Rozdział 45

104 6 0
                                    

Myślę, że Natasha wstawiła się za mną w grupie. Skąd ten pomysł? Bo właśnie za zgodą Avengersów włamuje się do baz danych, które umożliwią mi sprawdzenie wszystkich usuniętych wiadomości, rozmów i zdjęć z telefonu Potts. Krótko ujmując szukam wszystkiego, co pomoże mi udupić Pepper.

To co przedtem wydawało mi się idealnymi dowodami, im nie wystarczyło, więc szukam kolejnych.

Sprawa ośmiu ciał została zakopana pod dywan, wszystko zostało wyczyszczone i żadna osoba trzecia nigdy się o tym nie dowie.

Znalazłam SMSy sprzed trzech miesięcy informujące, że paczki z firmy Starka zostały dostarczone do sierocińca. Brzmi jak cudowny gest własnej woli, ale waga paczek nie wskazywała wcale, że mogą być tam zabawki, a raczej coś zupełnie innego. Fakt ten bardzo mnie zaciekawił. Kolejny SMS z tego samego numeru i o dokładnie takiej samej treści co poprzednie był wysłany dwa tygodnie temu.

- Nat, chyba mam trop. - przekazałam do komunikatora. - Jedziemy do sierocińca, przygotuj się.

- Czekam przy aucie.

Wstałam z krzesła zabierając kawę i ściągając z oparcia krzesła swoją skórzaną kurtkę. Zjechałam na parking i wsiadłam do mercedesa Natashy. Wbiłam adres naszego celu do nawigacji.

- Opowiem ci wszystko po drodze. - zagaiłam do odpalającej wóz Natashy.

Natasha wyłączyła silnik samochodu tuż przed ogromnym, ceglanym budynku. Wysiadłyśmy. Widziałam jak niektóre dzieci bawią się wspólnie na placu zabaw, inne zaś gonią siebie nawzajem.

- Mamy dostać się do informacji z przesyłkami, tak?

- I przycisnąć główną zarządzającą. - dodałam.

Natasha pokiwała głową i ruszyła do wysokich, ciemno drewnianych drzwi. Rudowłosa miała niebieskie jeansy i białą koszulkę, a na nią zarzuconą zwiewną, czarną koszule. Ja byłam ubrana cała na czarno, jakbym kogoś opłakiwała.

Weszłyśmy do recepcji i tam perswazyjnie załatwiłyśmy sobie odpowiedzi na nasze pytania, blondynka nie była w stanie niestety odpowiedzieć na wszystkie, ale tyle wystarczyło, by wiedzieć, że sierociniec owszem dostał nowe wyposażenie, ale nie tak duże jak zostało to opisane. Gdy poprosiłyśmy grzecznie o spotkanie z główną zarządzającą - Esmeraldą Pristone, jasno włosa odpowiedziała, że ma wolne już od dwóch tygodni.

Przypadek? Niesądzę.

Wróciłyśmy do samochodu, wiedziałyśmy, że musi być coś zawarte na temat pakunku w gabinecie szefowej. Dlatego zostałyśmy na obserwacji i w nocy wkradłam się do środka pod okiem Natashy. Była na zewnątrz i miała na wszystko oko, nadzorowała moją małą misje.

- Znalazłam w aktach dowód, że zabawki to była tylko niewielka część, którą tutaj dostarczono. Reszta zaopatrzenia została gdzieś wysłana, ale nie pisze gdzie. - poinformowałam przez komunikator. - Pristone będzie wiedzieć co się z nią stało.

- Elizabeth, uważaj ktoś wszedł do sierocińca i kieruje się do biura. Zmywaj się stamtąd. Słyszysz?

- Tak, już idę.

Wyszłam tak, jak weszłam, czyli przez okno. Dzięki Venomowi złapałam ścianę i przyczaiłam się. Może usłyszę coś przydatnego.

Jedyne co słyszałam to intensywne przeszukiwanie szafek i ciche, damskie klnięcie pod nosem. Kobieta musiała nie znaleźć tego co chciała, bo wyszła w pośpiechu, zostawiając bałagan.

- Pojedziemy za tym samochodem. - odparłam, gdy usiadłam na miejscu pasażera.

