Poranna kąpiel w bąbelkach. Marzenie. Moje mięśnie odpoczęły, w końcu.
- Panno Stark, jeden z samolotów został zniszczony podczas przelotu do bazy.
- Akurat teraz? - westchnęłam i zaczęłam się wycierać w ręcznik.
W jeszcze mokrych włosach doleciałam do wyznaczonego celu, a tam spotkałam znowu skrzydlatego wroga.
- Czy wy kiedyś skończycie te żałosne działania? - zapytałam.
- Nie. Miałaś ostatnio dużo szczęścia. Dzisiaj tyle go nie będziesz mieć - Odezwał się i zaczął mnie atakować.
Samolot miał zniszczoną tylną klapę. Podczas walki dodatkowo został uszkodzony jeden z silników i samolot zaczął spadać. Mężczyzna chwycił mnie i wleciał ze mną w środek samolotu. Nie zdołałam się uwolnić, ale strzeliłam w niego z pistoletu z niebieskim nabojem, spowodowało to zniszczenie jego skrzydeł.
Jednak nawet zniszczenie tych skrzydeł nie pomogło mi i uderzyłam wraz z statkiem w plaże. Wokół mnie się rozpętał się ogień.
- Ał... to bolało... - mówiłam wychodząc z samolotu już bez maski, ponieważ zrobiły się spięcia w przewodach. Przestępca leżał na ziemi, lecz po chwili podniósł się. Był ranny, a ja mocno poobijana.
- W ogóle jak się nazywasz? - trzymałam się za brzuch.
- Vultur. A ty kim jesteś małolato? Dlaczego się nie chcesz poddać? - ściągnął maske.
- Jestem Elizabeth Stark i nie mam ochoty się poddawać, nie leży to w mojej naturze. - posłałam mu wredny uśmieszek.
- Czyli to prawda, że Stark ma córkę. - Mówił śmiejąc się. - Spokojnie zaraz zrobię tak, że te plotki nie będą już prawdziwe.
Vultur zaczął mnie atakować na pięści. Dawałam sobie radę jednak w pewnym momencie dostałam porządnie w twarz, przez co się przewróciłam. Osłabiony Vultur cudem wyrwał z rozbitego samolotu pręt. W czasie którym on to robił ja próbowałam wstać, jednak zanim mi się udało kopnął mnie w brzuch i znów leżałam ziemi.
- To już twój koniec... - Mówił trzymając w ręce wyrwany pręt. - Ostatnie słowa?
- Starkowie zawsze mają asa w rękawie! - W tym momencie kopnęłam, przypalając go moimi silnikami w bucie. Mężczyzna się zachwiał i tym samym wypadł z jego ręki pręt, który trzymał. Nie tracąc ani chwili strzeliłam w niego lasera. - Chyba ty powinieneś mieć szansę na ostatnie słowa. - Mówiłam to stojąc nad nim z ręką gotową do strzału.
- Myślisz, że walczysz dla ludzi, a walczysz tylko dla siebie. Tak jak twój ojciec, gdzie się pojawicie tam są zniszczenia.
- Beznadziejne słowa. - Zużyłam na niego swój jednorazowy laser.
Odeszłam od niego ledwo trzymając się na nogach. Zaczęło robić mi się ciemno przed moimi oczami. Z mroczkami zobaczyłam jakąś postać, która się do mnie zbliżała.
Wystrzeliłam w zbliżającą się postać laser z rękawicy, jednak nie udało mi się celnie trafić, zawładnął mną mrok.
CZYTASZ
Symbiotyczna Relacja | Avengers
FanficCórka geniusza, miliarera, playboya i filantropa. Czy Elizabeth spotka miłość swojego życia? A może stanie się coś co zupełnie zmieni jej życie?