Nowy dom wcale nie był taki zły. Był świetny. Tony i ja dużo czasu spędzaliśmy razem, mimo wielkości rezydencji, ale nawet, gdy byliśmy nierozłączni nie przeszkadzało to mi w dopięciu mojej misji - Zniszczenie wszystkich baz Hydry. Myślałam nad tym pomysłem bardzo długo i stwierdziłam, że jest genialny.
Przekupiłam, niektórych ludzi należących do organizacji, by podłożyli bomby w bazach. Nudziły mi się wyprawy do każdej bazy osobiście, więc sobie to ułatwiłam. W całej Ameryce wybuchną w jednym czasie ładunki, które pozbędą się mojego problemu raz na zawsze.
Amerykanie wezmą to prawdopodobnie za atak bombowy. Ale czy to ważne?
Godzina zero wybuchnie dzisiaj o północy, jednak przed tym cudem muszę zrobić kilka typowo ludzkich rzeczy.
- Wybaczyłaś Wandzie, co jest na prawdę dużym krokiem w naszej terapii. - Powiedziała do mnie moja terapeutka. - Zrobiłaś ogromne postępy w ciągu miesiąca. Przyznałaś, że zależy ci na ludziach, z którymi mieszkałaś. Tylko pomijasz jeden temat.
Pomijam dużo tematów, musisz się sprecyzować. - dodałam w duchu.
- Co się stało między tobą, a Thorem? - Wyjaśniła.
- W sumie to nic. Zostawiłam go samego pośrodku lasu.
- Dlaczego?
Spuściłam głowę nie wiedząc co jej powiedzieć. Siedziałam na tej cholernej kanapie, jak na skazaniu.
- Co powiedział, że postanowiłaś go zostawić?
- Wyznał mi miłość. - Spojrzała na mnie dając znak bym rozwinęła wypowiedź. - A ja spanikowałam i uciekłam. Jak mówiłam to nic.
- Mężczyzna wyznający miłość to nic? - Spytała retorycznie. - Upłynęło trochę czasu, gdyby stał teraz przed tobą co byś mu odpowiedziała?
- Że zasługuje na kogoś lepszego. - Spojrzałam w jej oczy, a później w okno. - Że zrobię wszystko by stać się kimś lepszym mimo iż to cholernie trudne.
- Ty go kochasz. - Oznajmiła z przekonaniem. - Myślę, że nie jest za późno by powiedzieć mu to w twarz.
- Szkoda tylko, że jest na innej planecie. - Prychnęłam.
- Jeśli kocha to wróci. - Rozebrzmiał dzwonek kończący moją dzisiejszą terapię. - Wybacz, musimy kończyć na dziś. Widzimy się w przyszłym tygodniu.
Jeśli kocha... A co jak już przestał?
Przejechałam całą drogę do nowej bazy Avengers, zastanawiając się nad tymi słowami. Przed wejściem do budynku przybrałam lekki uśmiech i udałam się na sale treningową. Czekali tam na mnie Wanda, Vision, Falcon i Kapitan, który będzie nadzorował nasz trening.
Ćwiczyliśmy w holograficznej sali, która odtwarzała postacie i ich indywidualne umiejętności walki w odpowiednio zaprogramowanym miejscu na świecie. Nie szło mi tak dobrze, jak zazwyczaj. Czułam, że byłam w innym świecie.
Ćwiczenia zostały przerwane przez mojego ojca.
- Elizabeth, muszę z tobą porozmawiać - powiedział Stark, poważnym tonem.
Zamarłam na moment, zastanawiając się, co jest powodem jego niespodziewanej wizyty. Czy mogło coś poważnego się wydarzyć? Powstrzymałam się od zadawania pytań i czekałam, aż ojciec zacznie mówić.
- Otrzymałem informację, że planujesz zniszczyć bazy Hydry - powiedział powoli. - Czy to prawda?
Ogarnęła mnie panika. Jak mógł o tym wiedzieć? Zawahałam się przez chwilę, zastanawiając się, czy powinnam mu powiedzieć prawdę, czy też zaprzeczyć.
CZYTASZ
Symbiotyczna Relacja | Avengers
FanfictionCórka geniusza, miliarera, playboya i filantropa. Czy Elizabeth spotka miłość swojego życia? A może stanie się coś co zupełnie zmieni jej życie?