. – Poza tym nie mogę siedzieć ci na głowie...

- Zapewniam cię, że możesz.

Jasny gwint! Teraz nie będę myśleć o niczym innym. Muszę się stąd wydostać zanim moje fantazje zerwą się z uwięzi. Wtedy wszystkie sny będą przepełnione Ethanem, aż w końcu zacznę go pragnąć, a tego za wszelką cenę chcę uniknąć.

- Ethan... - uderzam go delikatnie w ramię. – Nie zawstydzaj mnie, dobra? Próbuję się wysłowić.

- Jak na razie to szukasz wymówek, aby tu nie wracać.

- Nieprawda!

Prawda, India. On ma rację. Znowu próbujesz uciec do swojego kokonu bezpieczeństwa.

- Nie? – kręci głową. – To nie ty powiedziałaś, że twój samochód nie nadaje się do jazdy po górach?

- Bo to prawda.

- To jak tutaj wjechałaś? Aspen jest górskim miastem. Ma pełno ostrych zakrętów, a wjazd tutaj wymaga jazdy pod górę. – wpatruję się w blondyna w ciszy. Właśnie jednym pytaniem zamknął mi usta, a mój argument stracił sens. Ma rację. Przyjechałam do Aspen swoim własnym samochodem. – Uznaję twoje milczenie za koniec szukania wymówek.

- Nie szukam wymówek.

- Być może ty tak uważasz. To co? Jedziemy?

- Już?

- Potem będę bardzo zajęty.

- Czym?

- Wieszaniem lampek w samych jeansach.

Szlag! Jeśli tu zostanę będę skazana, aby to widzieć. Co prawda taka obserwacja nie będzie dla mnie żadną karą, lecz może wpędzić mnie w uzależnienie. Cudownie. Będę miała obsesję na jego punkcie.

~***~

Droga do hotelu, w którym jestem zameldowana od tygodnia trwała zaledwie dwadzieścia minut. Całe szczęście Ethan nie mówił zbyt wiele. Jedynie podśpiewywał sobie pod nosem piosenki, które aktualnie były puszczane w radiu. Ma naprawdę przyjemny głos. Jednakże, gdybym to ja zaczęła sobie nucić, zapewne szyby w pick-upie rozsypałyby się w drobny mak. Niestety nie zostałam obdarzona umiejętnościami muzycznymi. Za to potrafię malować obrazy. Może nie są wybitne, ale mnie się podobają.

- Poczekam tutaj na ciebie. – wypowiada blondyn, kiedy wysiadam z samochodu. Nachylam się, by móc na niego zerknąć.

- Po co? Poradzę sobie. – zapewniam go.

- W razie, gdyby jednak twój samochód nie poradził sobie na drodze, zawsze lepiej mieć przy sobie kogoś kto cię odholuje na miejsce.

- Fakt. – uśmiecham się. – Dziękuję. – zamykam drzwi, po czym szybkim krokiem kieruję się do lobby w hotelu, po czym wbiegam do windy i wybieram piętro czwarte. Mam nadzieję, że ktokolwiek będzie w pokoju, ponieważ bez karty dostępu nie będę mogła wejść do środka, by zabrać swoje rzeczy. Choć lepiej dla nich, abym ich nie zastała, ponieważ zmienię ich ostatni dzień wyjazdu w koszmar. Wysiadam z windy, a następnie w kilka sekund dociera pod drzwi pokoju czterysta jeden. Pukam dwukrotnie, a potem czekam... 

________
Ciąg dalszy nastąpi w niedalekiej przyszłości 🥰

Serce nie sługa, zakochać się musiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz