Rozdział 17

196 25 4
                                    

Nagle rozległ się głośny szelest. Rozejrzałam się energicznie na boki ale nic niepokojącego nie zauważyłam. Znów to samo. Tym razem poruszyły się krzaki. Inferno był niespokojny i próbował się wyrwać. Nagle z krzaków wyszedł wysoki chłopak z licznymi tatuażami i piercing'iem. Miał kruczo-czarne włosy i nieciekawy wyraz twarzy. Koń wyrwał się i odbiegł w głębię lasu. Zaczęłam się przesuwać w bok chwytając moją gitarę i futerał. - Nie ruszaj się. - głos chłopaka był miły dla ucha ale i...straszny? Mimo jego zakazów dalej kontynuowałam czynność. - Mówiłem coś. - był zdenerwowany. Jego źrenice powiększyły się tak, że zakrywały prawie całe błękitne tęczówki. Cofnęłam się jeszcze bardziej gdy zaczął się do mnie przybliżać. Wstałam gwałtownie i zaczęłam uciekać. Słyszałam jego kroki. Biegł za mną i był coraz bliżej. Dodałam trochę tępa ale i tak to nic nie dało. Sznurówki moich trampek rozwiązały się a ja niefortunnie upadłam na podłoże pełne szyszek i igieł. Ktoś pociągnął mnie do góry i przyciągnął do siebie. Moje serce biło jak oszalałe a ręce drżały. - Nie słuchasz? - Mój strach wzrósł gdy wypowiedział te słowa wprost do mojego ucha. - Nie odpowiesz mi co? A szkoda. Bo widzisz.. Jestem tu po to aby cię ostrzec. Twój wybryk nad jeziorem nie był dobrym pomysłem z twojej strony wiesz? Znasz kogoś takiego jak Hades? No pewnie, że znasz kogo ja oszukuje? Apollo chcę się zemścić. A wiesz jak? Chce cię wysłać do Tartaru. Taak. Nieźle mu podpadłaś. - Mój oddech przyspieszył gdy dotarło do mnie imię ojca. - A teraz poszukasz konia, udasz się do obozu i się spakujesz. W nocy będę czekał na ciebie przy bramie obozu. Rozumiesz? - Pokiwałam tylko głową i zostałam wypuszczona z objęć. Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Na szyi wisiał mu nieśmiertelnik z imieniem Andy. A więc tak się nazywa. Chyba.

Zaczęłam nawoływać Inferno. Ale nigdzie go nie było. Niech cię szlak Andy. Co ja powiem Annabeth? Przepraszam gonił mnie jakiś psychiczny facet i powiedział, że mam uciekać a Inferno znikł? Tak to cudowny pomysł. Na lepszy bym nie wpadła. Uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło i od razu tego pożałowałam. Doszłam do stajni i zauważyłam biegnąca w moją stronę Ann. - Thalia! Inferno przebiegł tu sam. Tak się martwiłam, że coś ci się stało! - Pokręciłam tylko z niedowierzaniem głową i Odpowiedziałam. - Spokojnie. Jestem, żyję i tylko trochę się poturbowałam. - Pokazałam jej obity brzuch i rękę. - A...tak to nic ci nie jest? - Była wyraźnie zaniepokojona. Pokiwałam przecząco i się zaśmiałam. - A właśnie! Mamy nową heroskę! Nazywa się Sue i będzie pomagać w stajni. Tylko... Trzymaj od niej z daleka Inferno. Jest na niego strasznie napalona. Jeszcze trochę i Ci go zabierze. - Przytaknęłam i poszłam w stronę domku. Nie uda jej się. Dziś ja i Inferno koń diabła uciekamy. Dziewczyna nie dostanie tego konia. On jest tylko mój.

Oczywiście nie obyło się bez spotkania Luke'a i Drew którzy byli tak w siebie zapatrzeni, że nie zauważali nikogo. Przykre jest to, jak łatwo można stracić kogoś bliskiego. Tęsknię za nim, prawda ale trzeba unieść głowę do góry i iść do przodu. Weszłam do mojego pokoju i wyciągnęłam czarny plecak kostkę z różnymi naszywkami. Na drogę postanowiłam ubrać ciężkie buty, a na górę bluzkę z logo Guns'N Roses i skórzaną kurtkę. Na głowę wsadziłam a'la raybany a na nogi poszarpane rurki. Mimo, że było tu ciepło, to nie wiedziałam gdzie pójdziemy. A zauważmy, że w lesie jest zimno. Do plecaka włożyłam jeszcze telefon, słuchawki, ładowarkę i portfel z oszczędnościami. Tyle powinno mi wystarczyć. Z półki wzięłam tez jakąś ciekawą książkę i odstawiłam pod łóżko. Wyjdę po północy gdy wszyscy będą spać.

Zaczęłam się zbierać. Nikt nie może mnie zobaczyć dlatego pod kurtkę założyłam czarną bluzę z kapturem aby wtopić się w tło. Miałam niestety glany co oznaczało dosyć ciężkie chodzenie. Starałam się robić to Jak najciszej. - Thalia? . - Cholera. Dlaczego Will. - Tak? - Mogłaś się nie odzywać idiotko. - Gdzie idziesz?
- Przejść się. Nie martw się o mnie.
- No dobrze. - Dziękuję Bogom, że był zaspany i nic nie kumał. Zamknęłam cicho drzwi uprzednio jeszcze raz spoglądając na śpiące rodzeństwo. Będę tęsknić.

- Thalia?!
- Cii...Zamknij się Nico! - Krzyknęłam szeptem i spojrzałam na czarnowłosego.
- Gdzie ty do cholery idziesz? Jest po północy!
- Mogłabym zapytać o to samo ciebie.
- To są moje godziny. Ale córeczka Apolla? Nie podejrzewał bym.
- Dobra. Idę. Nie mam czasu. Uciekam.
- Huh? Mogę...
- Nie nie możesz iść ze mną. Narazie.

- Gdzie byłaś tak długo? Ten koń jest psychiczny.
- Gdzieś. Chodźmy.
- Patrz odezwałaś się.
- Och, cicho bądź. Chce stąd jak najszybciej uciec. Uważajmy bo są strażnicy. A ja mam tylko ten łuk. - Wskazałam na bransoletkę.
- Po jakiego chu..- stanęłam na palcach i przymknęłam mu usta.
- Nie przeklinaj przy mnie.
- Nie mogę nic obiecać. - Wzruszył ramionami i ruszył na przód. Wywróciłam oczami i także podążyłam w jego ślady. - A właściwie... Gdzie idziemy? - Spytałam niepewnie. Byłam jeszcze trochę przestraszona po dzisiejszym... Znaczy wczorajszym incydencie. - Jak ci powiem to nawet nie pójdziesz ze mną więc ta informacja nie jest ci potrzebna.

Yup. Mamy nowego bohatera. Jutro go dodam do obsady. Jest nim Andy Biersack w opowiadaniu Black. W załączniku zdjęcie i świetna piosenka. Nie każdy musi lubić ten typ muzyki więc nie zmuszam do słuchania :) Jeszcze będzie zmieniona okładka ale to jutro.

Apollo is my fatherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz