Rozdział 8

331 12 28
                                    

Obudziłam się i poszłam do kuchni coś zjeść. W kuchni zastałam Clinta i Natashe rozmawiających ze sobą.

- Młoda! W końcu wyszłaś z nory! - uśmiechnął się Barton.

- Hej. - wyciągałam serek z lodówki.

- Wszystko okej? Nie widzieliśmy cię przez 2 dni. - odezwała się Natasha.

- Tak, pracowałam.

- Pokażesz? - powiedział rozbawiony Clint.

- Nie sądzę.

- Przepraszam muszę odebrać. - Odebrała telefon i odeszła dalej.

- Gdzie jest reszta? - zapytałam

- Zostali wezwani. Dobrze, że nas nie potrzebują.

- Clint choć musimy się zbierać mamy wezwanie.

- Eh... wypaplałem. Na razie Eliza- wstał i poszedł wraz z Natashą.

Przeleżałam większość dnia na kanapie.
Gdy wybiła już 20 postanowiłam ruszyć na tych gości z bronią. Według wiadomości od JARVISA strzelali oni w lesie. Ubrałam nowy sprzęt na siebie i ruszyłam. Latanie było znakomite, gdy już doleciałam zobaczyłam tych ludzi, najwyraźniej chcieli sprzedać broń.

- O widzę, że wy też lubicie las. - mówiłam

- Znowu ty! Brać ją! - zakrzyknęli i zaczęła się walka.
Pokonałam wszystkich, lecz nagle z tyłu uderzył we mnie mężczyzna ubrany w skrzydła. Porwał mnie do góry i wtedy zaczął mówić:

- Udało ci się wyjść ostatnio i miałaś szansę odejść. Teraz jednak się ciebie pozbędę. - gdy kończył mówić uderzyłam go nogą, a ten pod wpływem bólu mnie puścił.

- Poprawka to ja ciebie się pozbędę - Mówiłam to pewnie.

- Zobaczymy.

Zaczęła się walka na tle księżyca.
Udało mi się go chwycić i z całą mocą uderzyłam nim w ziemię przejechałam nim po ziemi parę metrów. On nie czekając chwili cudem wstał, nagle nadjechał van skąd wyszli inni uzbrojeni faceci. Skrzydlaty w tym czasie zdążył uciec.
Zaczęli we mnie szczelać ja nie myśląc długo przecięłam ich vana na pół, a przy okazji też parę osób. Jednak oberwałam z ich dziwnych broni i przyryłam w ziemię oddalając się przez to na parę metrów.
Gdy wstałam nagle, zrobił się wybuch spowodowany strzałem z rakiety. Gdy się obróciłam ujrzałam Iron Mana. Mężczyzna w zbroi wylądował tuż przy mnie:

- Co ty wyrabiasz?

- Jak widać próbuje ratować świat. Dobra posłuchaj oni mają potężne bronie, musisz mi pomóc ich pokonać.

- Ja nic nie muszę, za to ty - Tu dał rękę na mój bark i wskazał palcem na miasto. - Ty dałaś plamę i masz wracać skąd przyszłaś i nie pokazywać się więcej. - puścił mój bark i zaczął się szykować do startu. - Lepiej mnie posłuchaj, bo następnym razem nie będzie miło - odleciał.

Słysząc te zdania byłam zła, obolała i zmęczona. Postanowiłam jak najszybciej wrócić do wieży, tam poszłam do salonu położyć się na kanapie.
Po porządnym uderzeniu w ziemię bolała mnie ręką i miałam rozciętą dolną wargę.

- Jarvis, gdzie są Avengers aktualnie?

- Wszyscy Avengers są na spotkaniu - Odpowiedział elektroniczny lokajl.

Słysząc to włączyłam telewizor i co pierwsze się włączyło to wiadomości. Mówili o akcji w lesie, o tym jak to Iron Man powstrzymał zbirów.
Postanowiłam to przełączyć i pooglądać jakiś film, zasnęłam.

Obudził mnie dźwięk telefonu.

***

- Córciu jak się czujesz?

- Dobrze czemu pytasz? Coś się stało?

- Nie tylko chciałem się upewnić czy wszystko okej. Wieża dalej stoi? - Pytał się śmiejąc

- Jeszcze stoi. Gdzie jesteś? Widziałam w wiadomościach, że walczyłeś wczoraj z jakimiś zbirami.

- Tak. Jestem na ważnym spotkaniu, wrócę jutro. Przepraszam muszę już kończyć. Kocham cię. - Rozłączył się kończąc zdanie.

***

Z wiedzą że już nie zasnę wróciłam do swoich licznych przyjaciół, narzędzi.
Poprawie parę rzeczy w stroju, bo po ostatniej walce trochę się uszkodził. Moja inwencja twórcza oczywiście nie ograniczyła się tylko do naprawy, dodałam buty, dzięki którym mogę latać. Ostatnio brak tego spowodował nagłe spotkanie z ziemią...
Zrobiłam także nową maskę. Wykonana z żelaza na pewno ochroni moją czaszkę.

Po kilku godzinach pracy, zwróciłam uwagę na to czy nie jest to za słabe.
Pomyślałam chwilę i zdecydowałam, że strój musi być jeszcze mocniej powleczony cząsteczkami, które mnie ochronią. Muszę być na szykowana na wszystko.

Nie spałam 2 dni, strój sam w sobie był gotowy. Zamontowałam w rękawicach lasery i bardzo mocną wiązkę laserową jednorazowego użytku, która była w stanie przeciąć wszystko.

Stworzyłam nowy pistolet, który posiadał specjalne naboje. Wykonałam go tak aby wyglądał na typową dziecięcą zabawkę.
Nikt się nie pozna, że to prawdziwa broń. Naboje wykonałam z bardzo żrącego kwasu. Pozbyłam się przy tym jeden śrubokręt...

Wystrzelony pocisk zaczyna wyżerać rzeczy od środka, przez co powstaje dziura na wylot.
Zrobiłam oczywiście również mniej niebezpieczne naboje o składnikach, które uśpią na bardzo długi czas przeciwnika.
Abym mogła je rozpoznać i aby też się nie rzucały w oczy naboje żrące były koloru niebieskiego, a usypiające zielonego.

Wzięłam pistolet z niebieskimi nabojami i trafiłam w ścianę. Na ścianie pojawiła się dziura w kolorze naboju.

- Wow - mówiłam z podziwem dla siebie. - Dobra jestem.

Położyłam się na kanapie w pracowni i zasnęłam myśląc o tych złoczyńcach.


================

RIP
Śrubokręt

Nie zapomnę jak długo służyłeś

(*)

Symbiotyczna Relacja | AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz