Wspomnienie z otchłani
Byłam tam…
Na pewno raz jeden,
to pamiętam.
Ale jak? Nie wiem.Chyba po prostu nagle
grunt się pode mną załamał,
za daleko była krawędź
albo ja nie złapałam.
Pff, nawet nie ruszyłam ręką.
Skazana na upadek
kuliłam się pod siłą
smolnych myśli mówiących "prawdę".I była też tam dziewczyna.
Miała wzrok skierowany
wysoko, w stronę światła,
gdzie ziała paszcza zgubnej dziury.
Bardzo się wyróżniała
na tle tych czarnych myśli,
bo jakby sama
była tylko tym pozytywnym.
Nic nie mówiła z początku,
czekała, jak dobry słuchacz.
A ja siedząc w kątku,
czekałam na jakiś znak.W końcu przemówiła
do mnie lub do siebie,
ale była słów pewna,
chociaż… sama nie wiem.
"Wychodzimy już stąd?"
I tak wróciłam, po prostu
usłyszałam skrzydeł lot,
a potem byłam na miejscu.Dziewczyny więcej nie widziałam.
Tak jakoś nie było okazji.
Na szczęście wiem, gdzie mieszka
oraz kto to był…To akurat zabawne… Ja.
Ja wydostałam siebie z otchłani.________
Hejka!
Taki trochę chaotyczny wiersz, niczym sama otchłań. W tym wypadku była nią… właśnie, co? Bo możliwości może być wiele, jak wiem z doświadczenia.
Trzymajcie się Robaczki Świętojańskie!
CZYTASZ
Przysypane pierwszym śniegiem
PuisiKolejne wyzwanie! Tym razem zimowo, śnieżnie i... surrealistycznie. Oczywiście w miarę możliwości.