Kobieta spieszyła się niemiłosiernie. Przejechała przez część miasta po czym wjechała do podziemnego parkingu.

- Chodź, złożymy jej miłą wizytę.

Znalazłyśmy jej mieszkanie, zapukałyśmy, otworzyła nam krótkowłosa szatynka. Kobieta stwierdziła, że nie ma teraz na nas czasu. Nim zdążyła zamknąć drzwi w szparę wsadziłam stopę nie umożliwiając jej ich zamknięcie.

Pokazałam jej akta, które miałam w ręce. Kobieta spojrzała na nie przez szparę ze szeroko otwartymi oczami.

- Nadal nie masz czasu? - spytała Natasha.

Esmeralda otworzyła drzwi i zaprosiła nas do środka.

- Co było w tych paczkach? - spytała Nat, po krótkiej i nic nie znaczącej rozmowie.

- Nie wiem co w nich teraz przewożą. Od pewnego incydentu nie otworzyłam ich ani razu dopóki nie zabierali części paczek jacyś mężczyźni w czarnych, jak smoła garniturach i przeciwsłonecznych okularach.

- O jakim incydencie mowa?

- Ale obiecujcie, że nie puścicie pary z ust, bo zabiją moją rodzinę... - Prinstone wyglądała na załamaną.

- Ta rozmowa zostanie między nami. - zapewniłam ją.

- Pewnego dnia faceci w garniturach nie przyjechali od razu. Wtedy, już świętej pamięci, Katrina, jedna z pracownic sierocińca zajrzała do każdego z pudełek.

Zrobiła przerwę w opowiadaniu. Wzięła chusteczkę i wytarła sobie mokre oczy. Nabrała parę oddechów i znów zaczęła opowieść.

- Pamiętam, jak przybiegła do mojego biura, cała przerażona. Powiedziała, że w części pudełek jest broń, prawdziwa broń. Poszłam za nią je zobaczyć, miała rację, były bronie, granaty, bomby... - zatrzymała się. - Gdy sięgnęłam po jeden z wielu karabinów Katrina została niespodziewanie zastrzelona w głowę przez tych elegancko ubranych mężczyzn, którzy dopiero co przyjechali. Kazali mi milczeć i zapłacili mi dużą kwotę, jakby pieniądze były w stanie zamazać obraz tego brutalnego czynu. Powiedzieli, że gdy puszcze parę z ust to znajdą mnie i moją rodzinę, wtedy spotka ich śmierć na moich oczach, w największych męczarniach... 

- Po co ci były te akta?

- Kazali mi je zniszczyć, nie podali szczegółów.

- Wiesz, gdzie mogą znajdować się ci ludzie? - kolejny raz spytała Nat.

- Nie mam pojęcia, ale zawsze, gdy zabierają paczki jadą na zachód.

Myśląc, gdzie by mogli je wywieźć, przed oczyma ukazała mi się odpowiedź. Już wiem, gdzie. Na zachodzie znajduje się jedna z łączonych baz Hydry i Red Room. To właśnie tam dochodzi do wymian i handlu między organizacjami.

 - Zajmiemy się nimi. Już tobie i twojej rodzinie nie zagrożą. - oświadczyłam i skierowałam się do wyjścia.

Natsha po chwili w końcu mnie dogoniła.

- Okolice Rampo Lake. To tam. - Zakomunikowałam i wsiadłam do samochodu na miejsce kierowcy.

- Skąd to wiesz? - usiadła jako pasażer.

- Byłam tam. Nie pamiętam po co, ale na zachodzie w NY jest tylko jedna baza, bardzo ważna dla obu stron. - odpaliłam silnik i spojrzałam na siedzącą Nat. - Dochodzi tam do handlu. Dreykov nie zabiera ludzi do swoich prywatnych schronień, więc jest duże prawdopodobieństwo, że właśnie tam jest Deykov i Potts.

- Zwołajmy Avengersów, niech nam pomogą.

- To przypadek, w który więcej znaczy gorzej. Załatwimy to same. 

Wcisnęłam gaz i z piskiem opon wyjechałam. Oby nam się poszczęściło i byli tam oboje.

---------
Pozdrawiam <33

Symbiotyczna Relacja | AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz