ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMY

610 83 8
                                    

Lampa, która wcześniej oświetlała nam drogę, całkowicie się wyładowała podczas naszego powrotu do pensjonatu, przez co ciemny las wydaje się być bardziej złowieszczy. Pomimo obecności Ethana nie potrafię wyzbyć się lęku przed drapieżnikami, a moja chora wyobraźnia podrzuca mi iście złowieszcze obrazy. Mam wrażenie, że zza każdego drzewa może wyskoczyć dzikie zwierzę, które rozszarpie nas na kawałki. W najmniej drastycznym scenariuszu widzę, jak tata niedźwiedź wraz z mamą niedźwiedź i ich czwórka dzieci pożerają zawartość naszego koszyka. Nie byłabym sobą, jakbym nie ujrzała ich siedzących przy okrągłym stole ze sztućcami między ostrymi pazurami.

- Jedziemy w dobrym kierunku? – pytam, aby zagłuszyć dźwięk kopyt i sanek pędzących przez śnieg. Nie wiem, dlaczego, ale w obecnej sytuacji dźwięk skrzypiącego śniegu nie daje mi otuchy. Dookoła panuje ciemność, którą rozproszyć mógłby jedynie poranny promień słońca.

- Znam te lasy na pamięć. – wypowiada Ethan. – Nie martw się. – poklepuje mnie po dłoni. – Za moment będziemy w domu.

- Mam wrażenie, że się zgubiliśmy. – nie daję za wygraną. Trasa na polanę trwała zdecydowanie krócej, a teraz mam wrażenie, jakbyśmy jechali przez wieczność. Poza tym chwilę wcześniej wjechaliśmy w ostry zakręt, którego nie pamiętam, aby był podczas poprzedniej trasy. Jestem pewna, że zgubiliśmy się pośrodku lasu i w dodatku nie mamy ze sobą żadnej latarki.

- Na pewno nie. – wypowiada blondyn, ale w ton jego głosu wkrada się nutka niepewności. To znak, abym zaczęła panikować. Romantyczną otoczkę szlag trafił. Teraz nie ma nawet mowy o tym, że chcę uprawiać z tym mężczyzną nieokiełznany seks. – Zaraz będziemy w domu. Naprawdę!

- Ethan! Przestań karmić mnie kłamstwami. Zgubiliśmy się i będzie mi lepiej, jeśli to przyznasz.

- Uh – wzdycha. – Dobra. Zgubiliśmy się.

- Co? – India Wdech...Wydech...Wdech...Wydech. Chyba nie mówisz poważnie, co? Psia dupa! Po co miałbyś kłamać. Zgubiliśmy się w dziczy, gdzie w każdej chwili coś może nas zjeść. Nie mamy światła, które wskazywało nam kierunek, a żadne z nas nie pomyślało, że żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku i posiadamy smartfony, które są zaopatrzone w jakże skomplikowaną technologię, jaką są latarki i możliwość wykonywania połączeń. Nawet jeśli nie ma zasięgu służby alarmowe powinny odebrać. – mówię bez sensu, aby poczuć się lepiej. Kiedy mówię jest mniejsze prawdopodobieństwo, że usłyszę wycie wilków, a nawet myśl o tym, że nie ma ich w tych lasach mnie nie uspokaja. Może akurat w tym roku postanowiły sprowadzić się do Aspen na nowo. – Co, jeśli zamarzniemy? W zasadzie mamy jeszcze ciepłą herbatę i grube koce, ale jesteś pewny, że zdołamy przetrwać? Już raz byłam o włos od zamarznięcia i to nie było miłe uczucie. Własne zęby chciały mi odgryźć język. Tak mocno drżały. Zresztą do rana jest jeszcze dużo czasu, więc na pewno coś nas pożre.

- India?

- Nie przerywaj mi teraz! – wypowiadam groźnie. – Ta randka była romantyczna i szczerze uwielbiam cię za nią, dobra? Naprawdę ją doceniam, ale teraz musimy przetrwać noc w tym miejscu i jestem przerażona. Nie posiadam w sobie instynktu samozachowawczego i sprowadzam na siebie kłopoty, a jako że jesteś tutaj ze mną to ty również masz przesrane. Pamiętasz jak mój samochód zakopał się w zaspie i ściągnęłam na siebie Lionela, który wyglądał mi na szemranego typa? Teraz jest podobna sytuacja, rozumiesz? Ściągnę na nas jakieś szemrane zwierzę, które nosi w sobie wściekliznę albo inną groźną dla człowieka chorobę, ugryzie nas i będzie koniec. Umrzemy tutaj. Tak właśnie zakończy się ta cudowna randka. Naszą śmiercią! Odnajdą nas dopiero wiosną, kiedy śnieg zacznie topnieć, ale będziemy porozrzucanymi po całym lesie. Zwierzęta będą bawić się naszymi częściami ciała w aport.

Serce nie sługa, zakochać się musiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz