- Sprawdziłaś co z Inferno?
- Nie. Jest w stodole i nic mu się nie stanie. - Wzięłam plecak i zeszłam po schodach pożarowych aby pokierować się do tej budy. - Inferno? - Nie ma go. - Inferno?! - Zafascynował sobą usłyszałam rżenie. - Nie strasz mnie tak diable! - Podeszłam do niego i pogłaskałam po pysku. - Idziemy? - Złapałam wodze i wyprowadziłam z szopy. - Gotowi do dalszej drogi?
- Jak najbardziej. To dowiem się gdzie idziemy?
- Los Angeles. Kojarzysz?
- I powiedz mi jak mamy przebyć tyle kilometrów? Jesteśmy w Australii!
- Magia. Zobaczysz. - Głośno westchnęłam i wywróciłam oczami. Nienawidziłam czegoś takiego. Wolę być poinformowana. - Ale.. Co z Inferno? - zapytałam nieco zaniepokojona.
- Wypuścimy go. - Nie wierzę. Wypuścić Inferno? Z nim jest coś nie tak. - Nie pozwolę. On nie znajdzie drogi.
- Najwyżej. - Ja się tak nie bawię. Nie ma z nami Inferno, nie ma mnie. - Przykro mi, ale ja dalej nie idę.
- Jak to nie idziesz? Bo co?
- Bez niego - Wskazałam na zdezorientowane zwierzę. - Nigdzie się nie rusze rozumiesz? Skąd mogę mieć pewność, że nie zrobisz mi krzywdy co?
- Gdybym chciał ci coś zrobić to nie ciągnął bym cię tak daleko. A teraz idziemy. Bez niego. - Zaakcentował wyraźnie ostatnie słowo. - Nie. - Pokręciłam głową. - Tak idziemy. - Podszedł do mnie, złapał za ramię i pociągnął w stronę drogi polnej. - Puść mnie okej? - Nie, uciekniesz.- Jesteśmy prawie przy granicy. Jak sobie wyobrażasz, że przez nią przejdziemy?
- Znam gościa, który robi lewe paszporty. Jeszcze dziś je będziemy mieć a jutro wejdziemy na prom. I popłyniemy na Madagaskar. Potem już tylko prosto do Ameryki samolotem. - Coś mi tu nie pasowało. Nie wyglądał on na osobę która lubi pomagać. Spróbuję skontaktować się z Annabeth i resztą.Na ofiarę dałam jedną drahmę i przede mną pojawił mi się obraz przyjaciół. Chodzili nerwowo w kółko. Wyglądało to nie inaczej niż dziwnie. - Ann?
- Thalia! Ty musisz uciekać! - Gdy usłyszeli jej krzyk wszyscy zebrali się obok siebie. - Nie wierzę, że tak łatwo dałaś się podejść. Przecież on chce cię zaprowadzić do hadesu! Wyślemy po ciebie mrocznego. Błagam cię, przedłużaj wszystko co robicie. Za żadne skarby nie wchodź na prom. - Pokiwałam tylko głową i gdy chciałam coś powiedzieć obraz się rozmazał. Cholera. Muszę coś wykombinować. - Ja... Pójdę się przejść.
- Dobra. - Odpowiedział i zajął się sobą.
Błagam Mroczny leć szybciej.*Ann pov *
- Słuchajcie. Thalia jest w Sydney. Musimy ją namierzyć i jak najszybciej wysłać Mrocznego. Trzeba mieć jej dokładną lokalizację. Będzie tu trudno z elektroniką ale cóż się wykombinuje.
- W Sydney? Zauważ, że jesteśmy kilka kilometrów za Adelaide. Wiesz ile to kilometrów? - Tym razem odezwał się Luke.
- Może gdyby nie ty - wskazałam na niego palcem. - Nie doszłoby do.. do tego.
- Ileż razy można Ci mówić, że to nie była moja wina? To ona rzuciła na mnie jakiś pieprzony urok! - Był zdenerwowany, nawet bardzo.
- Luke, umiesz ją namierzyć czy nie?
- Umiem. Ale powiedz mi gdzie to mam zrobić.
- Wydaje mi się, że Thalia ma pod łóżkiem laptopa. - Will dziękuję Ci!
- To do domku Apolla. - Wszyscy zebraliśmy się z plaży i poszliśmy do mieszkanka dzieci Apolla.- Usiądźcie. - Rozkazał Will i poszedł do jej pokoju.
- Masz - podał laptopa Luke'owi. - Nie zawal tego.- Jest na plaży. To znaczy.. Przemieszcza się szybko w kierunku molo. Biegnie. Nikogo za nią nie ma..
- Czyli posłużyła się naszymi wskazówkami. Trzeba iść wysłać Mrocznego na molo w Sydney. Umiesz porozumiewać się z końmi Walsh?
- Jak to syn Posejdona.- I co? - Zapytałam gdy Luke wyszedł z Mrocznym.
- Zna drogę. Powinien w mgnieniu oka się tam znaleźć. Teraz najważniejsze jest to aby Thalia znalazła się bezpiecznie w obozie. Trzeba też powiadomić Chejrona.*Thalia pov*
Biegłam ile sił w nogach. Modliłam się aby Andy nie zorientował się, że uciekłam. Schowam się gdzieś na molo i będę czekała na Pegaza. Gdy dobiegłam do niego usiadłam na ławkę aby odsapnąć.
Czułam przypływ adrenaliny i pulsujące żyły. Byłam wykończona ale czekała mnie jeszcze podróż z powrotem do Adelaide. Za mną usłyszałam stukot kopyt i kroki człowieka. Trochę się przestraszyłam. Zza rogu wyszedł kary Pegaz. Mroczny! Wstałam i wsiadłam szybko na jego grzbiet. Gdy wznosiliśmy się do góry usłyszałam krzyk typu Jeszcze cię dorwę!
To było straszne. Przytuliłam się szyi mitycznego zwierzęcia i zamknęłam oczy. Czeka mnie kazanie od brata i od przyjaciółki. To będzie nie miłe.- Na Bogów Thalia! - Annabeth rzuciła mi się na szyję i mocno ścisnęła.- Tak się o ciebie bałam gdy kolejny raz Inferno wrócił sam i gdy dowiedziałam się gdzie jesteś. Luke cię namierzył. - Gdy usłyszałam to imię momentalnie się spięłam i odsunęłam.- Luke? On nie był z Drew? - Zapytałam w lekkim szoku.
- A coś ty! Rzuciła na niego jakiś urok przez który "dobrze się bawił ". Wszyscy wraz z nim siedzą w waszym domku i czekają na twój powrót. Może tam Chodźmy?
- Tak. Pewnie dostane wykład od Willa.. - lekko się zaśmiałam.
- Tak, pewnie tak. To nieuniknione.Thalia! - Powtórzyła się sytuacja z Annabeth. Tyle, że przytulił mnie Will, Nico, Bracia Hood i Luke. Sami chłopacy. Cudownie zaraz się uduszę. - Błagam, puśćcie, duszę się.
- Nigdy więcej tak nie rób.
-Dobrze Tato.A więc rozdział. Rozdział dedykowany wszystkim którzy to czytają i gwiazdkują. To bardzo motywuje. Dziękuję za 4k wyświetleń. Jeszcze niedawno było 43... Pamiętam jak się tym jarałam i skakałam po łóżku. Naprawdę dziękuję!
CZYTASZ
Apollo is my father
FanfictionShe sleeps alone My heart wants to come home I wish I was, I wish I was Beside you She lies awake I'm trying to find the words to say I wish I was, I wish I was Beside you ~Riffleexx