11. Fragile

505 87 39
                                    

Jimin z trudem łapał powietrze. Chciał wstać, ale strach całkowicie sparaliżował jego ciało — do tej pory czuł dotyk obcych dłoni na swojej szyi. Zmęczony oparł głowę o framugę drzwi i cicho jęknął. Ból, jaki go ogarnął, niewiele miał wspólnego z fizycznością. Po raz pierwszy zaczął przejawiać autentyczny lęk, który gubił się gdzieś pomiędzy oczekiwaniem a niezdrowym podnieceniem. Uśmiechnął się gorzko. Taki już był, że wszelkie skrajności pociągały go i wzniecały tęsknotę — jak niedopite wino. 

Min stanowił dla niego zagadkę. Zjawiskową zagadkę.

Park poruszył się nieznacznie i jak we śnie zaczął planować kolejne posunięcia. Mimo że odkrył przed pianistą swoje słabości, miał wrażenie, że to on rozdaje karty. Nie chodziło mu tylko o rywalizację — teraz kiedy zaangażował w to inne, głębsze emocje, zamierzał uderzyć w każdy jego czuły punkt. Obolały jęknął. Ponownie próbował stanąć na nogi, ale z tym samym, marnym rezultatem. Zrezygnowany wydał z siebie głębokie westchnięcie i na powrót zatopił się w myślach. Po chwili był już na tyle pochłonięty swoimi rojeniami, że nawet nie usłyszał zbliżających się kroków.

Namjoon ruszył schodami na piętro, kierując się prosto do pokoju. Gdy tak szedł zamyślony, nagle dostrzegł przed sobą leżącą postać. Drugoklasista nie zwlekał, od razu pognał przez korytarz wiedziony najgorszymi przeczuciami.

— Jimin... — szepnął zdenerwowany, przysuwając się gwałtownie. Właśnie zamierzał wziąć chłopaka na ręce, ale kiedy zauważył liczne zasinienia na jego szyi, wpadł w furię. — Zamorduję go! — zagroził pod adresem Mina i zerwał się z miejsca.

— Nie! 

Nam zatrzymał się w pół kroku i z niedowierzaniem spojrzał mu w oczy.

— Dlaczego? — zapytał ze złością, mimo że podświadomie znał odpowiedź.

— Kocham go — wydusił Jimin, ale z chwilą, gdy te słowa padły z jego ust, poczuł budzący grozę niepokój.

Wyższy nie krył zdziwienia. Osłupiały wpatrywał się w swojego współlokatora, a kiedy zdał sobie sprawę, że ten nie żartuje, wymamrotał tylko krótkie:

— Co?

— Kocham go — powtórzył tamten tak przekonująco, jakby odgrywał właśnie najważniejszą rolę życia.

— Chyba nie mówisz poważnie? 

Park odparł coś niewyraźnie i sprytnie uciekł wzrokiem.

Namjoon zastygł w bezruchu, nie kryjąc rosnącej irytacji. Dopiero jak unormował oddech, na powrót zbliżył się do pierwszoklasisty. Chwycił go na ręce, a następnie niezgrabnie nacisnął za klamkę. Po tym, jak jedną dłonią próbował zapalić światło, wszedł do środka i ułożył chłopaka na łóżku. Sam także przysiadł na posłaniu.

— Jimin, jesteś nienormalny lub walnięty. Jedno z dwóch — zaczął z udawanym spokojem. — Mam dość ratowania cię z każdej opresji. Rozumiesz? — mówiąc to, posłał mu gniewne spojrzenie, po czym wstał i oddalił się w kierunku okna.

— Nie chcesz być moim tatusiem? — rzucił blondyn z nutą drwiny, mimo że jego głos brzmiał bardzo niewinnie.

— Jimin! 

— Tragicznie idzie ci udawanie obojętnego... — kontynuował Park, nie odrywając oczu od swojego rozmówcy.

— Za to ty osiągnąłeś mistrzostwo w...

— Dotknij mnie — wtrącił się pierwszoklasista.

— Przestań.

— Nie udawaj niewiniątka.

Ivre de musique | YoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz