Rozdział 40

117 4 0
                                    

Piłam Asgarckie piwo mimo wyraźnej niezgody Thora - przyznaje że był to drobny błąd. Bolała mnie nieznacznie głowa i mój wygląd był okropny, ale to nie wielka cena za to jak utarłam nosa brodatemu grubasowi, który stwierdził że ziemianie są beznadziejni. Jestem ziemianinką, więc nie mogłam dać się obrażać. Wygrałam, a to najważniejsze.

- Wyglądasz jak trup. - skomentował Thor.

- Trupy wyglądają znacznie gorzej. Wiem, co mówię.

- Przy Bifrosie zobaczysz się jeszcze z Odynem i Friggą.

Tak też było, ale Odyn nie zrobił tego co oczekiwałam, tylko wziął mnie na osobność i zaczął rozprawiać o moich mocach. 

- Z tym nie ma żartów. Musisz uważać bo gdy dowiedzą się o tobie nieodpowiedni ludzie będziesz w niebezpieczeństwie. A przede wszystkim musisz panować nad emocjami, wiem że teraz będzie ci z tym ciężko, ale na szali jest życie miliardów mieszkańców twojej planety. 

To było pożegnanie Wielkiego i nieposkromionego Odyna. Jego żona natomiast uściskała mnie i wyszeptała mi do ucha bym pilnowała jego syna. Jakby Thor potrzebował niańki. Podziękowałam jej, wiedziałam że to była złota kobieta, ale jej mąż coś ukrywał...
A może się mylę? Raczej nie. Rzadko to robię.

***

Ziemia, Nowy York. To tu mam stawić czoła z Avengersami, ale nie mam ich zabijać tylko... wrócić do nich? I udawać jak dyby nigdy nic? Pominąć fakt że chciałam ich zrównać z ziemią?

- Lepiej żebym tam nie szła. - stanęłam na chodniku pełnym ludzi.

- Dlaczego? - spojrzał na mnie zdziwiony i również przystanął.

- Przecież ja ich prawie zabiłam - pokazałam ręką na wieże - Myślisz że tak po prostu mnie przywitają z uśmiechem?! 

- Nie ty jedna i nie ty ostatnia chciałaś ich zabić. Zapominasz, że to oni są twoją rodziną, oni cię kochali i kochają nadal, jeśli by tak nie było Natasha nie siedziałaby nocami nad komputerami, Rogers nie jeździłby po mieście, Tony by nie zainstalował kamer śledczych i nowej satelity. Oni cię kochają, Elizabeth i nic to nie zmieni.

- Ale ja nie wiem czy kocham ich. Nie wiem czy ich nie zaatakuje... 

Nie powiedział nic, tylko mnie objął. Wiedział, że potrzebuje trochę czasu. 

W końcu się od siebie oderwaliśmy i weszliśmy do windy wieży. Nigdy nie czułam takiego stresu. Nawet podczas misji od której zależał mój stan zdrowia.
Usłyszałam charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi windy - byliśmy już na właściwym piętrze. 

~ Przestań się trząść, jak galareta ~ spojrzałam na swoje dłonie po uwadze Venoma. Rzeczywiście drżały, ale nie z zimna. ~

Weszłam za Thorem do salonu. Nikogo nie było, blondyn wykrzyczał imiona Avengersów, ale nikt nie odpowiedział.

- Wszyscy Avengersi znajdują się w skrzydle medycznym.

Spojrzałam na Thora, a on na mnie. Widziałam jak jego oczy wyrażały zmartwienie i niepokój.

- Co się stało? - spytałam.

- Witam Panno Stark, miło że pani wróciła. - zaczął - Ze względu na blokadę i powiązania nie mogę ujawnić informacji. Zalecam pójście na miejsce.

- Robisz sobie żarty?

- Nie, panienko. Nie mogę żartować.

- Chodźmy w takim razie, Milejdi. - Thor zabrał mnie za ramię.

Symbiotyczna Relacja | AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz