Rozdział 12

346 28 0
                                    

-.Budzimy się.
-Luke, błagam. Daj mi spokój.
-.Nie ma tak łatwo. Jest 9 .Masz czas do 10 i widzę cię na dole .
-.Przecież ja się nie obudzę do 10 ..
-.No cóż. Wtedy użyje trochę drastyczniejszych środków. Jak wolisz. Odsłonię ci okno.
- Proszę nie... - momentalnie zasłoniłam dłonią oczy i obróciłam się twarzą w stronę poduszki. Nienawidzę cię Luke. Wymamrotałam ledwo słyszalnie do jaśka.

Zeszłam równo o 10 do kuchni i usiadłam przy wyspie kuchennej. Stukałam moimi krótkimi paznokciami w blat już od 5 minut a Luke jeszcze się nie zjawił. Każe mi wstawać o 10 a sam się spóźnia.
-.Hej, już jestem.
-.Spałeś. A mi kazałeś wstać. -wskazałam palcem na jego poczochrane włosy.
-.Spałem. No ale jestem. Możemy ruszać.
-.Włosy. Pierw uczesz je czy postaw na żel bo wyglądasz jak menel. Ten lekki zarost też mógłbyś ogarnąć. W obozie jakoś dbasz o to.
- A wiesz, w obozie to inna sprawa. Wiesz, dziewczyny od Afrodyty i te sprawy no. - mówił bawiąc się palcami.
- Dobra, fajnie ale idź. -powiedziałam szorstko. Może nawet za bardzo. Dlaczego wszyscy latają za tymi od Afrodytki? Mają więcej tapety niż ja na ścianie ,więc o co chodzi? Ich na serio to jara ?
-Jestem . Możemy iść.
- Kolczyk. - wskazałam głową na czarne kółeczko leżące na blacie.
-A tak dzięki. - wziął do rąk kolczyk i założył go na dolną warge. -Teraz możemy isc ?
- Ta. Chodźmy.

I z tym momentem wolność uległa całkowitej destrukcji. Przed nami widniały już zielone i pełne życia rośliny . Pogoda która tym razem zawitała do obozu była cudowna. Słońce parzyło a cały obóz zleciał się nad jezioro aby chociaż trochę się ochłodzić. Bluza którą miałam na sobie poleciała na tylne siedzenia jeep'a a na moim nosie już spoczywały czarne ray ban'y. Nie byłam odpowiednio ubrana jak na 37 stopni celsjusza. Mój ubiór stanowiła czarna koszulka z logiem Three Days Grace tego samego koloru spodnie z dużą dziurą na kolanie i czarne trampki. Czyli cała na czarno. Właśnie wjechaliśmy na teren obozu. Cóż mogę powiedzieć. Nikt nie zorganizował imprezy powitalnej, nikt nas nie przywitał a główny plac który był oblegany przez nastolatków i dzieci świecił pustkami. No może nie całkowicie. My tam staliśmy. Ruszyłam przed siebie, w stronę mojego domku a za mną Luke. Niech idze lepiej oglądać te swoje córeczki afrodytki.
- Jak chcesz to idź na plażę.
- A ty?
- Co ja? Ja nie idę, nie mam zamiaru.
- Byś się schłodziła.
- Nie. Mam ci przypomnieć, że boję się wody?
- Jak można bać się wody ? Wody? Serio?
- Powiedział syn Posejdona. Tak wody. Serio. Jak widzisz można. Nie każdy jest na to odporny.

Jak tu gorąco.. - lubię mówić sama do siebie. Bynajmniej z nikim się nie kłócę. W domku jest serio gorąco. Tatuś mógłby sobie oszczędzić tego słońca. Trochę za mocno przygrzewa. Do domku wpadła cała zgraja rodzeństwa.
-Nie gorąco ci czasem?
- Trochę. Przyzwyczaiłam się. -wzruszyłam ramionami i po chwili na mojej twarzy leżał mokry ręcznik Will'a. Zdjęłam go z siebie i odrzuciłam.
-Przynajmniej się ochłodziłaś.
- To ty mnie swoim ręcznikiem ochłodziłeś Will.
- No tak. Wieczorem ognisko na plaży .Jesteś ze mną w organizacjach. Bądź gotowa na 18 . Jasne?
-.Jasne. Ale... Dlaczego Ja?
- Wydajesz się najbardziej porządna.
-.Tak jasne. Ja pożądna . Nie chcesz widzieć mojego pokoju.
-.Tak, nie chcę . Chodzi mi pod względem dojrzałości. Bo sorry. Oni? Ciągnę leją się na poduszki. Dołączyła byś ?
-Szczerze ? To nie.
-No więc właśnie.

