Rozdział 24

137 23 1
                                    

-Thaliaaa puść mnie.. - Powiedział Luke.
- Lukeey niee - przyciągnęłam samogłoski.
- Gdybyś to nie była ty bym obraził się za Lukeya. - Stwierdził i wstał zostawiając mnie na podłodze.
- Na mnie nie da się dłużej obrażać.
- Przyznam Ci rację. Nie potrafiłbym.
- Wiesz, że Annabeth mnie udusi nie?
- Za co? - Spytał przekręcając tak śmiesznie głowę.
- Za to, że spędzam z tobą czas. Kazała mi się do ciebie nie zbliżać a tymczasem siedzimy tu już 3 godziny razem.
- Czy to źle, że chcę naprawić nasze relacje?
- Wręcz przeciwnie. Ty już je naprawiłeś.
- Co? - Był zdziwiony - Jak to już?
- No widzisz - poruszyłam ramionami.
- Wskakuj - Pokazał na swoje plecy.
- Co?
- No wskakuj. Nie upuszcze cię - odsunęłam się parę kroków i skoczyłam. Luke podciągnął jeszcze mnie aby było wygodniej i zszedł ze schodów. - Zepsujesz mi fryzurę. - Zwrócił mi uwagę gdy oparłam brodę o jego głowę.
- Fryzura gra tu najmniejszą rolę. A tak ogólnie to masz tonę żelu na nich.
- Takie zajebiste włosy się same nie ułożą Thalia.
- Dbasz o nie bardziej niż ja. I kto tu jest kobietą? - Prychnęłam.

Gdy weszliśmy poza teren areny wszystkie oczy zwrócone były ku nam. Nigdy nie widzieli ludzi, którzy dobrze się bawią. Napotkałam także karcące spojrzenie Ann. Będę miała wykład. To nieuniknione. - Gdzie idziemy?
- Na plażę lub do ciebie, jak wolisz.
- Chodźmy do mnie. Jest strasznie zimno.
- Dobrze, usiądziemy przy kominku?
- Jeśli rozpalisz to jasne.

- I jak? Idzie ci jakoś?
- Ni (cenzura). Nie idzie. - Miał już całe czarne ręce od popiołu. Siedzi tam już z dobre pół godziny i klnie jak szefc.
- Pokaż to - odepchnęłam się od kanapy i wyrwałam mu zapalniczkę. - Patrz - przełożyłam ją do drewna, nacisnęłam przycisk i odpaliłam ogień który przeszedł na materiał. - Da się? Da się. - Oddałam ją osłupiałemu Luke'owi. - Zamknij buzię bo ci mucha wleci. - Zamknął ją i dalej przyglądał się w kominek.
- Jak ty to?
- Wprawa - wzruszyłam ramionami.
- Błagam Cię. Jestem facetem a tego nie potrafię a Ci to tak z łatwością przyszło.
- Miałam taki sam w domu i często z mamą paliliśmy. Może dlatego. A co do mamy to tęsknię za nią - od razu posmutniałam.
- Hej, nie płacz bo ja też będę. - Obiął mnie ramieniem bardziej do siebie przyciągając. - Masz mnie, Annabeth, Willa nie wiem... Masz cały obóz. Każdy jest twoim przyjacielem.
- Nie, nie każdy. Zapomniałeś?
- Jej nie liczę. Ona nie jest warta miana uczestniczki obozu. A co najważniejsze - córki Afrodyty. Reszta dziewczyn jest aż przesadnie miła. - Stwierdził. Niestety musze się z tym zgodzić.
- Tak. To prawda. A...- Nie dokończyłam bo ktoś przerwał.
- Siema gołąbki co tam? - Will usiadł specjalnie pomiędzy nami.
- Nic. - Burknął wkurzony Luke.
- Nic. Przeszkadzasz wiesz? - Spróbowałam być miła. On tylko machnął ręką i spytał. - Co oglądamy?
- Ty nic. Bo zapieprzasz w podskokach do pokoju. - Krzyknął. - Tam masz drzwi - Pokazał na nie .
- Uspokój hormony Walsh.
- Tam!
- Idę już idę - odszedł z rękoma uniesionymi w geście obronnym.

- Jak ty z nim żyjesz? - Zwrócił się z pytaniem do mnie.
- Dobre pytanie. Bo nie wiem. - Dziwnie gestykulowałam dłońmi.
- To co oglądamy? Sierota? - Ewidentnie chce abym miała zawał.
- Nie. Nie sierota.
- Paranormal Activity?
- Chryste Panie nie!
- Love Rosie? - Wywrócił oczami.
- Tak - wyszczerzyłam się.
- Tak. Ewidentnie rodzeństwo.
- Sugerujesz coś?
- Nie skądże jak bym śmiał. - Oparłam głowę o jego ramię i zaczęliśmy oglądać. Po połowie filmu odleciałam i zasnęłam a obudziłam się w środku nocy z migającym telewizorem. Byłam także przygnieciona przez Luke'a.
- Luke - szturchnęłam go. - Luke cholero jedna! - Dalej brak odzewu. - Na Bogów Luke! - W końcu nie wytrzymałam. Wzięłam szklankę wody i wylałam mu na głowę.
- Thalia co ty tworzysz?! - Krzyknął przerażony.
- Próbuje cię obudzić - powiedziałam z głupkowatym uśmiechem.
- Było normalnie. Zimno mi teraz!
- Budziłam cię normalnie tylko ty byłeś głuchy. Jak ci zimno to tam jest koc. - Wskazałam palcem. Luke wstał i kapał wodą na podłogę. Wziął biały kocyk, okrył się nim i ponownie usiadł koło mnie.
- Teraz sobie tu poczekam do rana. Nie wyjdę z mokrymi włosami.
- Oki. A ja idę spać. - Ruszyłam do pokoju.
- A ja gdzie mam spać?
- Masz kanapę.

Powiedz mi coś, co muszę wiedzieć
Wtedy weź mój oddech i nie pozwól mu odejść
Jeśli tylko pozwolisz mi naruszyć twoją przestrzeń
Zabiorę przyjemność, zabiorę ją z bólem
I jeśli w tej chwili, przegryzę moją wargę
Kochanie, w tym momencie wiesz, że to jest coś
Większego od nas i poza błogością
Daj mi powód by w to wierzyć

Kolejny rozdział. Jutro jeśli czas mi pozwoli to kolejny. Dziś już zacznę go pisać. Postanowiłam także, że pod koniec rozdziału zawsze dam kawałek piosenki. Co o tym sądzicie? Mile widziane komentarzyki i gwiazdeczki ;D
Na zdjęciu mniej więcej wygląd domku.

Apollo is my fatherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz