Dojechaliśmy do Stark Tower, ostatniego miejsca na naszej liście.
Wchodząc do holu o dziwo nikogo nie zobaczyłam, były zupełne pustki, które występują tu bardzo rzadko. Szczególnie że nie było wcale późno, raptem 17. Tata wyglądał na stresującego się?- Tato czy ty się przypadkiem nie stresujesz? - zapytałam tatę wchodząc z nim do windy
- Co? Ja? Nie... Skąd taki pomysł...
- No chodzisz nie spokojnie. - Odpowiedziałam - Powiedz mi jeszcze czemu są tu takie pustki?
- Pustki? No bo dałem wszystkim dzisiaj wolne.
- Ale czemu?
- A tak jakoś, nie tylko my mamy takie wspólne dni przecież, więc postanowiłem też dać taką możliwość innym - mówił
- Miło z twojej strony, ale to też nie typowe do ciebie...
Winda otworzyła się, a ja wyszłam za tatą.
Tata przeszukiwał szuflady w swoim biurze, kiedy ja tymczasem siedziałam podziwiając uroki miasta.
W pewnej chwili odezwał się do mnie głos taty:- Elizabeth idź tylko do salonu zobacz tam czy nie ma takiej czerwonej teczki z logiem "Stark Industries"
- Okej już idę - I wyszłam z biura kierując się w kierunku salonu.
Gdy byłam już za rogiem pomieszczenia usłyszałam w pewnej chwili jakiś odgłos trzaskającego się szkła. Zaniepokojona wyciągnęłam z torebki, zawsze posiadający przy sobie wynalazek, który rozkładał się w naładowany wiązkami elektrycznymi kij i ostrożnie weszłam do salonu.
Powaliłam jakiegoś faceta jednym uderzeniem na ziemie.
Mężczyzna zająknął i w tym samym czasie reszta ludzi która z nim była skoczyła na mnie by odebrać mi broń. Prądem potraktowałam jeszcze czerwono włosą kobietę.
Mój kijek został mi wyrwany, a gościu chwycił mnie od tyłu za szyję.- No czyli widzę poznaliście się już - Pojawił się w przejściu śmiejący się Stark - Clint puść ją. Kapitan? Nie wierze. HAHA
Facet puścił mnie, a Tony wyciągnął telefon i zrobił zdjęcie pierwszemu powalonemu.
- Zrobię mu z tego życzenia świąteczne! - schował telefon i poklepał leżącego.
- Tony kto to jest? - mówił nieznajomy podnoszący z ziemi kobietę.
- Przedstawiam wam właśnie swoją córkę, Elizabeth. To właśnie z nią mieliście się spotkać - Mówił chwytając mnie za ramie.
Nastało kilkusekundowe milczenie, w którym rozpoznałam ich wszystkich...
- Co?! To ty masz córkę? Czemu nam wcześniej nie powiedziałeś?
- Ochrona jej jest najważniejsza.
Mężczyzna powalony jako pierwszy przeze mnie, wyciągnął do mnie rękę mówiąc:
- Miło nam cię poznać, jestem Steve Rogers - odpowiedziałam na jego gest z lekkim uśmiechem.
- Elizabeth Stark - odpowiedziałam
W tym momencie reszta podeszła do mnie przedstawiając mi się.
Było mi cholernie głupio, że nie poznałam ich na początku. Wyglądają inaczej niż w telewizji, Rogers wydaje się wyższy niż w telewizji...- Głupio mi, że zaatakowałam was bez powodu, przepraszam.
Avengers poczęli się śmiać, a w szczególności Tony.
- Spokojnie nic nie szkodzi, głupio to powinno być nam że udało ci się nas powalić. Gratulacje - Powiedziała Natasha.
Wszyscy postanowiliśmy usiąść na kanapie i kontynuować rozmowę.
- Tak się przyglądam i wyglądacie normalnie jak dwie krople wody, Old Stark i Younger Stark. -- Stwierdził Hawkeye.
- Ej w ogóle my mamy jeszcze tort na szykowany na nasze spotkanie - powiedziała Natasha idąc do kuchni. - Robiliśmy go sami, więc mam nadzieje że będzie dobry!
Tort był dosyć ładny wokoło siebie, na ściankach był pokryty wiórkami mlecznej i waniliowej czekolady, a na samej górze tortu ozdobiony był cukrowymi różyczkami. Smak tortu był przepyszny, widać że włożono w niego całe serce. Jednogłośnie stwierdziliśmy że tort smakował zarąbiście.
Gdy na niebie księżyc zastąpił słońce poszłam z Natashą na taras, aby się przewietrzyć.
- Powiedz szczerze, czy Tony jest jest dobrym ojcem?
- Czemu miałby nim nie być?
- Jest sarkastyczny i bardzo ale to bardzo zapatrzony we własny czubek nosa. Wymaga od wszystkich takiej gotowości i podporządkowania. Na pierwszy rzut oka nie wygląda na materiał na ojca.
Z tatą często razem pracujemy do późna, pomagam mu też czasami w planach strategicznych przy jego misjach.
- Znam go już tyle lat że jego wady nie przeszkadzają mi. Przyzwyczaiłam się że to jego nieodłączne cechy. - wpatrywałam się w krajobraz Nowego Jorku. - Jedynym problemem jest to, że nie ma czasu...
- Rozumiem. - szturchnęła mnie barkiem o bark - Musze wiedzieć kto ci zrobił tę broń którą nas zaatakowałaś, Tony? - zapytała z ogromną ciekawością
- Nie, sama ją zrobiłam.
- Jak ci się ona zmieściła w torebce - zapytała.
Pytanie było na pozór dobre bo torebka, którą miałam była wielkości aby tylko telefon w niej się mógł zmieścić.
- To proste, nanotechnologia - odpowiedziałam - To na razie prototyp czegoś większego.
- Fajny bajer i super zapowiedź.
Wtem przyszedł do nas Steve, Natasha odeszła od nas i zostawiła nas samych.
- Pierwszy raz w życiu doznałem takiego spotkania. - odezwał się pierwszy.
- Tak, było bardzo nie zwykłe... nie chciałam. Serio.
- Oj tam nic się nie stało. Silna jesteś, gdzieś ćwiczyłaś?
- Tak, ćwiczyłam karate i użycie broni białej jak i palnej pod nadzorem jednych z najlepszych. Pamiętam że gdy zaczynałam i padałam ciągle na glebę tata zabierał mnie zawsze po zajęciach na cheesburgery. - Zaśmiałam się cicho.
- No, no ładnie. Widzę że obronisz dasz radę się sama - uśmiechnął się. - Ale czy dasz radę mnie pokonać znowu?
- To wyzwanie?
- Ujął bym to jako propozycja.
- Zobaczymy.
Postanowiliśmy wrócić do towarzystwa, które świetnie się bawiło.
CZYTASZ
Symbiotyczna Relacja | Avengers
FanfictionCórka geniusza, miliarera, playboya i filantropa. Czy Elizabeth spotka miłość swojego życia? A może stanie się coś co zupełnie zmieni jej życie?