Już od 30 minut latam, nie dosłownie, w przenośni od lasu do plaży z plaży do lasu i tak dalej. Ciągle jest czego za mało. Jak nie drewna to kamieni. A to mam przyciągnąć kłodę bo gdzieś usiąść trzeba. Przynieś to przynieś tamto a Will nawet dupy z piasku nie ruszy. - STOP. Ja sama robić tego nie będę. Rusz się Will.
- Ale.. ale mi się tu fajnie siedzi.
- Gówno mnie to obchodzi wiesz? Już zapierniczaj do lasu. Potem do kuchni po jedzenie ,przynieś je tu i znowu do lasu. Takie życie Will. - wzruszyłam ramionami i opadłam na ciepły piasek. Mój starszy brat pobiegł wprost w gąszcz lasu po to co go prosiłam. Koleś teraz nie będzie miał łatwo.
- A ty czemu nić nie robisz? - Luke.
-.Jak nic nie robie? Dopiero co usiadłam bo ciągle latałam od miejsca do miejsca a ten idiota siedział na tyłku.
- Dobra, nieważne. Wiesz może kto będzie na tym ognisku?
- Nie - pokręciłam przecząco głową - Raczej ludzie z domków. Od hypnosa raczej nie mamy co liczyć bo śpią. Hades raczej będzie,Zeus niewiadomo, Apollo no ba! , Posejdon czyli ty i Percy musicie być w razie co, Hera, Hera nie ma dzieci... a z resztą dużo nas będzie. Żadnych bogów nie zapraszaliśmy.
- Oni sami sobie przyjdą. Nie potrzebują zaproszenia.
- Niech to szlag. Muszę przygotować w takim razie im coś do siedzenia ?
- Sam to zrobie. Odpoczywaj.

- No nie.
- Co się stało?
- Apollo się stał.
-Jest tu?
- Nie no co ty!
- To o co chodzi?
- To był sarkazm cwelu!
- Aaa oo ej idziemy?
- Nie mam zamiaru. - założyłam ręce na piersi i stałam tak wpatrując się w Apolla który jest 18 latkiem! Ja mam 16 a mój tata 18 ? O co chodzi? Jestem pewna, że mnie zauważył . Patrzył się na mnie tak jak ja na niego. W ostatnim momencie gdy podnosił się z miejsca odwróciłam się na pięcie i pomaszerowałan w stronę mojego małego azylu zwanego także pomostem. Zdjęłam sandały i zamoczyłam nogi w wodzie. Po moim ciele przebiegł nieprzyjemny dreszcz spowodowany lękiem przed wodą.
- Ty i woda? Coś nowego, nie sądzisz Thalio? - Odwróciłam głowę i spojrzałam na mojego rozmówcę .
- Czego chcesz i skąd wiesz że boję się wody? - Chcę poznać swoją córkę czy to coś złego? Wiem o tobie wszystko. Nie zapomnij, że jestem twoim ojcem. - mówił to wszystko z takim stoickim spokojem, że mnie rozsadzało od środka . Nienawidzę go.
- Jesteś moim ojcem? HA! Takim ojcem, że zostawiłeś moją mamę i mnie ! Nie sądzisz ,że to jest nieodpowiedzialne? W ogóle ile ty masz lat? 18 ? 19 ?
- O wiele więcej niż myślisz. Mimo mojego nastoletniego wyglądu jestem starszy od ciebie o wiele lat .
- I co myślisz ,że będę zwracać się do ciebie tato ? Nie. Nie mam zamiaru. - zaraz nie wytrzymam i coś mu zrobię. Niech mnie ktoś przytrzyma.
- Spokojnie Thalia. - Luke znalazł się przy mnie jak na zawołanie. Dziękuję mu za to że przyszedł i mnie teraz trzyma.
- Niedługo się zobaczymy córko.

Dziś przeszłam samą siebie! 1154 słowa! Yeah Bitches! Przepraszam jestem szczęśliwa bo nad tym rozdziałem pracowałam 2 dni. Każdą wolną chwilę poświęcałam na ten Rozdział. A Teraz pytanie:
Chcecie takie długie rozdziały tylko że rzadziej. Tzn. Raz na tydzień dwa na tydzień? Czy krótsze kilka razy?

Liczę na gwiazdki i komentarze :3

Apollo is my fatherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz