Rozdział 25

165 10 0
                                    

Siedziałam tu wystarczająco długo, by zacząć z kimś rozmawiać. Zaczęłam sklejać konwersacje z swoim ochroniarzem. Tak, ochroniarzem. Brock nie jest gołosłowny i wykonuje to co mówi.

Moim bodyguardem został Bucky, widziałam go już pierwszego dnia. Mężczyzna z metalową ręką, długimi brązowymi włosami i maską. Mało się odzywa, ale jest świetnym słuchaczem. Może przez to że jest agentem? Nie każdy w końcu agent jest rozmowny jak na przykład Clint. 

W każdym bądź razie Aleksiej Pavlov - bo jak się okazuje tak nazywa się ta menda, która odważyła mnie pociągnąć za włosy - nie zbliżył się do mnie nawet na krok. Boi się i dobrze, ponad to zarobił w twarz. Chodzi z wielką śliwą pod okiem, ciekawe od kogo dostał.  

Mój pobyt tutaj składa się w głównej mierze z ćwiczeń. Ciężkich ćwiczeń. Katują mnie nimi cały dzień, bez przerw. Czuje jakbym wstąpiła do wojska. Moje zajęcia dzielą się na dwie części - pierwsza składa się z walki wręcz i ćwiczeń wytrzymałościowych, natomiast druga składa się z baletu, ćwiczeń na giętkość i treningu z bronią. 

W życiu nie wiedziałam że mogę się tak wyginać.

Może nie czułam nie pokoju z strony otaczających mnie ludzi, ale do cholery oni mnie porwali! Myślę cały czas czy jak się komuś postawię to nie oberwę kulką prosto między oczy. Praktycznie każdy ma tu jakąś broń, jedni zwykłe pistolety inni karabiny, a kolejni noże. 

Myślałam nad ucieczką rzecz jasna, ale to jest pieprzona forteca. Przy niemal każdych drzwiach są agenci, okna w łazienkach są zablokowane kratami. Jedyne co mi zostaje to czekać aż ktoś mnie znajdzie.

Czuję że nawet jedzenie zostaje mi stopniowo odbierane, jem same sałatki i może nie było by to złe ale to tylko dwa posiłki dziennie, a sałatki jest raptem garstka. Tęsknie za moim cheeseburgerem...

- Słyszałaś kiedyś o mocy której człowiek nawet nie jest w stanie sobie wyobrazić? - usłyszałam głos Brock'a przede mną. Szliśmy właśnie we dwójkę przez długie korytarze. - Przedmiotowi dzięki któremu można zawładnąć kimkolwiek się chce?

- Nie. - na prawdę to tak. Berło Loki'ego.

- Chcesz zobaczyć?

- Tak. - jeśli nadarza się taka okazja to trzeba korzystać.

Resztę drogi szliśmy w milczeniu. Brock otworzył mi drzwi przez które weszłam, on jednak nie wszedł za mną. Zatrzasnął je. 

- Brock! Nie rób sobie żartów! Wypuść mnie! - krzyknęłam uderzając w żelazne drzwi.

Zrozumiałam że to bez sensu i oparłam głowę o drzwi. Odwróciłam się i rozejrzałam po pomieszczeniu. Był obskurny, ściany zrobione były z kamienia a na ziemi wykonana została z podświetlonego żelaza ścieżka, a tuż obok niej stolik. Tutaj było ciemniej niż w innych pomieszczeniach których byłam, największe światło emitowała właśnie ta podświetlona na niebiesko ścieżka. Przeszłam dalej a kolejne drzwi się za mną zamknęły. 

Wdech i wydech. Co mnie tu może spotkać?

Na stoliku rzuciła mi się w oczy broń którą już wcześniej widziałam. Berło Lokiego. Jak tu się mogło znaleźć przecież zabezpieczyła ją Tarcza. 

- Proszę się przedstawić. - głos wyszedł zapewne z jakiegoś głośnika.

- Elizabeth Stark. - odparłam nie mogąc odwrócić wzroku od berła - Ta która was zniszczy jeśli mnie nie wypuścicie w tej chwili. - dodałam rozglądając się.

Usłyszałam jedynie ohydny rechot. 

Czułam jak przedmiot którym Clint był zamroczony mnie wzywa. Stałam jednak w miejscu czekając aż ktoś z drugiej strony coś powie. Świecący punkt zaczynał się trzęś, a ja przejechałam dłonią po twarzy.

Może to wina nie doboru snu albo jedzenia. A może podali mi jakiś narkotyk? Albo po prostu zwariowałam.

- Podejdź do próbki. 

Podeszłam zaledwie krok, a kamień w środku trząsł się bardziej. Jakby wzywał mnie, a ja jego. Zwariowane.

Ku mojemu zdziwieniu kamień opuścił złotą broń i wysunął się lewitując przede mnie. Wpatrywałam się w niego z lekkim poczuciem nie pokoju i ciekawości. Niebieski przedmiot zaczął się do mnie zbliżać, był na wysokości mojego wzroku i stanął w odległości nie całego metra.

Był piękny, a niebieska powłoka przypominała mi obraz wszech świata. Powoli wysunęłam rękę by go dotknąć. Nim go ujęłam w dłoń kamień pokazał mi swoje drugie oblicze. To co widziałam najpierw - niebieską skorupę to była tylko warstwa. W środku znalazł się minerał, który emanował silnym i oślepiającym żółtym światłem. 

Niespodziewanie kamień się rozszczepił, co skutkowało małą implozją. Jednak nie taką jak granat lub RPG tylko falą ciepłego wiatru, który nie przestawał wiać. 

Zwróciłam wzrok znów na jaśniejący punkt po czym upadłam z pojawiającą się wokół mnie ciemnością. 



Symbiotyczna Relacja | AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz