Rozdział 18

179 24 0
                                    

Szliśmy już parę godzin co nie sprzyjało moim nogą. Bolały mnie niesamowicie a na Inferno bałam się wsiąść ze względu na Andy'ego. Koń nie był jakoś pozytywnie do niego nastawiony a wczoraj uciekł przed nim. - Dobra. Stop. - chłopak spojrzał się na mnie z uniesionymi brwiami. - Robimy przerwę. Nie dam rady iść dalej. - Po wypowiedzeniu zdania usiadłam na środku drogi wraz z koniem. Musiało wyglądać to komicznie gdy Inferno usiadł jak pies. - Żartujesz sobie? - Pokręciłam przecząco głową. - Mamy jeszcze od cholery drogi a ty sobie siadasz? Nie rób sobie jaj. - Był wyraźnie poirytowany moim zachowaniem. Cholera. Przestraszyłam się gdy zaczął się przybliżać i wyciągać ramiona aby mnie podnieść. - Wstanę sama, nie jestem niepełnosprawna. - Powiedziałam cicho ale słyszalnie. Podniosłam się, chwyciłam wodze i prowadziłam konia dalej. Wyprzedziłam Andy'ego który posłał mi zdezorientowane spojrzenie. - Dobra. Znajdziemy motel i gdzieś odpoczniemy. - Alleluja. Wreszcie się zgodził.

- Tutaj. - Wskazałam palcem na troszkę zdemolowany budynek z migającym bilbordem.
- Ta ruina? Chcesz w tym spać?
- A widzisz inne wyjście? W tej szopie schowamy konia i po sprawie. W plecaku mam pieniądze. Weź je i zapłać.
- Mam swoje pieniądze. Oddasz mi połowę.
- Nie. Ja zapłacę.
- Nie kłóć się ze mną i idź zaprowadzić konia. - Podniósł ton i wskazał na szopę. Postanowiłam zrobić to co kazał by nie mieć niepotrzebnych problemów. Idiota powiedziałam pod nosem i wywróciłam oczami. - Coś mówiłaś? - Podszedł do mnie, szarpnął za ramię i odwrócił do siebie. - Powtórzę. Coś mówiłaś? - Zacisnął rękę powodując silniejszy ból. Próbowałam się wyrwać ale nic z tego. - Puść mnie i daj zaprowadzić konia. - Poczułam ulgę i wyswobodzenie. - Dziękuję.

O ścianę motelu opierał się Andy paląc papierosa. To cholerstwo go wyniszczy.
Gdy mnie zauważył odłożył go i rzucił klucze. - Numer 24. Idź poszukać. - Pokiwałam głową i weszłam po schodach pożarowych które prowadziły do pokoi. Odkluczyłam drzwi i weszłam. Trochę się zdenerwowałam. Pokój był niby dwu osobowy ale za nic w świecie nie będę spać z nim w jednym łóżku. Ma do wyboru podłogę albo kanapę. Jak chce.

- Wybieraj. Podłoga, kanapa? - Andy stanął zdziwiony w progu drzwi.
- Łóżko. - Podszedł do niego i się rozsiadł.
- Nie. To gdzie ja mam spać?
- W łóżku. Proste.
- Nie z tobą. Właściwie... Ile ty masz lat?
- 24 - Odpowiedział obojętnie i Wzruszył ramionami. - Coś nie tak.?
- Em.. Nie. Ja mam 17. Czyli jesteś ode mnie 7 lat starszy tak?
- Tak. I co w związku z tym? Bo nie rozumiem?
- To, że w każdej chwili mogę cię pozwać do sądu.
- Nie zrobisz tego. - Zaśmiał się nerwowo.
- Doprawdy?
- Cholera, dziewczyno. Nie powiesz mnie rozumiesz? Mam dość sądów jak na ten czas.
- Byłeś karany?
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła wiesz? Idź spać. Pójdę na tą kanapę.

- Wstawaj. - Usłyszałam zachrypnięty głos. - Tak mamo jeszcze 5 minut.
Wybełkotałam do poduszki.
- Nie jestem twoją mamą. Wstawaj.
- Nie chcę.
- Gówno mnie to obchodzi. Wstawaj. Bo użyje mojej tajnej broni.
- 5 minut.. - Zarzuciłam ręką i przytuliłam poduszkę.
- Nie to nie. Sama się prosisz. - Nagle poczułam zimno na całym swoim ciele. Wydałam przeraźliwy krzyk i Wstałam.
- Andy popieprzony gnoju jestem mokra!
- Co ty. Nie zauważyłem. - Zaczął się śmiać. Pierwszy raz u niego słyszałam szczery śmiech. - Zemsta będzie słodka. - Użyłam swojej miny pedofila i zaczęłam się kierować w stronę o dziwo przestraszonego chłopaka. Cofał się aż do ściany. Przytuliłam go mocno i zostawiłam ślad. Przyznam, że z moim metr 58 i jego metr 90 wyglądało to conajmniej komicznie. - Nie ma za co. A teraz pozwól, pójdę się przebrać. - Z plecaka wzięłam bluzkę z logo Metallici, czarne postrzępione spodnie i bieliznę. W łazience szybko wzięłam prysznic i ubrałam się w wybrane ciuchy. - Okay jestem goto... Andy? - Gdzie on się podział? Wyszłam na balkon i znowu zobaczyłam go palącego. - Wiesz, że Cię to zabija? - Spytałam ze zmartwieniem w głosie. - Tak. Nie musisz się o mnie martwić. Zajmij się sobą. - Wrócił chamski Andy. Świetnie. - Jak chcesz - powiedziałam dosyć obojętnie i weszłam do pokoju.

Przede mną pojawiła się mgiełka a w niej obraz moich przyjaciół. - Thalia?! Gdzie ty się podziewasz? - Pierwsza głos zabrała Annabeth. - Nico powiedział nam o wszystkim. Masz tu wracać.
- Powiedz mi gdzie ty do cholery jesteś? - Tym razem głos zabrał Will. - Był zdezorientowany. - Nie wiem. Nic mi nie jest i zapewniam was, że sobie poradzę.
- Ale Thaa.. - I cała ta mgiełka zniknęła.
- Z kim rozmawiałaś? - Podskoczyłam przestraszona i Złapałam się za serce.- Ja? Z nikim. Kiedy ruszamy?
- Po obiedzie, szykuj się i idź zobaczyć co z Inferno.

Oki. Jest kolejny rozdział. Jutro postaram się napisać kolejny aby nadrobić stracone dni nieobecności. Możliwe, że w czasie 1-2 czerwca coś napisze bo będę miała czas w autokarze jak będę jechała do Berlina i będę forewa Alon w swoim miejscu.

Apollo is my fatherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz